piątek, 3 października 2014

[07] Mamo kup mi czołg!

„"Patrz na mnie, na nikogo innego, tylko na mnie"
Zauważyłaś, że dziś zmuszaliśmy się do uśmiechu
[…]
To boli, jesteś zimna
Mam wrażenie, że moje serce rozpadnie się z bólu
Czemu, czemu moja skóra tak na to reaguje?”
Miyavi – „I love you, I love you, I love you and I hate you”

                Urumi przeczesała włosy palcami i westchnęła głęboko, po czym sięgnęła po butelkę z wodą, stojącą obok szafki nocnej. Odkręciła nakrętkę i upiła kilka łyków. Odkładając wodę spojrzała na Ruki’ego, który rozbawiony uważnie się jej przyglądał.
-Gomene, przysnęłam – powiedziała cicho, wstając z podłogi z małą pomocą blondyna. Uśmiechnęła się przepraszająco, przez chwilę patrząc mu prosto w oczy. Musiała przyznać, że ich barwa i te tajemnicze iskierki były niesamowite. Mleczno brązowe tęczówki wydawały jej się pełne ciepła. A może to jego spojrzenie takie było? Przez moment zastanawiała się jakby wyglądały jego oczy płonące ze wściekłości. Jednak nie zamierzała sprawdzać tego na własnej skórze. Z jej rozmyśleń wyrwało ją chrząknięcie chłopaka.
-Gomene – szepnęła, spuszczając wzrok. Wokalista zaśmiał się cicho.
-Nie minęło nawet pięć minut a ty już przeprosiłaś mnie dwa razy. Ciekawe co będzie później – mruknął, wyraźnie rozbawiony. Urumi przeniosła na niego wściekłe spojrzenie, jednak jej prawdziwe uczucia zdradzały wesołe iskierki.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele! – uniosła nieco głos, po czym przybliżyła się do niego na taką odległość, aby mogła szeptać mu do ucha. –To, że zaprosiłam cię na kawę to jedynie dowód mojej wdzięczności. A teraz rozgość się, a ja się ogarnę i zrobię tę kawę - wyszeptała tajemniczym tonem głosu i odsunęła się od niego, wychodząc z pokoju.
-Chyba już się obudziła – pomyślał Ruki, parskając cichym śmiechem. Podszedł do okna, zamyślonym wzrokiem patrząc na ulice zatłoczonej stolicy. Z jego ust nie schodził delikatny uśmiech. Jedno było pewne: nigdy nie potrafił przewidzieć jej reakcji. Raz ostra, pewna siebie, niezależna kobieta, następnym razem wesoła, pełna optymizmu nastolatka, a w innych sytuacjach – nieco rzadziej – pesymistyczna, przerażona dziewczynka. Jaka była naprawdę? Sam się w tym gubił. Może dlatego, że jej nie znał? Nie potrafił dostrzec jej wszystkich masek, które były niemalże idealnie dopasowane. Umiała maskować uczucia, a to było irytujące, przynajmniej dla niego.
                Westchnął cicho, a zauważywszy półkę z dość obszerną kolekcją płyt, skierował się w jej stronę. Jego zaciekawiony wzrok sprawnie przesuwał się po brzegach opakowań. Znajdowały się tam całe dyskografię ustawione w porządku alfabetycznym nazw zespołów, a potem datą produkcji.
-DELUHI, Dir En Grey, Hide, Luna Sea, Malice Mizer, Moi Dix Mois, nie możliwe. – Zmrużył lekko oczy, patrząc uważnie na doskonale znane mu tytuły albumów i singli – twórczości jego zespołu. Czyżby Urumi była ich fanką?
-Nie dziw się tak. – Drgnął, słysząc jej poważny ton głosu. Stała jakieś piętnaście centymetrów za nim, patrząc na swój zbiór. –Nie jestem jakąś napaloną fan girl – kontynuowała, gdy chłopak spojrzał na nią kątem oka. –Mam tu zebraną twórczość ludzi, którzy mnie inspirują. – Wzruszyła ramionami, widząc jak Takanori uniósł brew.
-Czyżbym cię inspirował? – zapytał, starając się ukryć ciekawość rozbawieniem. Brunetka skinęła głową, biorąc do ręki jedną z płyt, po czym powoli podeszła do wieży.
-Uważam, że jesteś utalentowanym i wrażliwym człowiekiem. Przynajmniej tego jestem pewna, czytając i słuchając tekstów twoich piosenek. No i tego, że… - przerwała na moment. –Że kiedyś zostałeś zraniony przez osobę, którą darzyłeś wielkim uczuciem – wypowiedziała to zdanie niemal szeptem. Matsumoto drgnął, odpędzając od siebie powracające wspomnienia. Wbił pytający wzrok w kobietę, gdy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Nakigahara. –Uwielbiam ten utwór. Jego tekst i emocje w twoim głosie. I ten ironiczny śmiech w pewnym momencie… Ta piosenka jest piękna. – Uśmiechnęła się lekko, patrząc na wokalistę. – Jeżeli chcesz to wyłączę… - dodała szybko, widząc jego zamyśloną minę. Ruki otrząsnął się z myśli, uśmiechając się smutno i pokręcił przecząco głową.
-Może kiedyś opowiem ci jaka jest geneza tego utworu – zastanowił się na głos. Urumi przeklęła się w duchu i wyłączyła wieżę. Podeszła do blondyna, po czym bez słowa mocno go przytuliła. Takanori objął ją w pasie, wtulając głowę w jej szyję. Poczuł jak dłonie basistki przeczesują jego długie włosy.
-Gomene – szepnęła.
-To już trzeci raz. – Zaśmiał się cicho, chcąc rozładować napiętą atmosferę, po czym oderwał się od niej.
-Oj tam, oj tam. – Wywróciła oczami. – Chodźmy się napić.
-Hmm… Chcesz mnie upić? – Takanori zapytał wyraźnie rozbawiony. Chyba drażnienie jej weszło mu w nawyk. Uśmiechnął się do swych myśli, gdy dziewczyna spojrzała na niego gniewnie.
-Kawą? No, no, no… To jak kawą się upijasz to boję się tego jak reagujesz na alkohol – odgryzła się, siadając na łóżku z kubkiem gorącej cieczy.
~
                Zmęczony opadł na kanapę, palcami masując obolałe skronie. Głowa pulsowała mu bólem zupełnie jakby ktoś uderzał chaotycznie pałeczkami od perkusji w jego czaszkę. Skrzywił się lekko, przymykając oczy. Swoje ledwo żywe spojrzenie umieścił w suficie. Zupełnie jakby chciał, aby on udzielił mu odpowiedzi. Westchnął cicho, po czym syknął, gdy do pomieszczenia ktoś bezceremonialnie wparował.
-Byłeś świetny! Publika cię kocha! Dziennikarze cię kochają! Ja cię kocham! Wszyscy cię kochają! Jesteś mistrzem! – zaczął się wydzierać manager, tryskając szczęściem. Miyavi uniósł brew i posłał mu spojrzenie mówiące: „Daj mi spokój człowieku, bo umieram”, po czym zamknął oczy. –Rozchmurz się młody. Jesteś świetny, jesteś sławny, jesteś mistrzem gitary! – dodał Takashi, siadając na obrotowym krześle. Meev dźwignął się z kanapy a jego wzrok przepełniony był smutkiem i znużeniem.
-Nic o mnie nie wiesz – mruknął do siebie, biorąc do ręki skórzaną kurtkę. Przeczesał palcami spadające na oczy włosy i skierował się w stronę drzwi.
-Wiem więcej niż ci się wydaje Takamasa… - szepnął do siebie szatyn, gdy rozległ się trzask zamykanych ościeżnic.

