„"Patrz
na mnie, na nikogo innego, tylko na mnie"
Zauważyłaś,
że dziś zmuszaliśmy się do uśmiechu
[…]
To
boli, jesteś zimna
Mam
wrażenie, że moje serce rozpadnie się z bólu
Czemu,
czemu moja skóra tak na to reaguje?”
Miyavi – „I love you, I love you, I love you
and I hate you”
Urumi przeczesała włosy
palcami i westchnęła głęboko, po czym sięgnęła po butelkę z wodą, stojącą obok
szafki nocnej. Odkręciła nakrętkę i upiła kilka łyków. Odkładając wodę
spojrzała na Ruki’ego, który rozbawiony uważnie się jej przyglądał.
-Gomene,
przysnęłam – powiedziała cicho, wstając z podłogi z małą pomocą blondyna.
Uśmiechnęła się przepraszająco, przez chwilę patrząc mu prosto w oczy. Musiała
przyznać, że ich barwa i te tajemnicze iskierki były niesamowite. Mleczno
brązowe tęczówki wydawały jej się pełne ciepła. A może to jego spojrzenie takie
było? Przez moment zastanawiała się jakby wyglądały jego oczy płonące ze
wściekłości. Jednak nie zamierzała sprawdzać tego na własnej skórze. Z jej rozmyśleń
wyrwało ją chrząknięcie chłopaka.
-Gomene –
szepnęła, spuszczając wzrok. Wokalista zaśmiał się cicho.
-Nie minęło nawet pięć minut a ty już przeprosiłaś mnie
dwa razy. Ciekawe co będzie później – mruknął, wyraźnie rozbawiony. Urumi
przeniosła na niego wściekłe spojrzenie, jednak jej prawdziwe uczucia zdradzały
wesołe iskierki.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele! – uniosła nieco głos, po
czym przybliżyła się do niego na taką odległość, aby mogła szeptać mu do ucha.
–To, że zaprosiłam cię na kawę to jedynie dowód mojej wdzięczności. A teraz
rozgość się, a ja się ogarnę i zrobię tę kawę - wyszeptała tajemniczym tonem
głosu i odsunęła się od niego, wychodząc z pokoju.
-Chyba już się obudziła – pomyślał Ruki, parskając cichym
śmiechem. Podszedł do okna, zamyślonym wzrokiem patrząc na ulice zatłoczonej
stolicy. Z jego ust nie schodził delikatny uśmiech. Jedno było pewne: nigdy nie
potrafił przewidzieć jej reakcji. Raz ostra, pewna siebie, niezależna kobieta,
następnym razem wesoła, pełna optymizmu nastolatka, a w innych sytuacjach –
nieco rzadziej – pesymistyczna, przerażona dziewczynka. Jaka była naprawdę? Sam
się w tym gubił. Może dlatego, że jej nie znał? Nie potrafił dostrzec jej
wszystkich masek, które były niemalże idealnie dopasowane. Umiała maskować
uczucia, a to było irytujące, przynajmniej dla niego.
Westchnął
cicho, a zauważywszy półkę z dość obszerną kolekcją płyt, skierował się w jej
stronę. Jego zaciekawiony wzrok sprawnie przesuwał się po brzegach opakowań.
Znajdowały się tam całe dyskografię ustawione w porządku alfabetycznym nazw
zespołów, a potem datą produkcji.
-DELUHI, Dir En Grey, Hide, Luna Sea, Malice Mizer, Moi Dix Mois, nie możliwe. – Zmrużył lekko oczy, patrząc uważnie na
doskonale znane mu tytuły albumów i singli – twórczości jego zespołu. Czyżby
Urumi była ich fanką?
-Nie dziw się tak. – Drgnął, słysząc jej poważny ton
głosu. Stała jakieś piętnaście centymetrów za nim, patrząc na swój zbiór. –Nie
jestem jakąś napaloną fan girl – kontynuowała, gdy chłopak spojrzał na nią kątem
oka. –Mam tu zebraną twórczość ludzi, którzy mnie inspirują. – Wzruszyła
ramionami, widząc jak Takanori uniósł brew.
-Czyżbym cię inspirował? – zapytał, starając się ukryć
ciekawość rozbawieniem. Brunetka skinęła głową, biorąc do ręki jedną z płyt, po
czym powoli podeszła do wieży.
-Uważam, że jesteś utalentowanym i wrażliwym człowiekiem.
Przynajmniej tego jestem pewna, czytając i słuchając tekstów twoich piosenek.
No i tego, że… - przerwała na moment. –Że kiedyś zostałeś zraniony przez osobę,
którą darzyłeś wielkim uczuciem – wypowiedziała to zdanie niemal szeptem.
Matsumoto drgnął, odpędzając od siebie powracające wspomnienia. Wbił pytający
wzrok w kobietę, gdy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Nakigahara. –Uwielbiam ten utwór. Jego
tekst i emocje w twoim głosie. I ten ironiczny śmiech w pewnym momencie… Ta
piosenka jest piękna. – Uśmiechnęła się lekko, patrząc na wokalistę. – Jeżeli
chcesz to wyłączę… - dodała szybko, widząc jego zamyśloną minę. Ruki otrząsnął
się z myśli, uśmiechając się smutno i pokręcił przecząco głową.
-Może kiedyś opowiem ci jaka jest geneza tego utworu –
zastanowił się na głos. Urumi przeklęła się w duchu i wyłączyła wieżę. Podeszła
do blondyna, po czym bez słowa mocno go przytuliła. Takanori objął ją w pasie,
wtulając głowę w jej szyję. Poczuł jak dłonie basistki przeczesują jego długie
włosy.
