"Jeśli
pragniesz wymazać ból z mego serca, przyjdź i zniszcz mnie
Nie
patrz z takim smutkiem, przynajmniej na końcu uśmiechnij się
Tylko
dla siebie.”
Gackt – Lust for Blood
Dłuższą
chwilę przyglądał się Aoi'emu, upewniając się, czy brunet nie żartował. Po
chwili jednak westchnął głęboko, marszcząc brwi.
-Nie wydaję mi się, aby była to odpowiednia osoba na mojego
sojusznika - niemal warknął, zeskakując ze sceny.
-Skąd wiesz? Nawet nie próbujesz jej poznać. A poza tym
nie oszukujmy się, ale ty nigdy nie potrafiłeś trafnie oceniać ludzi. - Yuu
uśmiechnął się nieco ironicznie. Aki usiadł na jednym z krzeseł, po czym
odchylił głowę do tyłu, przymykając powieki.
-Potrafiłem rozgryźć tylko jedną osobę - wyszeptał jakby
sam do siebie. -Więc co proponujesz?
-To proste. – Brunet poprawił swojego twistera, po czym
ponownie położył się na deskach sceny. – Ludzi najlepiej rozgryza Takanori. Ma
do tego taki sam talent jak do śpiewania. Poproszę go by spotkał się z nią
kilka razy, po czym wyciągnął właściwe wnioski.
-Myślisz, że się zgodzi? – Wokalista zmarszczył czoło.
Może i nie znał Ruki’ego tak dobrze jak Shiroyama, ale wiedział, że blondyn od
intryg trzymał się z daleka. Brunet podniósł się do pozycji stojącej i wolnym
krokiem zaczął kierować się w stronę kulis.
-Jest mi winny przysługę. Takanori zawsze odpłaca się za
pomoc nawet, gdy tego nie chcesz – powiedział na tyle głośno, by usłyszał go
wokalista.
~
-Arigato. – Ruki uśmiechnął się do
dziewczyny, która przed chwilą skończyła go opatrywać. Siedziała teraz na
blacie stołu, w dłoniach trzymając kubek z kawą. Miyavi stał oparty o ścianę z
założonymi na torsie rękoma i wpatrywał się w Urumi z niemą prośbą o rozmowę.
Reszta Gazetto i Piekła postanowiła napaść na restauracje, znajdującą się
naprzeciwko wytwórni.
-Nie ma za co. W
sumie głupio wyszło. – Również posłała mu lekki, przepraszający uśmiech.
Czuła
się nieco nieswojo, będąc pod ostrzałem spojrzenia Miyavi'ego. Sprawiał on, że
nie potrafiła poczuć się w pełni swobodnie. Nie potrafiła być sobą. Ponadto
strasznie głupio było jej za ten wypadek. Nie lubiła, gdy ktoś niewinny przez
nią cierpiał.
Nagle
uniosła głowę i spojrzała Miyavi'emu prosto w oczy. Czemu miała przez niego
cierpieć? Przyszedł czas, aby pokazać mu, że doskonale radziła sobie bez niego!
W końcu nie była już małą dziewczynką, nie potrzebowała go do szczęścia!
Posłała mu ironiczny uśmiech i omal nie roześmiała się, widząc jak marszczył
czoło. Koniec użalania się nad sobą! Już ona mu pokaże ile stracił! Wreszcie na
światło dzienne wyszło jej druga „ja”. Obudziła się w niej ta mściwa
dziewczyna, dzięki której przetrwała niejeden dzień. Odstawiła kubek, schodząc
ze stołu, po czym uśmiechnęła się do blondyna. Tym razem jej uśmiech był
szczery, bez grama smutku.
-Co
powiecie na to, aby dołączyć do reszty? – zapytała, używając liczby mnogiej,
ale Matsumoto miał dziwne wrażenie, że zwracała się tylko do niego.