                Założył kurtkę i okulary przeciwsłoneczne, patrząc się tępo przed siebie. Idąc tak uliczkami stolicy czuł jak to wszystko coraz bardziej go przytłacza. Jak przytłacza go sytuacja z Urumi. Westchnął cicho, unosząc twarz do ciemniejącego już nieba. Myśli o tej drobnej brunetce uporczywi tułały mu się po głowie, nie dając mu spokoju. A jej zachowanie... Wzrok… To bolało. Poczuł się jak drań, który potrafił tylko ranić. To, że był gwiazdą nie znaczyło, że nie miał uczuć! Wręcz przeciwnie! Mimo tego, że był strasznie radosną i pełną energii osobą, był także bardzo wrażliwy. Czyżby Urumi o tym zapomniała? A może ona myśli, że on się zmienił? Że nie był tym Miyavi’m, którego znała? Jeżeli tak to musiał jej udowodnić, że tak nie było! Że wcale się nie zmienił! Tylko pozostaje pytanie: jak miał to zrobić?
                Z westchnięciem zirytowania spojrzał przed siebie i zamarł na moment. Przed nim po chodniku szedł Ruki a obok niego rozpromieniona Urumi, która właśnie obracała się wokół własnej osi. Kilku ludzi dziwie się na nią spojrzało, jednak ona posłała im jedynie szczere uśmiechy. Taką ją pamiętał… Tylko czemu nie była taka przy nim? Czemu przy Takanori’m odkryła swoje prawdziwe „ja”, a przy nim się maskowała? Potrząsnął głową, wybudzając się z myśli, po czym szybko schował się za słupem, chcąc pozostać niezauważonym. Z tęsknotą patrzył na oddalającą się dziewczynę i zganił się za tchórzostwo. Pokręcił niedowierzająco głową, po czym wolnym krokiem ruszył przed siebie. Wiedział jedno: Tak łatwo się nie podda. Zbyt mocno zależało mu na jej przyjaźni, by po raz drugi sobie odpuścić.
~
                Ta dziewczyna coraz bardziej wydawała mu się żeńską wersją Meev’a. Ona też miała w sobie to „coś”, co przyciągało do niej ludzi. Pewność siebie, poczucie humoru, optymizm i ta wewnętrzna energia, która była niemalże namacalna. Czemu nie zauważył tego od razu? Może dlatego, że z początku maskowała to „podobieństwo”? Całkiem możliwe. Teraz doskonale to widział. Mógł wywnioskować tyle, że oboje mieli na siebie duży wpływ. Przyjaciele, para, kochankowie? Tego nie wiedział. Nie chciał zbytnio wchodzić z butami w czyjeś życie, a skoro Miyavi mu o tym nie powiedział, to musiał mieć swoje powody.
                Spojrzał na dziewczynę, która nieco się rozchmurzyła. Gdy wypili kawę, oboje zgodnie stwierdzili, że siedzenie w domu było nudne. Zwłaszcza w tak piękne, zimowe popołudnie. Akurat tę cechę mieli wspólną – uwielbiali zimę.
                Kątem oka zauważył dobrze znaną mu postać, kryjącą się za jednym z dość szerokich słupów. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym czemu Takamasa się ukrywał. Jednak postanowił udać, że go nie zauważył. Spotka się dziś z nim jak tylko wróci do domu. Przecież solista musiał odebrać od niego kluczę do swojego mieszkania. Wtedy porozmawiają i to poważnie.
                Ponownie utkwił wzrok w kroczącą przed nim dziewczynę. Jak zwykle uparła się, że nie potrzebowała kurtki. Szła w rozpiętej, czarnej bluzie. Takanori’emu udało się jedynie wymusić, aby ubrała szalik, o co również była zażarta kłótnia. Wygrał ją dzięki Sugizo, który rozbawiony przyglądał im się wtedy uważnie. Uśmiechnął się do siebie lekko. Z nią, tak samo jak z Myv, nie można było się nudzić.
-Co robisz? – zapytał rozbawiony, przyglądając się Urumi, która beztrosko leżała na śniegu. Ręce miała pod głową a twarz wystawioną w stronę zimowego słońca. Właśnie doszli do dość małego, jednakże bardzo pięknego parku. Ruki pamiętał jak któregoś dnia został wepchany przez fanki do stojącej nieopodal fontanny.