-Gomene –
szepnęła.
-To już trzeci raz. – Zaśmiał się cicho, chcąc rozładować
napiętą atmosferę, po czym oderwał się od niej.
-Oj tam, oj tam. – Wywróciła oczami. – Chodźmy się napić.
-Hmm… Chcesz mnie upić? – Takanori zapytał wyraźnie
rozbawiony. Chyba drażnienie jej weszło mu w nawyk. Uśmiechnął się do swych
myśli, gdy dziewczyna spojrzała na niego gniewnie.
-Kawą? No, no, no… To jak kawą się upijasz to boję się
tego jak reagujesz na alkohol – odgryzła się, siadając na łóżku z kubkiem
gorącej cieczy.
~
Zmęczony
opadł na kanapę, palcami masując obolałe skronie. Głowa pulsowała mu bólem
zupełnie jakby ktoś uderzał chaotycznie pałeczkami od perkusji w jego czaszkę.
Skrzywił się lekko, przymykając oczy. Swoje ledwo żywe spojrzenie umieścił w
suficie. Zupełnie jakby chciał, aby on udzielił mu odpowiedzi. Westchnął cicho,
po czym syknął, gdy do pomieszczenia ktoś bezceremonialnie wparował.
-Byłeś świetny! Publika cię kocha! Dziennikarze cię
kochają! Ja cię kocham! Wszyscy cię kochają! Jesteś mistrzem! – zaczął się
wydzierać manager, tryskając szczęściem. Miyavi uniósł brew i posłał mu
spojrzenie mówiące: „Daj mi spokój człowieku, bo umieram”, po czym zamknął
oczy. –Rozchmurz się młody. Jesteś świetny, jesteś sławny, jesteś mistrzem
gitary! – dodał Takashi, siadając na obrotowym krześle. Meev dźwignął się z
kanapy a jego wzrok przepełniony był smutkiem i znużeniem.
-Nic o mnie nie wiesz – mruknął do siebie, biorąc do ręki
skórzaną kurtkę. Przeczesał palcami spadające na oczy włosy i skierował się w
stronę drzwi.
-Wiem więcej niż ci się wydaje Takamasa… - szepnął do
siebie szatyn, gdy rozległ się trzask zamykanych ościeżnic.
Założył
kurtkę i okulary przeciwsłoneczne, patrząc się tępo przed siebie. Idąc tak
uliczkami stolicy czuł jak to wszystko coraz bardziej go przytłacza. Jak
przytłacza go sytuacja z Urumi. Westchnął cicho, unosząc twarz do ciemniejącego
już nieba. Myśli o tej drobnej brunetce uporczywi tułały mu się po głowie, nie
dając mu spokoju. A jej zachowanie... Wzrok… To bolało. Poczuł się jak drań,
który potrafił tylko ranić. To, że był gwiazdą nie znaczyło, że nie miał uczuć!
Wręcz przeciwnie! Mimo tego, że był strasznie radosną i pełną energii osobą, był
także bardzo wrażliwy. Czyżby Urumi o tym zapomniała? A może ona myśli, że on
się zmienił? Że nie był tym Miyavi’m, którego znała? Jeżeli tak to musiał jej
udowodnić, że tak nie było! Że wcale się nie zmienił! Tylko pozostaje pytanie:
jak miał to zrobić?
Z
westchnięciem zirytowania spojrzał przed siebie i zamarł na moment. Przed nim
po chodniku szedł Ruki a obok niego rozpromieniona Urumi, która właśnie
obracała się wokół własnej osi. Kilku ludzi dziwie się na nią spojrzało, jednak
ona posłała im jedynie szczere uśmiechy. Taką ją pamiętał… Tylko czemu nie była
taka przy nim? Czemu przy Takanori’m odkryła swoje prawdziwe „ja”, a przy nim
się maskowała? Potrząsnął głową, wybudzając się z myśli, po czym szybko schował
się za słupem, chcąc pozostać niezauważonym. Z tęsknotą patrzył na oddalającą
się dziewczynę i zganił się za tchórzostwo. Pokręcił niedowierzająco głową, po
czym wolnym krokiem ruszył przed siebie. Wiedział jedno: Tak łatwo się nie
podda. Zbyt mocno zależało mu na jej przyjaźni, by po raz drugi sobie odpuścić.
~
Ta
dziewczyna coraz bardziej wydawała mu się żeńską wersją Meev’a. Ona też miała w
sobie to „coś”, co przyciągało do niej ludzi. Pewność siebie, poczucie humoru,
optymizm i ta wewnętrzna energia, która była niemalże namacalna. Czemu nie
zauważył tego od razu? Może dlatego, że z początku maskowała to „podobieństwo”?
Całkiem możliwe. Teraz doskonale to widział. Mógł wywnioskować tyle, że oboje
mieli na siebie duży wpływ. Przyjaciele, para, kochankowie? Tego nie wiedział.
Nie chciał zbytnio wchodzić z butami w czyjeś życie, a skoro Miyavi mu o tym
nie powiedział, to musiał mieć swoje powody.
Spojrzał
na dziewczynę, która nieco się rozchmurzyła. Gdy wypili kawę, oboje zgodnie
stwierdzili, że siedzenie w domu było nudne. Zwłaszcza w tak piękne, zimowe
popołudnie. Akurat tę cechę mieli wspólną – uwielbiali zimę.
Kątem
oka zauważył dobrze znaną mu postać, kryjącą się za jednym z dość szerokich
słupów. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym czemu Takamasa się ukrywał.
Jednak postanowił udać, że go nie zauważył. Spotka się dziś z nim jak tylko
wróci do domu. Przecież solista musiał odebrać od niego kluczę do swojego
mieszkania. Wtedy porozmawiają i to poważnie.