~
Obydwa
zespoły oraz Miyavi zebrali się w niewielkiej restauracji. Aki od czasu do
czasu spoglądał zdziwiony na Urumi. Była inna. Pełna życia, radosna, a w jej
oczach świeciły jakieś dziwne iskierki, których nie mógł rozgryźć. Nie wiedział
co wydarzyło się podczas jego nieobecności, ale musiało to być coś ważnego.
Swój wzrok przeniósł na Yuu, który zawzięcie
z nią dyskutował. Co chwilę wybuchali gromkim śmiechem.
-Ale i tak najbardziej uwielbiam te twoje ruchy bioder.
-Podczas tańca w tym złotym kimonie? – zapytał, marszcząc
czoło i ciągle się uśmiechając. Temat ich rozmowy kilku minut temu zszedł na
poczynania Yuu, z których Urumi miała niezły ubaw. Nie była jego zagorzałą
fanką, wiedział to, ale w sumie fajnie się z nią gadało.
-Nie, nie, nie. – Dziewczyna pokiwała przecząco głową. –
Ten na koncercie… Kurde nie pamiętam, która trasa i rok.
-No nie wiem, o który „taniec” ci chodzi. Pokaż jak to
wyglądało. – Uśmiechnął się szeroko, cicho się śmiejąc . Prowokował ją.
-To była groźba? –Rozbawiona uniosła brew, jednak wstała.
– Niech ci będzie. – Zaczęła naśladować jego ruchy.
-Aaaaaa już wiem! – Klasnął w dłonie. – Na YouTube jest
taki sześciosekundowy filmik. Mam go w ulubionych. – Parsknął śmiechem.
-Grunt to skromność. – Wywróciła oczami, siadając na
swoim miejscu.
-Wiesz… - spojrzał na nią, przekrzywiając głowę w bok. – Mogłem
nagrać jak mnie naśladujesz… Wrzuciłbym to na YouTube i też bym dodał do swoich
ulubionych – dodał patetycznie.
-Och… Czuję się zaszczycona. – Ponownie wzniosła oczy ku sufitowi
i roześmiała się głośno.
-Dobraliście się. – Reita rozbawiony ich zachowaniem
pokiwał niedowierzająco głową, na co oboje parsknęli głośnym śmiechem.
-Vix-chan… wszystko ok? - zapytał Kai,
nachylając się nad przyjaciółką, która siedząc z kamiennym wyrazem twarzy
wpatrywała się w rozbawioną parę.
-Taaa… - przeniosła wzrok na Tanabe.
-Ktoś jest zazdrosny – skwitował, uśmiechając się szeroko
i ukazując swoje urocze dołeczki.
-Nie jestem! – krzyknęła a widząc, że wszyscy klienci restauracji
zwrócili na nią uwagę zapadła się głębiej w fotelu. – No może… troszeczkę – dodała
dużo cichszym tonem głosu, rumieniąc się lekko.
-Wszystko dobrze Kari-chan?
–Shiroyama oderwał się od swojej pasjonującej rozmowy, patrząc na liderkę Piekła z troską w oczach.
-Tak, tak. Nie martw się. – Machnęła ręką.
~
Leżeli na boisku szkolnym,
patrząc w niebo. Na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy. W sumie jakieś
dziesięć minut temu powinni ruszyć na matematykę, ale boisko szkole wydawało
się dużo bardziej interesujące niż sala lekcyjna.
Dziewczyna zamruczała cicho,
wyciągając się, po czym zakryła twarz ręką. Promienie wiosennego słońca raziły
ją w oczy. Spojrzała kątem oka na bruneta, który podniósł się do pozycji
siedzącej i chwycił swój czarny futerał, z którego wyciągnął gitarę akustyczną.
Przeniósł swój wzrok na Urumi i uśmiechnął się szeroko.
-Pamiętasz jak
siedzieliśmy w kawiarni, ty piłaś kawę a mnie złapała wena? – Zaśmiał się
cicho.