-Opalam się, nie widać? – Basistka uniosła brew, mając zamknięte oczy. Rozkoszowała się właśnie przyjemnym zimnem, które powoli ją ogarniało. Usłyszała cichy chichot swojego towarzysza, a następnie trzeszczenie śniegu, który ugniótł się pod jego ciężarem.
-Jak możesz tak leżeć? Zimno… - Usłyszała po kilku minutach jęk Takanori’ego. Wokalista postanowił zastosować nieco inną metodę. Odwrócił się na lewy bok, po czym ułożył swoją głowę na brzuchu dziewczyny. Brunetka otworzyła powieki i spojrzała na niego wzrokiem mówiącym: „Ty chyba sobie ze mnie żartujesz."
-Eetto… Dobrze się czujesz? – zapytała szczerze zdziwiona.
-Ossu… Teraz mi ciepło i wygodnie… Mógłbym tak usnąć. – Zaśmiał się cicho, przymykając lekko powieki. Usłyszał śmiech Urumi a potem jej ciche słowa, które brzmiały miej więcej jak „Czy wszyscy j-rockerzy są tacy śmiali i spragnieni czułości?”. Skinął jedynie delikatnie głową, będąc zdziwiony tym, że brunetka go nie odepchnęła. –Urumi-chan… - wymruczał cicho, nieco sennym tonem głosu. –Mogę zadać ci pytanie dotyczące Miyavi'ego? – zapytał cicho, zupełnie jakby bał się tego, że basistka mogła stąd uciec. Jednak ona westchnęła tylko głęboko, po czym odchyliła głowę do tyłu.
-Takanori-kun… - jęknęła niemal prosząco. – Nie wiem czy… czy potrafię o nim rozmawiać – dodała zamykając oczy, w których malował się smutek pod postacią słonych łez. Ruki oderwał głowę od jej brzucha, po czym ułożył się tak, aby móc patrzeć jej w twarz. Wisiał nad nią, opierając cały ciężar ciała na wyprostowanej w łokciu ręce, a jego druga dłoń spoczęła na jej policzku.
-Nie chcę cię ranić. – Jego szczere słowa spowodowały, że Urumi spojrzała mu głęboko w oczy. W swoim życiu tylko od trzech osób usłyszała tak cholernie ważne słowa. Zdziwiona czekała na rozwinięcie wypowiedzi blondyna. –Chcę jedynie pomóc tobie i Miyavi’emu. –Zauważył jak drgnęła słysząc jak wymawia pseudonim przyjaciela. –Znam go od kilku lat… Zawsze radosny, uśmiechnięty i szalony gitarzysta teraz jedynie snuje się jak cień. To boli… Gdy widzę w takim stanie przyjaciela i nie mogę mu pomóc. Wiem, że ty też cierpisz z jego powodu, tak jak on z twojego… Nie mam pojęcia kim dla siebie byliście… Ani co się wam przydarzyło.  Jeżeli nie chcesz to nie musisz mi o tym mówić, ja to całkowicie rozumiem. Ale proszę cię. – W jego głosie wyczuwała smutek i troskę o przyjaciela. Doskonale też wdziała zmianę w oczach wokalisty… Na początku spotkania były ciepłe, wesołe… A teraz przytłumione smutkiem spowodowały, że Urumi poczuła się winna. –Zrób coś z tym Urumi-chan… - dodał, po chwili proszącym tonem. –Nie chcę patrzeć na to jak cierpicie.
-Takanori… - powtórzyła jego imię a w jej oczach malowało się coraz więcej zdziwienia, czystego przerażenia ale i smutku. Przez dłuższą chwilę milczała, analizując jego słowa. Przecież do tego dążyła… Chciała aby Takamasa cierpiał i to z jej powodu. To czemu, do jasnej cholery, słysząc o tym jak on się czuł, sama poczuła się jak najgorsza suka? Czuła się tak jakby sztylet, którym miała zranić bruneta, nagle wymsknął jej się z dłoni i wbił się prosto w jej serce.  
                Poczuła jak blondyn obejmuje ją dłońmi, unosząc jej ciało ze śniegu. Gdy tylko oboje już stali, objął ją mocno w tali i przyciągnął do siebie, pozwalając jej wtulić się w swoją szyję.
–Ja nie chcę go ranić… - sama nie wiedziała kiedy z jej ust padło to zdanie. Przymknęła powieki, powstrzymując łzy, które uporczywie chciały ujrzeć światło dzienne. –Ale potrzebuję czasu na to wszystko… Takanori… - oderwała się lekko od niego, chcąc spojrzeć mu w oczy. –Może i znam cię krótko, ale… ale mam wrażenie, że mogę ci zaufać… Proszę cię, pomóż mi to wszystko poukładać, bo sama nie dam rady – kontynuowała ściszając głos coraz bardziej. Rozmowy o uczuciach zawsze przychodziły jej z dziwną trudnością.