Ponownie
utkwił wzrok w kroczącą przed nim dziewczynę. Jak zwykle uparła się, że nie
potrzebowała kurtki. Szła w rozpiętej, czarnej bluzie. Takanori’emu udało się
jedynie wymusić, aby ubrała szalik, o co również była zażarta kłótnia. Wygrał
ją dzięki Sugizo, który rozbawiony przyglądał im się wtedy uważnie. Uśmiechnął
się do siebie lekko. Z nią, tak samo jak z Myv, nie można było się nudzić.
-Co robisz? – zapytał rozbawiony, przyglądając się Urumi,
która beztrosko leżała na śniegu. Ręce miała pod głową a twarz wystawioną w
stronę zimowego słońca. Właśnie doszli do dość małego, jednakże bardzo pięknego
parku. Ruki pamiętał jak któregoś dnia został wepchany przez fanki do stojącej
nieopodal fontanny.
-Opalam się, nie widać? – Basistka uniosła brew, mając
zamknięte oczy. Rozkoszowała się właśnie przyjemnym zimnem, które powoli ją
ogarniało. Usłyszała cichy chichot swojego towarzysza, a następnie trzeszczenie
śniegu, który ugniótł się pod jego ciężarem.
-Jak możesz tak leżeć? Zimno… - Usłyszała po kilku
minutach jęk Takanori’ego. Wokalista postanowił zastosować nieco inną metodę.
Odwrócił się na lewy bok, po czym ułożył swoją głowę na brzuchu dziewczyny.
Brunetka otworzyła powieki i spojrzała na niego wzrokiem mówiącym: „Ty chyba
sobie ze mnie żartujesz."
-Eetto… Dobrze
się czujesz? – zapytała szczerze zdziwiona.
-Ossu… Teraz mi
ciepło i wygodnie… Mógłbym tak usnąć. – Zaśmiał się cicho, przymykając lekko
powieki. Usłyszał śmiech Urumi a potem jej ciche słowa, które brzmiały miej
więcej jak „Czy wszyscy j-rockerzy są tacy śmiali i spragnieni czułości?”.
Skinął jedynie delikatnie głową, będąc zdziwiony tym, że brunetka go nie
odepchnęła. –Urumi-chan… - wymruczał
cicho, nieco sennym tonem głosu. –Mogę zadać ci pytanie dotyczące Miyavi'ego? –
zapytał cicho, zupełnie jakby bał się tego, że basistka mogła stąd uciec. Jednak
ona westchnęła tylko głęboko, po czym odchyliła głowę do tyłu.
-Takanori-kun…
- jęknęła niemal prosząco. – Nie wiem czy… czy potrafię o nim rozmawiać –
dodała zamykając oczy, w których malował się smutek pod postacią słonych łez.
Ruki oderwał głowę od jej brzucha, po czym ułożył się tak, aby móc patrzeć jej
w twarz. Wisiał nad nią, opierając cały ciężar ciała na wyprostowanej w łokciu
ręce, a jego druga dłoń spoczęła na jej policzku.
-Nie chcę cię ranić. – Jego szczere słowa spowodowały, że
Urumi spojrzała mu głęboko w oczy. W swoim życiu tylko od trzech osób usłyszała
tak cholernie ważne słowa. Zdziwiona czekała na rozwinięcie wypowiedzi
blondyna. –Chcę jedynie pomóc tobie i Miyavi’emu. –Zauważył jak drgnęła słysząc
jak wymawia pseudonim przyjaciela. –Znam go od kilku lat… Zawsze radosny,
uśmiechnięty i szalony gitarzysta teraz jedynie snuje się jak cień. To boli…
Gdy widzę w takim stanie przyjaciela i nie mogę mu pomóc. Wiem, że ty też
cierpisz z jego powodu, tak jak on z twojego… Nie mam pojęcia kim dla siebie
byliście… Ani co się wam przydarzyło. Jeżeli nie chcesz to nie musisz mi o tym
mówić, ja to całkowicie rozumiem. Ale proszę cię. – W jego głosie wyczuwała
smutek i troskę o przyjaciela. Doskonale też wdziała zmianę w oczach wokalisty…
Na początku spotkania były ciepłe, wesołe… A teraz przytłumione smutkiem
spowodowały, że Urumi poczuła się winna. –Zrób coś z tym Urumi-chan… - dodał, po chwili proszącym
tonem. –Nie chcę patrzeć na to jak cierpicie.
-Takanori… - powtórzyła jego imię a w jej oczach malowało
się coraz więcej zdziwienia, czystego przerażenia ale i smutku. Przez dłuższą
chwilę milczała, analizując jego słowa. Przecież do tego dążyła… Chciała aby
Takamasa cierpiał i to z jej powodu. To czemu, do jasnej cholery, słysząc o tym
jak on się czuł, sama poczuła się jak najgorsza suka? Czuła się tak jakby
sztylet, którym miała zranić bruneta, nagle wymsknął jej się z dłoni i wbił się
prosto w jej serce.
Poczuła
jak blondyn obejmuje ją dłońmi, unosząc jej ciało ze śniegu. Gdy tylko oboje
już stali, objął ją mocno w tali i przyciągnął do siebie, pozwalając jej wtulić
się w swoją szyję.