-Mhm… Pożyczyłeś
różowy długopis z Pikachu od jakiegoś dziecka. – Wybuchnęła śmiechem,
przypominając sobie te sytuacje i minę wystraszonego chłopca. –Potem pisałeś
coś na różowej serwetce. I nie chciałeś mi pokazać! – Ostatnie zdanie
wypowiedziała z pretensją.
-Oj nie obrażaj
się. – Pochylił się nad nią i pocałował w czoło. – Po prostu nie dokończyłem
tego no i nie miałem wtedy gitary!
-Ech no dobra,
wybaczam ci ten incydent.
-Och dziękuję pani,
jest pani dla mnie zbyt łaskawa. Powinienem błagać na kolanach o wybaczenie i
spać pod twymi drzwiami – powiedział patetycznym tonem głosu.
-Nie, bo by cię
ktoś jeszcze zdeptał. – Wystawiła mu język.
-I bądź tu
człowieku romantyczny. – Westchnął, kręcąc głową, po czym oboje wybuchli
śmiechem. – No dobra, mniejsza. – Poprawił gitarę na swych kolanach. –Piosenka
ta nosi tytuł „Boku wa shitteru”. No i cóż… Dedykacja for you. – Puścił jej
oczko, zaczynając śpiewać. Jego palce sprawnie zahaczały o struny i przesuwały
się po gryfie. Śpiewając i grając jednocześnie, nie przestał patrzyć jej w
oczy. Jego usta wykrzywione były w lekki uśmiech, a delikatny wiatr bawił się
jego kolorowymi włosami. Ton głosu był ciepły, delikatny.
Po dłuższej chwili ostatni akord
zamilkł, a Miyavi delikatnie odłożył instrument na bok.
-To piękne… Nie
wiem, co powiedzieć. – Uśmiechnęła się szeroko, siadając.
-Wystarczy, że
podziękujesz. – Miyavi wskazał na swój policzek, chowając gitarę do pokrowca.
-Arigato. –
Pocałowała go we wskazane miejsce, na co chłopak uśmiechnął się bardzo szeroko.
-Było warto się
męczyć. – Zachichotał, po czym wstał i wyciągnął rękę. Po chwili dziewczyna
stała naprzeciwko niego. – No a teraz wracamy na połowę lekcji. – Złapał ją za
rękę, po czym zaczęli biec w stronę szkoły.
~
Wpadli z hukiem do sali
matematycznej. Wystraszony nauczyciel w podeszłym wieku podskoczy, upuszczając
skrawek kredy, którym pisał. Oboje zdyszani patrzyli na niego z niemym
rozbawieniem w oczach.
-Znowu! Co ja z
wami mam?! Czemu bogowie skazali mnie na waszą dwójkę?! – Profesor zirytowany
zaciskał pięści.
-Gomene sensei.
Ale… - Miyavi przekrzywił głowę, myśląc o jakimś sensownym wytłumaczeniu ich
dwudziestominutowego spóźnienia.-Ale czarny kot przebiegł nam drogę i
musieliśmy iść naokoło, a potem jeszcze zabłądziliśmy na drodze życia. –
Pokręcił głową w geście rezygnacji. Urumi omal nie parsknęła śmiechem, gdy
brunet zaczął tłumaczyć się tekstami z „Naruto”.
-Do… Dyrektora!
Migiem! – krzyknął mężczyzna, czerwieniejąc na twarzy.
-Ok, ok. Niech panu
będzie. – Zrezygnowany odwrócił się. – Tylko żeby nie było, że nie ostrzegałem!
– Spojrzał w stronę profesora, posyłając mu ostrzegające spojrzenie. – Czarne
koty czyhają na każdym kroku – dodał z powagą.
-Wynocha!
-Ohayo! Jest dyrektor? – Urumi
oparła się o biurko sekretarki, która spojrzała na nią wrogo.