~
                Sugizo oparł się dłońmi o zimny blat kuchennego stołu. Myśli kłębiły mu się w głowię a ciche rozmowy dobiegające z salonu dodatkowo go dobijały. Chciał tam wrócić, złapać tego łysiejącego bydlaka za koszulę i wytknąć mu palcami błędy, które popełnił przez wszystkie lata swojego życia. Niby byli braćmi i powinni się wspierać… Ale Yune miał go serdecznie dość! Nigdy nie czuł z Murai’em jakiejś szczególnej więzi. Zamiast tego od zawsze czuł się odstawiony na drugi plan… Mimo tego, że to on był tym grzecznym, ułożonym, pilnie uczącym się i spełniającym swoje marzenia synem, to rodzice zawsze faworyzowali Murai’a. Mimo tego, że starszy był osobą, która dzięki kumplom powoli się staczała to i tak rodzice widzieli w nim ukochanego, idealnego syna. Nawet po latach, gdy spotkali się w rodzinnym gronie ojciec potrafił powiedzieć mu, że powinien pracować w biurze jak Murai a nie biegać po scenie z wiosłem i kręcić tyłkiem!
          Szatyn chcąc wyładować jakoś złość, szybkim ruchem strącił ze stołu szklankę, która rozbiła się na drobne kawałki. Rozmowy natychmiast ucichły, a Sugizo odchylił głowę do tyłu w niemym geście błagania bogów o pomoc. Miał wielką ochotę napisać do Gackt’o prośbę o to, aby mężczyzna się u niego zjawił. Może wtedy chociaż trochę opanowałby ogarniającą go agresję? Z drugiej strony, gdyby Murai dowiedział się o tym, że jego brat był w związku z mężczyzną, to znając go, Sugizo miałby sporę kłopoty.
          Westchnął, patrząc na kawałki szkła. Postanowił, że posprząta to jak tylko nieproszeni goście opuszczą jego mieszkanie. Z dumnie uniesioną głową wszedł do salonu. Od razu spostrzegł dwie pary oczu, które uważnie śledziły każdy jego ruch. Z gracją zasiadł na swoimi ulubionym fotelu.
-Zawsze zabierałeś mi wszystko… byłeś cholernie idealnym człowiekiem – zaczął Murai ze znaną sobie wyniosłością. Yune musiał przyznać, że szatyn nieźle się maskował. Teraz nie wyglądał jak rasowy alkoholik, ale jak biznesmen mało zarabiającej firmy. To śmieszne jak wielkie pozory może stworzyć zwykły garnitur. –Teraz chcesz zabrać mi również córkę. Na to ci nie pozwolę Yune – dodał pewnym siebie głosem. Sugizo uśmiechnął się ironicznie, po czym oparł łokcie na udach i splótł palce ze sobą, kładąc na nich głowę.
-Posłuchaj mnie Murai… - Gitarzysta miał wrażenie, że wyplótł imię brata, zamiast je wypowiedzieć. –Urumi jest już pełnoletnia i.. – przerwał w połowie zdania, słysząc dzwonek do drzwi. Zmarszczył brwi zastanawiając się kto mógł go nawiedzać. Może to Uru zapomniała kluczy? –Gomene… - szepnął niechętnie, po czym wstał, kierując się do drzwi. Cały czas czuł na sobie przeszywające spojrzenie szatyna i jego żony.
          Otworzył drzwi dość mozolnie, w duchu modląc się o to, aby to jednak nie była Urumi. Chciał jej oszczędzić bólu, dlatego postanowił porozmawiać z jej rodzicami na osobności.
-Ohayo kochanie – Drgnął słysząc głos Gackt’o, po czym uniósł spojrzenie, patrząc na niego z niedowierzeniem. Wokalista wszedł do środka, objął go delikatnie w tali i przelotnie musnął jego wargi swoimi. – W parku widziałem twoją bratanicę z wokalistą Gazetto, więc pomyślałem, że będziemy mieć chwilę dla siebie – dodał z tajemniczym uśmiechem. Yune trzasnął drzwiami, na co Satoru zmarszczył czoło, patrząc na niego ze zdziwieniem. –Coś się stało? –zapytał nie wiedząc co o tym sądzić. Podążył jednak za wzrokiem Sugizo i zamarł, wpatrując się w łysiejącego faceta, który miał na ustach iście przesączony sarkazmem uśmiech.