–Ja nie chcę go ranić… - sama nie wiedziała kiedy z jej
ust padło to zdanie. Przymknęła powieki, powstrzymując łzy, które uporczywie
chciały ujrzeć światło dzienne. –Ale potrzebuję czasu na to wszystko… Takanori…
- oderwała się lekko od niego, chcąc spojrzeć mu w oczy. –Może i znam cię
krótko, ale… ale mam wrażenie, że mogę ci zaufać… Proszę cię, pomóż mi to
wszystko poukładać, bo sama nie dam rady – kontynuowała ściszając głos coraz
bardziej. Rozmowy o uczuciach zawsze przychodziły jej z dziwną trudnością.
~
Sugizo
oparł się dłońmi o zimny blat kuchennego stołu. Myśli kłębiły mu się w głowię a
ciche rozmowy dobiegające z salonu dodatkowo go dobijały. Chciał tam wrócić,
złapać tego łysiejącego bydlaka za koszulę i wytknąć mu palcami błędy, które
popełnił przez wszystkie lata swojego życia. Niby byli braćmi i powinni się
wspierać… Ale Yune miał go serdecznie dość! Nigdy nie czuł z Murai’em jakiejś
szczególnej więzi. Zamiast tego od zawsze czuł się odstawiony na drugi plan…
Mimo tego, że to on był tym grzecznym, ułożonym, pilnie uczącym się i
spełniającym swoje marzenia synem, to rodzice zawsze faworyzowali Murai’a. Mimo
tego, że starszy był osobą, która dzięki kumplom powoli się staczała to i tak
rodzice widzieli w nim ukochanego, idealnego syna. Nawet po latach, gdy
spotkali się w rodzinnym gronie ojciec potrafił powiedzieć mu, że powinien
pracować w biurze jak Murai a nie biegać po scenie z wiosłem i kręcić tyłkiem!
Szatyn
chcąc wyładować jakoś złość, szybkim ruchem strącił ze stołu szklankę, która
rozbiła się na drobne kawałki. Rozmowy natychmiast ucichły, a Sugizo odchylił
głowę do tyłu w niemym geście błagania bogów o pomoc. Miał wielką ochotę
napisać do Gackt’o prośbę o to, aby mężczyzna się u niego zjawił. Może wtedy
chociaż trochę opanowałby ogarniającą go agresję? Z drugiej strony, gdyby Murai
dowiedział się o tym, że jego brat był w związku z mężczyzną, to znając go,
Sugizo miałby sporę kłopoty.
Westchnął, patrząc na kawałki szkła. Postanowił, że posprząta to jak
tylko nieproszeni goście opuszczą jego mieszkanie. Z dumnie uniesioną głową
wszedł do salonu. Od razu spostrzegł dwie pary oczu, które uważnie śledziły
każdy jego ruch. Z gracją zasiadł na swoimi ulubionym fotelu.
-Zawsze zabierałeś mi wszystko… byłeś cholernie idealnym
człowiekiem – zaczął Murai ze znaną sobie wyniosłością. Yune musiał przyznać,
że szatyn nieźle się maskował. Teraz nie wyglądał jak rasowy alkoholik, ale jak
biznesmen mało zarabiającej firmy. To śmieszne jak wielkie pozory może stworzyć
zwykły garnitur. –Teraz chcesz zabrać mi również córkę. Na to ci nie pozwolę
Yune – dodał pewnym siebie głosem. Sugizo uśmiechnął się ironicznie, po czym
oparł łokcie na udach i splótł palce ze sobą, kładąc na nich głowę.
-Posłuchaj mnie Murai… - Gitarzysta miał wrażenie, że
wyplótł imię brata, zamiast je wypowiedzieć. –Urumi jest już pełnoletnia i.. –
przerwał w połowie zdania, słysząc dzwonek do drzwi. Zmarszczył brwi
zastanawiając się kto mógł go nawiedzać. Może to Uru zapomniała kluczy? –Gomene… - szepnął niechętnie, po czym
wstał, kierując się do drzwi. Cały czas czuł na sobie przeszywające spojrzenie
szatyna i jego żony.
Otworzył
drzwi dość mozolnie, w duchu modląc się o to, aby to jednak nie była Urumi.
Chciał jej oszczędzić bólu, dlatego postanowił porozmawiać z jej rodzicami na
osobności.
-Ohayo kochanie
– Drgnął słysząc głos Gackt’o, po czym uniósł spojrzenie, patrząc na niego z
niedowierzeniem. Wokalista wszedł do środka, objął go delikatnie w tali i
przelotnie musnął jego wargi swoimi. – W parku widziałem twoją bratanicę z
wokalistą Gazetto, więc pomyślałem,
że będziemy mieć chwilę dla siebie – dodał z tajemniczym uśmiechem. Yune
trzasnął drzwiami, na co Satoru zmarszczył czoło, patrząc na niego ze
zdziwieniem. –Coś się stało? –zapytał nie wiedząc co o tym sądzić. Podążył
jednak za wzrokiem Sugizo i zamarł, wpatrując się w łysiejącego faceta, który
miał na ustach iście przesączony sarkazmem uśmiech.
~Godzina później
Urumi z
lekkim uśmiechem na ustach mijała pędzących przed siebie ludzi, którzy gnali
nie zważając na nic. Niektórzy patrzyli na nią jakby była chora umysłowo… Cóż…
styl Visual kei nie był mile widziany wśród Japończyków. Przecież kobieta
powinna ubierać się schludnie, siedzieć w domu i pomagać mężowi. Ale brunetka
doskonale wiedziała o tym, że takie życie nie było dla niej. Ona była z tych
osób, które łamało zasady, śmiało kroczyło przed siebie i miało w poważaniu co
ktoś o niej myślał. A niech się wstydzi ten kto patrzy! Ona miała odwagę być
sobą i była z tego cholernie dumna.