-Jest, ale zajęty –
odpowiedziała, poprawiając swoje paskudne okulary w kształcie spodu szklanki.
-Dobrze. –
Wyprostowała się, po czym oboje weszli do gabinetu bez jakiegokolwiek
uprzedzenia.
-Ale…! – Zanim
zamknęli drzwi usłyszeli krzyk protestu sekretarki.
-Ohayo szefunciu. –
Przywitali się, zasiadając na fotelach.
-Kogo ja widzę? Moi
ulubieni uczniowie. – Mężczyzna odłożył pióro, po czym uśmiechnął się szeroko.
Był – o dziwo – młodym, zaledwie dwudziestodziewięcioletnim brunetem. Jego
długie włosy zawsze były spięte w kucyk, a w brązowych oczach tliły się dziwne
iskierki. Lubił Miyavi’ego i Urumi. Nie byli tacy jak przeciętni uczniowie tej
szkoły: poważni, pilni, mili. Ta dwójka była niezwykle szalona, mówili to, co
myśleli. Jednym słowem nie byli nudni. -Kawy, herbaty? – zapytał, splatając ze
sobą palce.
-Nie, dziękujemy.
Chcemy tylko przesiedzieć tu lekcje matematyki. – Dyrektor pokiwał ze
zrozumieniem głową, słysząc słowa Urumi.
-Jak tak dalej
pójdzie to będę musiał szukać nowego matematyka. – Zaśmiał się głośno.
Miyavi
westchnął głęboko, wspominając stare, dobre czasy. Zauważył, że towarzystwo
powoli się rozchodziło. Zostali tylko gitarzyści GazettE, Vixen i Urumi, która właśnie wstawała.
-Było miło was poznać chłopaki. – Miała na ustach ten
szeroki uśmiech, za którym tak tęsknił. –Ale muszę już iść – mówiąc to zawijała
swój szalik wokół szyi.
-No cóż… Jeszcze nie raz się spotkamy. – Aoi puścił jej
oczko.
-No ba! I mam nadzieje, że zobaczę twój taniec na żywo – powiedziała
z rozbawieniem. – Trzymajcie się.
-Urumi-chan!
Czekaj! – Solista spontanicznie złapał ją za nadgarstek. –Odprowadzę cię.
Uniosła
głowę, patrząc w jego ciemne, brązowe oczy. Widziała w nich tę prośbę, którą
miał już od początku dzisiejszego spotkania. A ona? Stała niewzruszona, a maska
obojętności szczelnie okrywała jej twarz. Opuściła delikatnie głowę, lekko
przymykając oczy a jej wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu. Skrzywił się
lekko.
-Odprowadzić?
– Prychnęła cicho. Wiedziała, że każde jej słowo wypowiedziane z oschłością go
raniło. Ale chciała, aby poczuł się tak jak ona, gdy tak bezczelnie ją porzucił.
Ponownie utkwiła wzrok w jego oczach. –Posłuchaj mnie Ishihara, bo nie będę ci tego powtarzać w nieskończoność. Odczep
się ode mnie, do cholery. Mam cię dość. Zrozum wreszcie, że wykreśliłam cię z
mojego życia raz na zawsze. To, że znów się w nim pojawiłeś było czystym i
cholernym zbiegiem okoliczności! A teraz wybacz, ale nie mam największej ochoty
na rozmowę z tobą. – Wyrwała swoją rękę z jego uścisku, po czym odwracając się
ostentacyjnie na pięcie, wyszła z pomieszczenia. Miyavi stał jak słup soli,
wpatrując się w podłogę martwym wzrokiem. Zagryzł kolczyk i zamknął mocno
powieki, starając się uspokoić. Słowa dziewczyny boleśnie przeszyły jego serce,
czuł jakby coś rozrywało go od środka. Mechanicznym wręcz ruchem odwrócił się w
stronę stolika. Złapał w rękę swoją kurtkę i szalik, po czym posłał reszcie
smutny uśmiech.