~Godzina później

          Urumi z lekkim uśmiechem na ustach mijała pędzących przed siebie ludzi, którzy gnali nie zważając na nic. Niektórzy patrzyli na nią jakby była chora umysłowo… Cóż… styl Visual kei nie był mile widziany wśród Japończyków. Przecież kobieta powinna ubierać się schludnie, siedzieć w domu i pomagać mężowi. Ale brunetka doskonale wiedziała o tym, że takie życie nie było dla niej. Ona była z tych osób, które łamało zasady, śmiało kroczyło przed siebie i miało w poważaniu co ktoś o niej myślał. A niech się wstydzi ten kto patrzy! Ona miała odwagę być sobą i była z tego cholernie dumna.
           Weszła do wysokiego budynku, wcześniej wbijając kod otwierający główne drzwi. Żwawym krokiem ruszyła po pnących się wysoko schodach. Miała zbyt wiele energii i zbyt dobry humor aby tłuc się windą. Łańcuchy przy spodniach przyjemnie brzęczały w takt jej kroków, a muzykę sączącą się ze słuchawek można było usłyszeć z odległości kilkudziesięciu centymetrów. Staruszek mijający ją w połowie drogi posłał jej szeroki uśmiech. Urumi skłoniła mu się lekko, odwzajemniając gest. Rozmawiała kilka razy z tym mężczyzną, gdy jechali razem windą i widziała, że była to jedna z niewielu starszych osób, które ją rozumieją. Ba! Człowiek ten nawet radził jej, aby nigdy nie przejmowała się innymi i aby korzystała z życia jak najbardziej się da.
           Gdy w końcu dotarła na przedostatnie piętro westchnęła cicho, uspakajając się po dość szybkim marszu. Odpięła od szlufki spodni klucz i otworzyła drzwi.
-Tadaima! – krzyknęła, ściągając glany.
-Jestem w kuchni! – Jej uśmiech znacznie się powiększył, słysząc głos wujka. Odłożyła buty na bok i ściągając z siebie szalik ruszyła w stronę pomieszczenia, w którym przebywał Sugizo. Widząc go ze skupioną miną nad garnkiem ze spaghetti roześmiała się cicho. – A tobie co? Nawdychałaś się czegoś? – Szatyn uniósł brew, widząc rozanieloną bratanicę.
-Po prostu mam dobry humor. – Wzruszyła ramionami, podchodząc do mężczyzny i całując go w policzek.
-Czyżby była to zasługa Matsumoto-san’a? – Uśmiechnął się przebiegle, gdy brunetka drgnęła.
-Możliwe. – Posłał mu tajemnicze spojrzenie, a w jej oczach zauważył radosne iskierki.
~
          Coś było nie tak… Sugizo bardzo chciał coś przed nią ukryć. Ale ona doskonale widziała to zamyślenie zmieszane ze smutkiem w jego oczach. Gdy jedli obiad, a w sumie już kolacje, doskonale zauważyła to, że wujek odpływał na dłuższe chwilę do krainy myśli. Martwiła się o niego, dlatego też podniosła się ze swojego łóżka, cicho wzdychając i udała się do salonu. Nie zauważając tam nikogo zmarszczyła brwi, jednak skierowała się do kuchni. I właśnie tam, przy kuchennym stole, z opartą na dłoniach głową, siedział Sugizo. Jego tępy wzrok wbity był w krajobraz za oknem. Urumi podeszła do niego cicho i mocno przytuliła. Gitarzysta drgnął, wyrwany z rozmyśleń. Spojrzał na bratanicę, po czym odwzajemnił gest, sadzając ją na swoich kolanach. Przez dłuższą chwilę po prostu tulił ją do siebie, w ogóle się nie odzywając. Potrzebował chwili wyciszenia się i pewności, że ona tutaj była.
          -Co się dzieje? – Usłyszał jej cichy, pełen troski głos. Urumi lekko się od niego odsunęła, aby móc spojrzeć mu w oczy. Widząc spojrzenie pełne smutku serce mu dosłownie zamarło, aby następnie odbić się boleśnie od żeber. Wzmocnił uścisk, tuląc ją do siebie jeszcze mocniej, co spowodowało większe zaniepokojenie brunetki. –Wujku…? – zapytała niepewnie.
-Byli tutaj twoi rodzice – szepnął pozbawionym emocji głosem, czując jak szarooka drgnęła na dźwięk tych słów. Zagryzł wargę, opierając brodę na jej głowię, gdy wtuliła twarz w jego szyję. Jej dłonie zacisnęły się kurczowo na jego koszuli. –Twój ojciec próbował mi wmówić, że się zmienili… że chcą wszystko naprawić. Gdybym ich nie znał, zapewne bym im uwierzył. Jebane pozory – prychnął, śmiejąc się gorzko. –A potem… próbował mnie szantażować.
-Szantażować? – Urumi uniosła brew, powtarzając to słowo ze zdziwieniem.
-Bo widzisz… - westchnął głęboko. – Tydzień po rozstaniu z Aiko rozpoczął się nowy okres w moim życiu… od tamtego dnia jestem w związku z Gackt’o – ostatnie zdanie wypowiedział dość niepewnie, bojąc się reakcji swojej bratanicy. Brunetka oderwała się lekko od niego, patrząc z niedowierzaniem na twarz wuja, po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Cieszę się, że jesteś z kimś tak wspaniałym jak Gackt’o-san… On na pewno cię nie zrani – powiedziawszy to pocałowała szatyna w policzek. Yune westchnął z ulgą i sam szeroko się uśmiechnął.
-Przynajmniej ty mnie rozumiesz…
-No przestań! Nie liczy się przecież płeć! Ważne jest to, że się kochacie! – uniosła lekko głos, a w jego tonie można było wyczuć radość spowodowaną tym, że Sugizo znalazł swoją połówkę. Zaśmiał się cicho.
-Tak… ale doskonale wiesz jaki jest twój ojciec. – Skrzywił się lekko . –Stwierdził, że jeżeli nie zmuszę cię do powrotu do nich to sprzeda wiadomość o moim związku do prasy… Sądzi, że zniszczy mi tym karierę.
-Kretyn! – warknęła przez zaciśnięte zęby. –Nienawidzę go… - szepnęła cicho, czując jak w oczach gromadzą się łzy.
-Urumi…
-Wiesz jak bardzo boli nienawiść do własnych rodziców? – zapytała, mocniej wtulając się w ciało muzyka.
-Uwierz, że wiem… - odszepnął, całując ją w czubek głowy.
-Zastępujesz mi dziadków, zastępujesz mi rodzeństwo… zastępujesz mi rodziców… Dzięki tobie wierzę jeszcze w to, że są na świecie ludzie, którzy dbają o innych… Kocham cię wujku. – wyznała szczerze, a Sugizo poczuł miłe ukłucie w sercu. Uśmiechnął się lekko.
-Jesteś dla mnie jak córka, nie mogę pozwolić na to aby ktokolwiek cię skrzywił. – Uniósł palcami jej podbródek, by móc spojrzeć jej w oczy. –Też cię kocham, Mała.
-Nie przejmuj się moim ojcem. Nie ma żadnych dowodów na to, że jesteś w związku… Poza tym… - Posłała mu szeroki uśmiech. – Jestem pewna, że większość fanów byłaby zadowolona. – Oboje zaśmiali się głośno.