Weszła
do wysokiego budynku, wcześniej wbijając kod otwierający główne drzwi. Żwawym
krokiem ruszyła po pnących się wysoko schodach. Miała zbyt wiele energii i zbyt
dobry humor aby tłuc się windą. Łańcuchy przy spodniach przyjemnie brzęczały w
takt jej kroków, a muzykę sączącą się ze słuchawek można było usłyszeć z
odległości kilkudziesięciu centymetrów. Staruszek mijający ją w połowie drogi
posłał jej szeroki uśmiech. Urumi skłoniła mu się lekko, odwzajemniając gest.
Rozmawiała kilka razy z tym mężczyzną, gdy jechali razem windą i widziała, że była
to jedna z niewielu starszych osób, które ją rozumieją. Ba! Człowiek ten nawet
radził jej, aby nigdy nie przejmowała się innymi i aby korzystała z życia jak
najbardziej się da.
Gdy w
końcu dotarła na przedostatnie piętro westchnęła cicho, uspakajając się po dość
szybkim marszu. Odpięła od szlufki spodni klucz i otworzyła drzwi.
-Tadaima! –
krzyknęła, ściągając glany.
-Jestem w kuchni! – Jej uśmiech znacznie się powiększył,
słysząc głos wujka. Odłożyła buty na bok i ściągając z siebie szalik ruszyła w
stronę pomieszczenia, w którym przebywał Sugizo. Widząc go ze skupioną miną nad
garnkiem ze spaghetti roześmiała się cicho. – A tobie co? Nawdychałaś się
czegoś? – Szatyn uniósł brew, widząc rozanieloną bratanicę.
-Po prostu mam dobry humor. – Wzruszyła ramionami,
podchodząc do mężczyzny i całując go w policzek.
-Czyżby była to zasługa Matsumoto-san’a? – Uśmiechnął się przebiegle, gdy brunetka drgnęła.
-Możliwe. – Posłał mu tajemnicze spojrzenie, a w jej
oczach zauważył radosne iskierki.
~
Coś było
nie tak… Sugizo bardzo chciał coś przed nią ukryć. Ale ona doskonale widziała
to zamyślenie zmieszane ze smutkiem w jego oczach. Gdy jedli obiad, a w sumie
już kolacje, doskonale zauważyła to, że wujek odpływał na dłuższe chwilę do
krainy myśli. Martwiła się o niego, dlatego też podniosła się ze swojego łóżka,
cicho wzdychając i udała się do salonu. Nie zauważając tam nikogo zmarszczyła
brwi, jednak skierowała się do kuchni. I właśnie tam, przy kuchennym stole, z
opartą na dłoniach głową, siedział Sugizo. Jego tępy wzrok wbity był w
krajobraz za oknem. Urumi podeszła do niego cicho i mocno przytuliła.
Gitarzysta drgnął, wyrwany z rozmyśleń. Spojrzał na bratanicę, po czym
odwzajemnił gest, sadzając ją na swoich kolanach. Przez dłuższą chwilę po
prostu tulił ją do siebie, w ogóle się nie odzywając. Potrzebował chwili
wyciszenia się i pewności, że ona tutaj była.
-Co się
dzieje? – Usłyszał jej cichy, pełen troski głos. Urumi lekko się od niego
odsunęła, aby móc spojrzeć mu w oczy. Widząc spojrzenie pełne smutku serce mu
dosłownie zamarło, aby następnie odbić się boleśnie od żeber. Wzmocnił uścisk,
tuląc ją do siebie jeszcze mocniej, co spowodowało większe zaniepokojenie
brunetki. –Wujku…? – zapytała niepewnie.
-Byli tutaj twoi rodzice – szepnął pozbawionym emocji
głosem, czując jak szarooka drgnęła na dźwięk tych słów. Zagryzł wargę,
opierając brodę na jej głowię, gdy wtuliła twarz w jego szyję. Jej dłonie
zacisnęły się kurczowo na jego koszuli. –Twój ojciec próbował mi wmówić, że się
zmienili… że chcą wszystko naprawić. Gdybym ich nie znał, zapewne bym im
uwierzył. Jebane pozory – prychnął, śmiejąc się gorzko. –A potem… próbował mnie
szantażować.
-Szantażować? – Urumi uniosła brew, powtarzając to słowo
ze zdziwieniem.
-Bo widzisz… - westchnął głęboko. – Tydzień po rozstaniu
z Aiko rozpoczął się nowy okres w moim życiu… od tamtego dnia jestem w związku
z Gackt’o – ostatnie zdanie wypowiedział dość niepewnie, bojąc się reakcji
swojej bratanicy. Brunetka oderwała się lekko od niego, patrząc z niedowierzaniem
na twarz wuja, po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Cieszę się, że jesteś z kimś tak wspaniałym jak Gackt’o-san… On na pewno cię nie zrani –
powiedziawszy to pocałowała szatyna w policzek. Yune westchnął z ulgą i sam
szeroko się uśmiechnął.
-Przynajmniej ty mnie rozumiesz…
-No przestań! Nie liczy się przecież płeć! Ważne jest to,
że się kochacie! – uniosła lekko głos, a w jego tonie można było wyczuć radość
spowodowaną tym, że Sugizo znalazł swoją połówkę. Zaśmiał się cicho.
-Tak… ale doskonale wiesz jaki jest twój ojciec. – Skrzywił
się lekko . –Stwierdził, że jeżeli nie zmuszę cię do powrotu do nich to sprzeda
wiadomość o moim związku do prasy… Sądzi, że zniszczy mi tym karierę.
-Kretyn! – warknęła przez zaciśnięte zęby. –Nienawidzę
go… - szepnęła cicho, czując jak w oczach gromadzą się łzy.