-To… Do zobaczenia – mruknął cichym tonem głosu. Wyszedł
z restauracji nawet się nie ubierając. Był tak skołowany i zamyślony, że nie
czuł zimna.
Co
zrobił nie tak? Przecież chciał tylko odnowić ich przyjaźń, zacząć wszystko
jeszcze raz. Tak bardzo mu jej brakowało, jej uśmiechu, śmiechu, roześmianych
oczu i jej pomysłów. W sumie widział ją dziś radosną… Ale ta radość nie była
spowodowana jego osobą i to go raniło. Jeszcze jej słowa, ton głosu, te zimne
szaro-niebieskie oczy były niczym sztylet.
Zagryzł
mocniej wargę, czując jak po jego policzku spływa pojedyncza łza. Ignorując
zupełnie piski fanów na jego widok i prośby o autograf szedł przed siebie. To
go teraz zupełnie nie interesowało. Chciał znaleźć się w swoim mieszkaniu, sam
ze swoimi myślami.
Drgnął,
czując wibracje telefonu. W pierwszej chwili nie zareagował, było mu zupełnie
obojętne, kto dzwonił i co od niego chciał. Ale… Może to Urumi? Z tą myślą
szybko wygrzebał komórkę z kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz odebrał.
-Moshi moshi? –
W jego głosie można było wyczuć smutek jak i cień nadziei.
-Witaj Miyavi.
– Westchnął cicho, słysząc po drugiej stronie głos Gackt’o. Jednocześnie
zganiał się za głupotę. Przecież Urumi nie miała jego numeru. –Wiesz, że
dzisiaj jest spotkanie? Dasz radę przyjść? – W tle słyszał szeleszczenie
kartek.
-Mhm.
-Coś się stało?
– Niemal widział jak brunet marszczył czoło.
-To nie jest rozmowa na telefon – mruknął cicho.
-No dobrze… To
wpadnij do mnie wcześniej, to porozmawiamy.
-Trzymaj się.
-Ja na pewno. To ty
się trzymaj.
~
-Wejdź
do środka. Kawy, herbaty, coś mocniejszego? – Brunet wpuścił solistę do domu
troskliwie mu się przyglądając. Traktował Miyavi’ego jak młodszego brata i nie
ukrywał tego, że martwi się o niego. Zwłaszcza w takich chwilach, gdy ten
wiecznie uśmiechnięty chłopak był po prostu przybity. Ishihara westchnął
ciężko, ściągając buty. Kurtkę i szalik rzucił niedbale na niską szafkę,
stojącą w przedsionku. Ociężałym krokiem skierował się w stronę salonu.
-Może być herbata. – Znów ten cichy, pozbawiony życia
głos. Gackt’o skinął głową, udając się do kuchni.
Takamasa
położył się na czarnej, skórzanej kanapie i skierował swój wzrok za okno.
Ładny, zadbany ogród wyglądał malowniczo, gdy okrywała go gruba płachta białego
puchu. U Gackt’o zawsze czuł się swobodnie, mógł powiedzieć, że to był jego
drugi dom. Znów westchnął głośno.
-Proszę. – Satoru położył kubek parującej cieczy na
blacie stołu. Sam usiadł w głębokim fotelu, zakładając nogę na nogę. W dłoni
trzymał kieliszek z czerwonym winem. Miyavi lekko uśmiechnął się na ten widok.
W takich chwilach Gackt’o przypominał mu arystokratę. I musiał przyznać, że to
do niego bardzo pasowało. –Więc? – Okabe uniósł brew, upijając łyk czerwonej
cieczy. Każdy jego ruch zawierał w sobie jakąś niesamowitą grację i wyrafinowanie.
Brązowooki podniósł się do pozycji siedzącej, łapiąc w ręce kubek.
-Znasz Urumi - zaczął.
-Bratanice Sugizo? Znam od kilku lat.