~Miesiąc później

          Wysiadł z samochodu, nadal będąc w dość dobrym nastroju. Jednak to nie przeszkadzało mu w analizowaniu całej sytuacji, którą przedstawiła mu dzisiaj Urumi. Teraz wszystko miał prawie podane jak na dłoni – wiedział dlaczego dziewczyna była tak wrogo nastawiona do jego przyjaciela. W sumie… nie sądził, że Miyavi mógł postąpić tak wrednie…  Do cholerny to nie było w stylu Takamasy! Czuł się tak jakby sytuacja, którą opisywała brunetka zupełnie nie dotyczyła Ishihary… Ten jeden incydent był tak obcy i sprzeczny z Miyavi’m, którego znał, że trudno było w to wszystko uwierzyć. A jednak widząc to smutne spojrzenie szarych oczu, dłonie kurczowo zaciśnięte na spodniach i słysząc łamiący się głos Urumi nie było mowy o pomyłce. W zasadzie zawsze mogła kłamać… Ale szybko odpędził od siebie tę myśl. Nie wiedząc zupełnie dlaczego, ta dziewczyna wzbudziła w nim sympatię i zaufanie. Może dlatego, że zawsze mówiła szczerze co myślała. Czasami było to owinięte w słowa, z których trzeba było czytać między wierszami, ale wiedział, że mówiła tak tylko, dlatego aby zmusić rozmówcę do myślenia. Skąd to widział? Bo sam stosował taką taktykę. Tak było wygodniej – on sam nie musiał spędzać godzin na tłumaczeniu danej sytuacji a druga osoba mogła wreszcie wykazać się chociażby odrobiną elokwencji. Cóż… szare komórki wymagają treningów.
                Wiedział jednak, że opowiedziała mu bardzo okrojoną wersję. Części mógł się jedynie domyślać, ale większość pozostała dla niego tajemnicą.
                Przez ten miesiąc spotykał się z nią w prawie każdej wolnej chwili, kilka razy nawet odebrał ją z uczelni. Nie wiedział dlaczego, ale dziewczyna sprawiała, że był beztroski i szczęśliwy.
                -Długo już tutaj czekasz? – zapytał, widząc bruneta pod drzwiami budynku, w którym mieszkał.
-Wystarczająco długo aby zamarznąć. – Aoi szczekał zębami, chodząc w kółko. Blondyn podszedł do drzwi wstukując kod.
-Wiesz od czego są telefony? – mruknął, wchodząc do środka. Za nim wsunął się cicho gitarzysta. –Poza tym jak jest ci zimno to lepiej się skul i nie ruszaj. Wtedy nie tracisz potrzebnego ci ciepła – dodał tonem opiekuńczego, starszego człowieka.
-Dobrze mamusiu. Zapamiętam – warknął Yuu, wywracając oczami i oparł się o ścianę windy. Ruki uśmiechnął się nieco wrednie, po czym podszedł do przyjaciela, troskliwie klepiąc go po ramieniu. Gdyby był nieco wyższy – albo Yuu niższy – zapewne pieszczotliwie poczochrałby mu włosy.
-Nie dąsaj się synku… Zaraz mamusia zrobi ci ciepłe kakao i da coś do jedzenia – oznajmił przesłodzonym tonem głosu. Shiroyama uniósł brew. W tej chwili wyglądał jak człowiek, który zaraz zwymiotuje.
-Przestań ćpać Takanori. – Westchnął cicho, zaciskając pięści.
-Nie denerwuj się synku, bo złość piękności szkodzi. – Matsumoto widząc niemą groźbę w oczach gitarzysty, parsknął głośnym śmiechem.
-Ty na serio zmień dilera, mamusiu.
-A przyjdziesz jeszcze w łaskę! Odcinam ci kieszonkowe na miesiąc niewdzięczniku. – Ruki obrócił się ostentacyjnie na pięcie, unosząc dumnie głowę, po czym wymaszerował z windy niczym obrażona nastolatka. Aoi stał przez chwilę z wysoko uniesioną brwią, zastanawiając się nad tym czy powinien zadzwonić do Kai’a i poinformować go o tym, że wokalista miał najprawdopodobniej wysoką gorączkę albo faktycznie był naćpany. Otrząsnął się dopiero wtedy, gdy drzwi windy zaczęły się zamykać, szybko wsunął pomiędzy nie glana i wydostał się na korytarz.