-Urumi…
-Wiesz jak bardzo boli nienawiść do własnych rodziców? –
zapytała, mocniej wtulając się w ciało muzyka.
-Uwierz, że wiem… - odszepnął, całując ją w czubek głowy.
-Zastępujesz mi dziadków, zastępujesz mi rodzeństwo…
zastępujesz mi rodziców… Dzięki tobie wierzę jeszcze w to, że są na świecie
ludzie, którzy dbają o innych… Kocham cię wujku. – wyznała szczerze, a Sugizo
poczuł miłe ukłucie w sercu. Uśmiechnął się lekko.
-Jesteś dla mnie jak córka, nie mogę pozwolić na to aby
ktokolwiek cię skrzywił. – Uniósł palcami jej podbródek, by móc spojrzeć jej w
oczy. –Też cię kocham, Mała.
-Nie przejmuj się moim ojcem. Nie ma żadnych dowodów na
to, że jesteś w związku… Poza tym… - Posłała mu szeroki uśmiech. – Jestem
pewna, że większość fanów byłaby zadowolona. – Oboje zaśmiali się głośno.
~Miesiąc później
Wysiadł z
samochodu, nadal będąc w dość dobrym nastroju. Jednak to nie przeszkadzało mu w
analizowaniu całej sytuacji, którą przedstawiła mu dzisiaj Urumi. Teraz
wszystko miał prawie podane jak na dłoni – wiedział dlaczego dziewczyna była
tak wrogo nastawiona do jego przyjaciela. W sumie… nie sądził, że Miyavi mógł
postąpić tak wrednie… Do cholerny to nie
było w stylu Takamasy! Czuł się tak jakby sytuacja, którą opisywała brunetka
zupełnie nie dotyczyła Ishihary… Ten jeden incydent był tak obcy i sprzeczny z
Miyavi’m, którego znał, że trudno było w to wszystko uwierzyć. A jednak widząc
to smutne spojrzenie szarych oczu, dłonie kurczowo zaciśnięte na spodniach i
słysząc łamiący się głos Urumi nie było mowy o pomyłce. W zasadzie zawsze mogła
kłamać… Ale szybko odpędził od siebie tę myśl. Nie wiedząc zupełnie dlaczego,
ta dziewczyna wzbudziła w nim sympatię i zaufanie. Może dlatego, że zawsze mówiła
szczerze co myślała. Czasami było to owinięte w słowa, z których trzeba było
czytać między wierszami, ale wiedział, że mówiła tak tylko, dlatego aby zmusić
rozmówcę do myślenia. Skąd to widział? Bo sam stosował taką taktykę. Tak było
wygodniej – on sam nie musiał spędzać godzin na tłumaczeniu danej sytuacji a
druga osoba mogła wreszcie wykazać się chociażby odrobiną elokwencji. Cóż…
szare komórki wymagają treningów.
Wiedział
jednak, że opowiedziała mu bardzo okrojoną wersję. Części mógł się jedynie
domyślać, ale większość pozostała dla niego tajemnicą.
Przez
ten miesiąc spotykał się z nią w prawie każdej wolnej chwili, kilka razy nawet
odebrał ją z uczelni. Nie wiedział dlaczego, ale dziewczyna sprawiała, że był
beztroski i szczęśliwy.
-Długo
już tutaj czekasz? – zapytał, widząc bruneta pod drzwiami budynku, w którym
mieszkał.
-Wystarczająco długo aby zamarznąć. – Aoi szczekał
zębami, chodząc w kółko. Blondyn podszedł do drzwi wstukując kod.
-Wiesz od czego są telefony? – mruknął, wchodząc do
środka. Za nim wsunął się cicho gitarzysta. –Poza tym jak jest ci zimno to
lepiej się skul i nie ruszaj. Wtedy nie tracisz potrzebnego ci ciepła – dodał
tonem opiekuńczego, starszego człowieka.
-Dobrze mamusiu. Zapamiętam – warknął Yuu, wywracając
oczami i oparł się o ścianę windy. Ruki uśmiechnął się nieco wrednie, po czym
podszedł do przyjaciela, troskliwie klepiąc go po ramieniu. Gdyby był nieco
wyższy – albo Yuu niższy – zapewne pieszczotliwie poczochrałby mu włosy.
-Nie dąsaj się synku… Zaraz mamusia zrobi ci ciepłe kakao
i da coś do jedzenia – oznajmił przesłodzonym tonem głosu. Shiroyama uniósł
brew. W tej chwili wyglądał jak człowiek, który zaraz zwymiotuje.
-Przestań ćpać Takanori. – Westchnął cicho, zaciskając
pięści.
-Nie denerwuj się synku, bo złość piękności szkodzi. –
Matsumoto widząc niemą groźbę w oczach gitarzysty, parsknął głośnym śmiechem.
-Ty na serio zmień dilera, mamusiu.
-A przyjdziesz jeszcze w łaskę! Odcinam ci kieszonkowe na
miesiąc niewdzięczniku. – Ruki obrócił się ostentacyjnie na pięcie, unosząc
dumnie głowę, po czym wymaszerował z windy niczym obrażona nastolatka. Aoi stał
przez chwilę z wysoko uniesioną brwią, zastanawiając się nad tym czy powinien
zadzwonić do Kai’a i poinformować go o tym, że wokalista miał
najprawdopodobniej wysoką gorączkę albo faktycznie był naćpany. Otrząsnął się
dopiero wtedy, gdy drzwi windy zaczęły się zamykać, szybko wsunął pomiędzy nie
glana i wydostał się na korytarz.