-Ja też. – Uniósł swój wzrok patrząc na bruneta. – Kiedyś
byliśmy przyjaciółmi.
-Więc co się zmieniło? – Mężczyzna zmarszczył brwi.
-Widzisz… - Miyavi przymknął delikatnie oczy, odłożył
kubek i wstał, podchodząc do okna. Oparł głowę o szybę. – Pewnego dnia, gdy
moja solowa kariera nabierała już rozpędu, postanowiłem ją odwiedzić. Wiesz, co
powiedzieli mi jej rodzice? – zapytał, po czym prychnął. – Że ona nie chce mnie
widzieć, że wyjechała na studia za granice i nie chce mieć ze mną nic
wspólnego! – Uniósł głos, uderzając dłonią w ścianę. – A tymczasem ona była na
wyciągnięcie ręki. Była tutaj w Tokio. – Oparł się o szybę plecami . –Od zawsze
była dla mnie cholernie ważna… Wiedziała o mnie dosłownie wszystko. Chciałem
przywrócić tamte czasy. Powiedziała, że już dawno wymazała mnie ze swojego
życia – zakończył swoją wypowiedź niemal szeptem. Satoru wstał ze swojego
miejsca, odkładając kieliszek, po czym zdecydowanym krokiem podszedł do chłopaka.
-Daj jej trochę czasu. Niech wszystko sobie przemyśli – mówił,
przekonywującym tonem głosu. -Kobiety są delikatne. Nawet te, które w naszych
oczach uchodzą za silne.
~
Siedział
na parapecie, głowę opierając o szybę. Jasne kosmyki włosów opadały mu na twarz,
zasłaniając oczy. Jego ręka szybko poruszała się, zapisując kolejne krzaczki.
Był jak zahipnotyzowany. Nieobecny wzrok utkwiony w białej kartce papieru i te
automatyczne ruchy. Słowa same układały się w zdania przesączone emocjami. Uwielbiał
takie ataki weny, podczas nich czuł się tak jakby odkrywał na nowo samego
siebie.
Po
dłuższej chwili odetchnął głęboko, unosząc głowę. Uśmiechnął się lekko,
podrzucając długopis. Zadowolony z efektów działania swojej weny zamknął
zeszyt, po czym zeskoczył z parapetu. Zerkając na zegar ścienny zaczął się
przeciągać. Postanowił skierować się do łazienki w celu wzięcia długiej,
relaksującej kąpieli.
Nagle
przeklął siarczyście, gdy ktoś zniweczył jego plany, dzwoniąc dzwonkiem. Z
westchnieniem skierował się w stronę wejścia. Otworzył drzwi z rozmachem i już
miał rozpocząć długie kazanie po tytułem: „Wizyty po dwudziestej drugiej
powinny być zapowiedziane z tygodniowym wyprzedzeniem”, gdy jego oczom ukazał
się szczekający zębami Aoi.
-Stary wpuść mnie, bo umrę. – Gitarzysta przesunął blondyna
i wszedł do środka.
-Co… Ty… tu… robisz?! – Ruki zaciskając zęby trzasnął
drzwiami.
-Musimy pogadać, a wcześniej nie było do tego
sposobności. – Yuu podrapał się po głowię, po czym ściągnął kurtkę i glany. Bez
zbędnych słów skierował się do salonu, usiadł na kanapie i okrył się leżącym
tam kocem.
-Nie mogłeś przyjść wcześniej?! – Wokalista skrzyżował
ręce na torsie, siadając na blacie stołu naprzeciwko bruneta. Gniewnym wzrokiem
wpatrywał się w chłopaka.
-Nie mogłem. - Pochylił głowę w bok, uśmiechając się
szeroko. – Musiałem kogoś odprowadzić a później…
-Mniejsza z tym. Wolę nie wiedzieć, co było później. –
Blondyn uśmiechnął się nieco ironicznie, na co Shiroyama wywrócił oczami.
–Więc, o co chodzi?