                Po chwili siedział już rozwalony na kanapie w salonie wokalisty, przykryty szczelnie jego kocem. Wzrok brązowych, niemal czarnych oczu uporczywie wlepiał w taniec płomieni w małym kominku. Aoi westchnął cicho. Mieszkanie to było urządzone z wyczuciem stylu, zawsze wydawało mu się takie przytulne. A właściciel tych kilkudziesięciu metrów kwadratowych był strasznie troskliwy i wrażliwy. Yuu uśmiechnął się lekko. Ruki był jego najbliższym przyjacielem i zawsze wiedział jak poprawić mu humor. Nawet ta głupia gadka chłopaka w windzie znacznie go rozweseliła.
                -Mamo! – krzyknął dość głośno, a jego uśmiech znacznie się powiększył. Z kuchni doszły jakieś głośne szmery a po chwili dołączyły do tego przekleństwa.
-Czego wyrodny synu?! – odkrzyknął po chwili blondyn, który zajęty był teraz zapewne robieniem wspomnianego wcześniej kakao.
-Kup mi czołg! – brunet zagryzł wargę, aby się nie roześmiać.
-Ocipiałeś?! - Aoi wyczuł w głosie przyjaciela czyste rozbawienie, co wcale nie pomagało mu w utrzymaniu powagi.
-A czym będę dojeżdżał na próby?! – zapytał, jęcząc z zawiedzeniem.
-Różową hulajnogą w jednorożce. Dokupię ci nawet czerwoną torebkę – warknął Ruki, wchodząc do salonu z dwoma kubkami pełnymi parującej cieczy. –Jak chcesz to kupię ci jeszcze różowy trykot… będziesz miał w czym chodzić na balety do Miyavi’ego.
-Z cekinami? – Yuu uśmiechnął się szeroko, udając rozmarzenie. Westchnął teatralnie. – Mamusiu, kocham cię! – dodał, podnosząc się z kanapy, gdy chłopak odstawił naczynia na stole, po czym rzucił się na niego, mocno go do siebie tuląc. Ruki uniósł brew, aby w następnej chwili śmiech obojga przyjaciół odbijał się echem od ścian salonu.
-Dobra, dobra! Koniec, bo zaraz się posikam! – Takanori odezwał się po dziesięciominutowym napadzie śmiechu. Pokręcił niedowierzająco głową, po czym zasiadł na kanapie, w dłonie biorąc kubek. –Pomatkowałem ci trochę, pośmialiśmy się, a teraz mów co sprowadza cię w me skromne progi synu. – Takanori wyszczerzył się najszerzej jak potrafił. Rozpierało go jakieś dziwne szczęście, które wzięło się dosłownie z nikąd. Albo… chyba miał co do tego swoją małą teorię.
                Aoi przekrzywił głowę na bok, a jego mina wyrażała czyste zamyślenie. Zupełnie jakby próbował przypomnieć sobie po co tutaj się zjawił. Zmarszczył czoło.
-O Kami-sama… nie mów mi, że zapomniałeś. – Ruki parsknął ponownie śmiechem, kręcąc niedowierzająco głową.
-Ej! Nie śmiej się ze mnie mamo! – krzyknął brunet, zakładając ręce na torsie. – To nie moja wina, że mam sklerozę.
-Do hulajnogi dorzucę ci jeszcze lecytynę – skomentował wokalista, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Trzymam za słowo. A tak na serio… - Shiroyama chwycił w dłonie kakao i zawiesił wzrok na brązowej cieczy. W ten sposób łatwiej było mu zebrać myśli. – Zastanawiałem się czy dowiedziałeś się czegoś istotnego o basistce Shiroi… - Przeniósł spojrzenie na przyjaciela, dokładnie obserwując jak poważnieje. Takanori skinął pomału głową, po czym wstał ze swojego miejsca i zaczął przechadzać się po salonie. Aoi lekko się uśmiechnął, Ruki był osobą, która nie potrafiła wysiedzieć na jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut. Zwłaszcza, gdy rozpierała go taka energia… Swoją drogą, zaczął się zastanawiać co było powodem dobrego humoru wokalisty.
                -Trochę o niej wiem… - zaczął w końcu zespołowy „psycholog”. –Na pewno można jej ufać, jest to raczej osoba, która zachowuje wszystko dla siebie. I przez to czasami sama się w tym wszystkim gubi… W miarę trafnie potrafi oceniać ludzi i z tego co mogłem wywnioskować często pomaga znajomym rozwiązywać ich problemy, ale sama nie lubi, gdy ktoś miesza się w jej życie z butami. Rozumiesz? – Zerknął na bruneta, który skinął głową, spojrzeniem prosząc go o to, aby kontynuował. – Chcę abyś wiedział Yuu, że czuję się źle, mówiąc ci to wszystko. Dlatego też powiedziałem ci tylko tyle, ile uznałem za konieczne.
-Wiem o tym przyjacielu. – Aoi uśmiechnął się smutno. –Ale chcę komuś pomóc… komuś mi bliskiemu. Dlatego cię w to wplątałem. Przepraszam, ale nie mogę ci więcej powiedzieć – dodał, kierując przepraszający wzrok na blondyna, który jedynie skinął głową.
-Rozumiem i szanuję to – mówiąc to usiadł naprzeciwko swojego rozmówcy. – Ktokolwiek chcę jej coś powierzyć w tajemnicy, spokojnie może to zrobić. To osoba godna zaufania, ale trzeba uważać aby jej nie spłoszyć.
-Arigato.
-Nie musisz… Od tego mnie masz. – Wokalista zaśmiał się cicho, po czym wygodnie rozsiadł się na fotelu. –A teraz możesz pomóc mi w skomponowaniu melodii do mojego nowego tekstu. – Wzruszył ramionami.
-Już chcesz mnie wykorzystać – jęknął dość głośno, na co blondyn uśmiechnął się chytrzę. – Podam cię do sądu o pedofilię, mamo!