Po chwili
siedział już rozwalony na kanapie w salonie wokalisty, przykryty szczelnie jego
kocem. Wzrok brązowych, niemal czarnych oczu uporczywie wlepiał w taniec
płomieni w małym kominku. Aoi westchnął cicho. Mieszkanie to było urządzone z
wyczuciem stylu, zawsze wydawało mu się takie przytulne. A właściciel tych
kilkudziesięciu metrów kwadratowych był strasznie troskliwy i wrażliwy. Yuu
uśmiechnął się lekko. Ruki był jego najbliższym przyjacielem i zawsze wiedział
jak poprawić mu humor. Nawet ta głupia gadka chłopaka w windzie znacznie go
rozweseliła.
-Mamo!
– krzyknął dość głośno, a jego uśmiech znacznie się powiększył. Z kuchni doszły
jakieś głośne szmery a po chwili dołączyły do tego przekleństwa.
-Czego wyrodny synu?! – odkrzyknął po chwili blondyn,
który zajęty był teraz zapewne robieniem wspomnianego wcześniej kakao.
-Kup mi czołg! – brunet zagryzł wargę, aby się nie
roześmiać.
-Ocipiałeś?! - Aoi wyczuł w głosie przyjaciela czyste
rozbawienie, co wcale nie pomagało mu w utrzymaniu powagi.
-A czym będę dojeżdżał na próby?! – zapytał, jęcząc z
zawiedzeniem.
-Różową hulajnogą w jednorożce. Dokupię ci nawet czerwoną
torebkę – warknął Ruki, wchodząc do salonu z dwoma kubkami pełnymi parującej
cieczy. –Jak chcesz to kupię ci jeszcze różowy trykot… będziesz miał w czym
chodzić na balety do Miyavi’ego.
-Z cekinami? – Yuu uśmiechnął się szeroko, udając
rozmarzenie. Westchnął teatralnie. – Mamusiu, kocham cię! – dodał, podnosząc
się z kanapy, gdy chłopak odstawił naczynia na stole, po czym rzucił się na
niego, mocno go do siebie tuląc. Ruki uniósł brew, aby w następnej chwili
śmiech obojga przyjaciół odbijał się echem od ścian salonu.
-Dobra, dobra! Koniec, bo zaraz się posikam! – Takanori
odezwał się po dziesięciominutowym napadzie śmiechu. Pokręcił niedowierzająco
głową, po czym zasiadł na kanapie, w dłonie biorąc kubek. –Pomatkowałem ci
trochę, pośmialiśmy się, a teraz mów co sprowadza cię w me skromne progi synu.
– Takanori wyszczerzył się najszerzej jak potrafił. Rozpierało go jakieś dziwne
szczęście, które wzięło się dosłownie z nikąd. Albo… chyba miał co do tego
swoją małą teorię.
Aoi
przekrzywił głowę na bok, a jego mina wyrażała czyste zamyślenie. Zupełnie
jakby próbował przypomnieć sobie po co tutaj się zjawił. Zmarszczył czoło.
-O Kami-sama…
nie mów mi, że zapomniałeś. – Ruki parsknął ponownie śmiechem, kręcąc
niedowierzająco głową.
-Ej! Nie śmiej się ze mnie mamo! – krzyknął brunet,
zakładając ręce na torsie. – To nie moja wina, że mam sklerozę.
-Do hulajnogi dorzucę ci jeszcze lecytynę – skomentował
wokalista, po czym uśmiechnął się szeroko.
-Trzymam za słowo. A tak na serio… - Shiroyama chwycił w
dłonie kakao i zawiesił wzrok na brązowej cieczy. W ten sposób łatwiej było mu
zebrać myśli. – Zastanawiałem się czy dowiedziałeś się czegoś istotnego o
basistce Shiroi… - Przeniósł
spojrzenie na przyjaciela, dokładnie obserwując jak poważnieje. Takanori skinął
pomału głową, po czym wstał ze swojego miejsca i zaczął przechadzać się po
salonie. Aoi lekko się uśmiechnął, Ruki był osobą, która nie potrafiła
wysiedzieć na jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut. Zwłaszcza, gdy
rozpierała go taka energia… Swoją drogą, zaczął się zastanawiać co było powodem
dobrego humoru wokalisty.
-Trochę
o niej wiem… - zaczął w końcu zespołowy „psycholog”. –Na pewno można jej ufać,
jest to raczej osoba, która zachowuje wszystko dla siebie. I przez to czasami
sama się w tym wszystkim gubi… W miarę trafnie potrafi oceniać ludzi i z tego
co mogłem wywnioskować często pomaga znajomym rozwiązywać ich problemy, ale
sama nie lubi, gdy ktoś miesza się w jej życie z butami. Rozumiesz? – Zerknął
na bruneta, który skinął głową, spojrzeniem prosząc go o to, aby kontynuował. –
Chcę abyś wiedział Yuu, że czuję się źle, mówiąc ci to wszystko. Dlatego też
powiedziałem ci tylko tyle, ile uznałem za konieczne.
-Wiem o tym przyjacielu.
– Aoi uśmiechnął się smutno. –Ale chcę komuś pomóc… komuś mi bliskiemu. Dlatego
cię w to wplątałem. Przepraszam, ale nie mogę ci więcej powiedzieć – dodał,
kierując przepraszający wzrok na blondyna, który jedynie skinął głową.
-Rozumiem i szanuję to – mówiąc to usiadł naprzeciwko
swojego rozmówcy. – Ktokolwiek chcę jej coś powierzyć w tajemnicy, spokojnie
może to zrobić. To osoba godna zaufania, ale trzeba uważać aby jej nie
spłoszyć.
-Arigato.