-Bo widzisz… Pamiętasz jak pomogłem ci w ucieczce przed
fankami? A sam przypłaciłem to rozerwaniem koszulki i prawie utratą życia?
-Bez przesady. Tylko omal cię nie udusiły. – Takanori
zaśmiał się cicho.
-Bardzo, ale to bardzo zabawne. Dobra do rzeczy. Chcę
abyś kilka razy spotkał się z Urumi.
-W jakim celu i czemu ja? – Wokalista unosząc brew
zaczesał kosmyk włosów za ucho.
-Bo widzisz... To ty najlepiej oceniasz ludzi. Chcę się
czegoś o niej dowiedzieć. Najlepiej wszystkiego. Czym się interesuje, jaka była
jej przeszłość, jaki ma charakter i najważniejsze, czy można jej zaufać.
-Co ty kombinujesz Yuu? – Zmarszczył czoło zastanawiając
się nad jego intencjami. Czyżby Shiroyama się zakochał? Nie… To nie było
możliwe, bo Yuu miał już swój obiekt westchnień. A on nie odkochiwał się tak
szybko. Tu musiało chodzić o coś bardziej intrygującego i złożonego.
-Nie ważne. To moja sprawa. Ale bez obawy! – Brunet
uniósł ręce do góry. –Dziewczynie nic a nic się nie stanie. Pomożesz mi?
-Ech Yuu… - Matsumoto kręcąc głową usiadł na fotelu. –Nie
lubię czegoś takiego. Zazwyczaj nie mieszam się w takie sprawy… No, ale… Jesteś moim przyjacielem i jestem ci winien
przysługę, więc się zgadzam. – Westchnął. – Tylko nie oczekuj zbyt wiele ode
mnie. Okres trwania tego… planu może być długi. Nie mogę się jej narzucać,
muszę robić wszystko z wyczuciem. Nie chcę, aby się zorientowała, że coś jest
nie tak.
-Jesteś wielki! – Yuu wstał szybko, zrzucając z siebie
koc. – Okay, okay rozumiem. – Uśmiechnął się szeroko. -A teraz ja ne! Spadam do domu. Arigato – dodał kierując się w stronę
przedsionka. Ubrał się i rzucając głośne „Oyasuminasai!” wyszedł z mieszkania Ruki’ego. Blondyn pokiwał niedowierzająco głową, mając na
ustach lekki uśmiech. Zaraz jednak spoważniał. Czekało go w sumie trudne zadanie.
Ale nie chodziło o to, że miał ocenić dziewczynę. To robił już nie raz.
Chodziło mu o to, że prawdopodobnie będą gryzły go wyrzuty sumienia. Nie lubił
mieszać się w intrygi, ale jednocześnie nigdy nie odmawiał pomocy przyjaciołom.
W
gruncie rzeczy wolał nie wiedzieć, o co naprawdę chodziło Aoi’mu.
~
Było
już po północy, gdy Sugizo skonany wrócił do domu. Cicho otworzył drzwi i
wszedł do środka. Zmarszczył brwi widząc, że wszystkie światła są zgaszone.
Czyżby Urumi już spała? Przecież zawsze narzeka, że nie mogła zasnąć przed
pierwszą w nocy. Delikatnie oparł futerał z gitarą o ścianę, po czym ściągnął
kurtkę i buty. Od razu skierował się w stronę pokoju bratanicy. Wszedł i
uśmiechnął się lekko, widząc leżącą dziewczynę na łóżku. W uszach miała
słuchawki a lekkie światło lampki odbijało się od białych kartek zeszytu. Sugizo
usiadł na brzegu łóżka.
Uśmiechnął
się szeroko, gdy spojrzała na niego. Odłożyła zeszyt, długopis, po czym wyciągnęła
słuchawki z uszu, wyłączając muzykę.
-Coś się stało? – zapytała, marszcząc brwi. Mimo uśmiechu,
dostrzegła w jego oczach cień smutku.