~Ten sam dzień. Godzina 21.46

            -Czołg, czołg, czołg z węgla i stali! Czołg, czołg, czołg, którego nikt nie rozwali! – Aoi siedział na kanapie w sali prób w mieszkaniu wokalisty, na kolanach mając swoją ukochaną gitarę akustyczną. Szarpał rytmicznie struny i śpiewał najgłośniej jak potrafił. Spojrzał na Ruki’ego, który siedział na brzegu prowizorycznej sceny i unosił brew do góry. W tym momencie miał minę, jakby słoń nadepnął mu na nogę. Uruha próbujący nastroić gitarę prawię płakał ze śmiechu, za to Reita, mając wszystko w dupie, siedział przed swoim laptopem. A lider… A lider stał z miną „WTF?!” i zastanawiał się co ćpał Aoi. –Mamo kup mi czołg! Kup mi pod choinkę cały zestaw bomb! Bo, bo to jest czołg! Z węgla i stali…[1]
-Nie mam mowy! – wrzasnął nagle Takanori, przez co Akira spadł z krzesła, a wystraszony gitarzysta prowadzący zbyt mocno naciągnął strunę, która wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i pękła. Yuu pomylił akordy, a Kai walnął się otwartą dłonią w czoło.
-Dom wariatów kurwa… I jak ja mam z wami pracować?! – warknął. Reszta członków zespołu spojrzała po sobie, po czym wszyscy jak jeden mąż parsknęli śmiechem. Perkusista usiadł na podłodze po turecku i zakrył twarz dłońmi. –Ja się wypisuję z tego porąbanego kręgu osób mających schizofrenie. Ja jestem normalny… Nie chcę zgłupieć – mówił do siebie.
-Eeee… Tanabe… Wybacz ale muszę ci coś uświadomić. –Suzuki podniósł swoje obolałe cztery litery z podłogi i zbliżył się do lidera, kładąc mu dłoń na ramieniu. –Ty na pewno nie jesteś normalny. – Kai już chciał coś odpowiedzieć, gdy w całym pomieszczeniu rozebrzmiał dzwonek. Każdy z chłopaków spojrzał na Ruki’ego, który powoli zwlekł się ze sceny i rzucając im spojrzenie „Kurwa, raz mógłby ruszyć się ktoś inny” skierował się w stronę drzwi wejściowych.
-Czego? – warknął dość nieprzyjaznym tonem głosu i zamarł na chwilę, widząc w drzwiach czarnowłosą kobietę. –Mamo? Co ty tutaj robisz? – wyjąkał zaskoczony.





[1] jedna z przyśpiewek jaką poznałam w harcerstwie. Ma bardzo proste chwyty i myk polega na śpiewaniu i graniu jej coraz szybciej ;) 
__________________________

Wczoraj dotarła do mnie bardzo szokująca informacja - pewna dziewczyna została okradziona ze swojego opowiadania. Jakby tego było mało, ktoś wydał książkę z jej opowiadaniem! Proszę o zapoznanie się z jej historią >>klik<< Jeżeli ktoś zna się na prawie lub ma znajomego, który mógłby jej pomóc to dajcie jej znać. 
Pozdrawiam 

7 komentarzy:

  1. Meev jak widać kiepsko się ukrywa skoro go "maleństwo" zauważył.
    Ruki jednak jest kochanym facetem.
    Ojciec Urumi to pieprz*ny egoista i cholery szantażysta.
    Ruki (mamusia) i Aoi (synuś) razem są uroczy.
    Końcówka mnie zaintrygowała i to bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z moich ulubionych rozdziałów ♥.
    Ciągle wracam do konwersacji mamuni z synalkiem, to była największa epickość nad wszelką epickością, ucz mnie Sensei ♥ xD.
    Pamiętam, jak mi ciągle "śpiewałaś" na GG tę piosenkę, co za złe czasy XD.
    Kocham mamę Takanoriego, wielbię, ubóstwiam :D (tak, wiem, pieję na wyrost XD)
    Jejku, czekam na nowość ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, mój też :3
      Taak, jedyny moment, w którym lubisz Takanori'ego xDD
      Ej, ta piosenka jest epicka ^ ^
      Jego mama dopiero się uaktywni ^ ^

      Usuń
    2. Cicho, bo się wyda, że go nie lubię XD.
      Wiem, ale pamiętam, że była epicka :3

      Usuń
  3. Ja się w sumie nie dziwię, że Miyavi został zauważony... Przecież wygląda jakby go tęczowy kucyk jęzorem mlasnął :D
    Ehh, czuję kłopoty... Ojciec Urumi to uj.. i tyle mogę rzecz na ten temat. Pozostałe słowa nie są zbyt odpowiednie.
    Czołg :D Ja też chcę. :D Aoi, dorzucisz się? Dam ci zniżkę na trykot z cekinami :D
    Mama-Takanori jest epicka :D
    Tak jak synek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha motyw z tym jednorożcem poprawił mi humor :D Wyobraziłam sobie to xDD
      Może Aoi namówi Takanori'ego, żeby kupił mu dwa czołgi xD Wtedy jeden Ci odda ^ ^

      Usuń