-Nie musisz… Od tego mnie masz. – Wokalista zaśmiał się
cicho, po czym wygodnie rozsiadł się na fotelu. –A teraz możesz pomóc mi w
skomponowaniu melodii do mojego nowego tekstu. – Wzruszył ramionami.
-Już chcesz mnie wykorzystać – jęknął dość głośno, na co
blondyn uśmiechnął się chytrzę. – Podam cię do sądu o pedofilię, mamo!
~Ten sam dzień. Godzina 21.46
-Czołg,
czołg, czołg z węgla i stali! Czołg, czołg, czołg, którego nikt nie rozwali! –
Aoi siedział na kanapie w sali prób w mieszkaniu wokalisty, na kolanach mając
swoją ukochaną gitarę akustyczną. Szarpał rytmicznie struny i śpiewał
najgłośniej jak potrafił. Spojrzał na Ruki’ego, który siedział na brzegu
prowizorycznej sceny i unosił brew do góry. W tym momencie miał minę, jakby
słoń nadepnął mu na nogę. Uruha próbujący nastroić gitarę prawię płakał ze
śmiechu, za to Reita, mając wszystko w dupie, siedział przed swoim laptopem. A
lider… A lider stał z miną „WTF?!” i zastanawiał się co ćpał Aoi. –Mamo kup mi
czołg! Kup mi pod choinkę cały zestaw bomb! Bo, bo to jest czołg! Z węgla i
stali…[1]
-Nie mam mowy! – wrzasnął nagle Takanori, przez co Akira
spadł z krzesła, a wystraszony gitarzysta prowadzący zbyt mocno naciągnął
strunę, która wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i pękła. Yuu pomylił
akordy, a Kai walnął się otwartą dłonią w czoło.
-Dom wariatów kurwa… I jak ja mam z wami pracować?! –
warknął. Reszta członków zespołu spojrzała po sobie, po czym wszyscy jak jeden
mąż parsknęli śmiechem. Perkusista usiadł na podłodze po turecku i zakrył twarz
dłońmi. –Ja się wypisuję z tego porąbanego kręgu osób mających schizofrenie. Ja
jestem normalny… Nie chcę zgłupieć – mówił do siebie.
-Eeee… Tanabe… Wybacz ale muszę ci coś uświadomić.
–Suzuki podniósł swoje obolałe cztery litery z podłogi i zbliżył się do lidera,
kładąc mu dłoń na ramieniu. –Ty na pewno nie jesteś normalny. – Kai już chciał
coś odpowiedzieć, gdy w całym pomieszczeniu rozebrzmiał dzwonek. Każdy z
chłopaków spojrzał na Ruki’ego, który powoli zwlekł się ze sceny i rzucając im
spojrzenie „Kurwa, raz mógłby ruszyć się ktoś inny” skierował się w stronę
drzwi wejściowych.
-Czego? – warknął dość nieprzyjaznym tonem głosu i zamarł
na chwilę, widząc w drzwiach czarnowłosą kobietę. –Mamo? Co ty tutaj robisz? –
wyjąkał zaskoczony.
[1] jedna z
przyśpiewek jaką poznałam w harcerstwie. Ma bardzo proste chwyty i myk polega
na śpiewaniu i graniu jej coraz szybciej ;)
__________________________
Wczoraj dotarła do mnie bardzo szokująca informacja - pewna dziewczyna została okradziona ze swojego opowiadania. Jakby tego było mało, ktoś wydał książkę z jej opowiadaniem! Proszę o zapoznanie się z jej historią >>klik<< Jeżeli ktoś zna się na prawie lub ma znajomego, który mógłby jej pomóc to dajcie jej znać.
Pozdrawiam
Meev jak widać kiepsko się ukrywa skoro go "maleństwo" zauważył.
OdpowiedzUsuńRuki jednak jest kochanym facetem.
Ojciec Urumi to pieprz*ny egoista i cholery szantażysta.
Ruki (mamusia) i Aoi (synuś) razem są uroczy.
Końcówka mnie zaintrygowała i to bardzo.
Jednak kiepski ninja z naszego Miyavi'ego :p
UsuńJeden z moich ulubionych rozdziałów ♥.
OdpowiedzUsuńCiągle wracam do konwersacji mamuni z synalkiem, to była największa epickość nad wszelką epickością, ucz mnie Sensei ♥ xD.
Pamiętam, jak mi ciągle "śpiewałaś" na GG tę piosenkę, co za złe czasy XD.
Kocham mamę Takanoriego, wielbię, ubóstwiam :D (tak, wiem, pieję na wyrost XD)
Jejku, czekam na nowość ♥
Hahaha, mój też :3
UsuńTaak, jedyny moment, w którym lubisz Takanori'ego xDD
Ej, ta piosenka jest epicka ^ ^
Jego mama dopiero się uaktywni ^ ^
Cicho, bo się wyda, że go nie lubię XD.
UsuńWiem, ale pamiętam, że była epicka :3
Ja się w sumie nie dziwię, że Miyavi został zauważony... Przecież wygląda jakby go tęczowy kucyk jęzorem mlasnął :D
OdpowiedzUsuńEhh, czuję kłopoty... Ojciec Urumi to uj.. i tyle mogę rzecz na ten temat. Pozostałe słowa nie są zbyt odpowiednie.
Czołg :D Ja też chcę. :D Aoi, dorzucisz się? Dam ci zniżkę na trykot z cekinami :D
Mama-Takanori jest epicka :D
Tak jak synek :D
Hahahaha motyw z tym jednorożcem poprawił mi humor :D Wyobraziłam sobie to xDD
UsuńMoże Aoi namówi Takanori'ego, żeby kupił mu dwa czołgi xD Wtedy jeden Ci odda ^ ^