-Twój ojciec do mnie dzwonił. – Westchnął ciężko. Urumi
znieruchomiała, otwierając usta. Jej tęczówki lekko drgały.
-I… co mówił? – Jej cichy szept i zaciśnięte dłonie na
pościeli były oznaką bezsilności.
-Powiedział, że przyjedzie tu z twoją matką… że chcą się
przeprowadzić do Tokio, zacząć nowe życie i chcą abyś z nimi zamieszkała.
-Nowe życie?! – Uniosła głos a w jej oczach zebrały się
łzy. –Słyszałam to tysiąc razy. Już dawno przestałam wierzyć w ich słowa… - Spojrzała
na szatyna. –Wujku… Nie każ mi tam wracać. Jak tylko zarobię pieniądze to
wynajmę jakieś mieszkanie i się stąd wyniosę.
-Uru-chan… - Gitarzysta
lekko pokręcił głową, po czym przytulił do siebie dziewczynę. – Nie mam zamiaru
cię stąd wyrzucać. Jesteś dla mnie jak córka. Jak tu przyjadą to z nimi
porozmawiam.
-Nie zostawisz mnie z nimi? – zapytała, wtulając głowę w
jego szyję.
-Pewnie, że nie Uru-chan,
musiałbym nie mieć serca. – Ucałował ją w czubek głowy.
Urumi w końcu postanowiłam przestać się w końcu nad sobą użalać, bo po co właściwie miałaby to robić?
OdpowiedzUsuńWidać, że kiedyś ona i Meev byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi, ehh i wszystko nagle musiało się skopać. Cóż życie.
Sorry Ruki nie masz wyjścia.
To się teraz zacznie. Rodzice Urumi nadchodzą.
Często jest tak, że "prawdziwi przyjaciele" odchodzą, albo robią coś, przez co my ich nie chcemy widzieć na oczy.
UsuńRuki został troszkę wkopany, bo honor nie pozwolił mu odmówić xD
Dobra decyzja Urumi. Nawet świetna, moja krew... (dobra, nie do końca XD)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta relacja z Miyavim się rozwaliła, byliby świetną parą :3.
Kochany wujek będzie walczył -na serio zazdroszczę jej tego <3.
PISZ NOTKĘ BEJBUŚ, BO PRZYJADĘ DO CIEBIE W NOCY I BĘDĘ STRASZYĆ :D
Za notkę wezmę się dziś albo jutro jak przyjadę od neurologa. Teraz jestem po prostu padnięta :<
UsuńUrumi raczej traktowała go jak przyjaciela i do głowy jej nie przyszedł nawet pomysł, że mogliby być parą xD
Wiem, też jej tego zazdroszczę :<
Mam nadzieję, bo jak nie, to odpalam moje słit lupcio i naślę na Ciebie różowe motylki xD.
UsuńBiedny Miyavi no, znowu :c.
Oj, będziesz przeżywać, że Uru nie będzie z Miyavi'm tylko z tą postacią, której nie lubisz? xDDD
UsuńNo nie bij -.- Po prostu jestem tam zmęczona, że zaraz usnę na siedząco.
Ja to będę zawsze przeżywać, przecież wiesz, jaka jestem XD.
UsuńNie śpij, masz ze mną gadać :D
Nie śpię, bo czekam na obiad <3 Dzisiaj jadłam tylko i wyłącznie batoniki musli xD
UsuńWiem, do końca życia mi tego nie wybaczysz xD
No to się porobiło.
OdpowiedzUsuńMiyavi, coś ty zrobił, że Urumi cię tak nie cierpi?
Męska duma i honor to złe połączenie, gdy masz przyjaciół, którzy to wykorzystują :D Ruki też się nieźle wkopał :D
Rodzie Urumi.... można rzec, że "Winter is coming", gdyby nie fakt, że już nadeszła :D no... ale wiesz, o co kaman :D