sobota, 4 października 2014

[08] Walka z rzeczywistością

„Przez ból mojego wstydu
Mdleję w agonii, ta nieopisana twarz zniekształca się prawdą
"Słyszę śmiech"
Upiększam smutkiem te uczucia
Ta niechciana egzystencja wywołuje mdłości”
the GazettE – Kugutsue



                Takanori otrząsnął się z szoku, po czym odsunął się od drzwi, gestem dłoni zapraszając rodzicielkę do mieszkania. Brunetka posłała mu pełen czułości uśmiech, a smutek w jej oczach spowodował szybsze bicie serca u jej syna.
-Mamo? – zapytał dość niepewnie, pomagając jej zdjąć płaszcz. Kobieta skinęła głową w podzięce, kładąc walizkę i reklamówkę obok kanapy. –Coś się stało? – Uniósł brew, gdy uśmiech zniknął z jej twarzy. Jego ciało ogarnął nagle dziwny niepokój.
-Mamo! Dziadek chce mnie zabić! – Ruki podskoczył słysząc głos Yuu, który wybiegł po chwili z prowizorycznej sali prób. Za nim wyskoczył wściekły Uruha.
-Ja ci dam dziadka, mendo społeczna, wszarzu niemyty. – Młodszy gitarzysta zacisnął kurczowo pięści.
-Wypraszam sobie! – Brunet obrócił się na pięcie, patrząc na kolegę z mordem w oczach. –Myję się codziennie i nie mam wszy! – dodał oburzony. Takashima już chciał coś odwarknąć, gdy do ich uszu dobiegł czyjś śmiech. Cała trójka obecna w salonie jak na komendę spojrzała pytająco w stronę starszej kobiety. Gitarzyści spojrzeli na siebie, po czym ukłonili się.
-Konban wa Matsumoto-san – powiedzieli równocześnie, na co matka wokalisty uśmiechnęła się, rozbawiona.
-Witam was kochani. Yuu… aleś ty wyrósł – skomentowała, mierząc go wzrokiem. Shiroyama wyprostował się i podszedł do kobiety, całując ją w oba policzki.
-A pani, Ami-san wcale ale to wcale się nie zmieniła. – Uśmiechnął się do niej szeroko.
-Jak zwykle jesteś szarmancki Yuu. – Zaśmiała się cicho. – Ale muszę przyznać, że wyrosłeś na przystojnego mężczyznę. I widziałam cię jak grasz! Masz niesamowity talent! – dodała.
-Oj tam. Proszę nie przesadzać Ami-san… Bo się zarumienię!
-Aoi… Nie podrywaj Matsumoto-san. - Kai wszedł do salonu, kłaniając się lekko. – Miło panią widzieć.
-Ooo! Mój ukochany perkusista! – krzyknęła brunetka, patrząc na lidera z szerokim uśmiechem na ustach. – Mam coś dla ciebie mój drogi.
-Dla mnie? – zapytał zdumiony podchodząc do Ami i odbierając od niej pakunek. –Joooj… Domowe sushi pani roboty! – jęknął z radością w głosie, po czym przytulił brunetkę. –Arigato Ami-san. – podziękował, odbierając paczuszkę.
-Nie musisz chłopcze, nie musisz. – Pocałowała go lekko w policzek. – Kiedyś jak przyjedziesz do mnie na święta kochanie, to obiecuję, że zdradzę ci mój przepis na ten przysmak.
-Naprawdę? – Oczy Kai’a zaświeciły niezdrowym blaskiem. – Będę zaszczycony. – Ukłonił się. –Na pewno chce pani porozmawiać z synem. Dlatego kończymy na dziś chłopaki – zwrócił się do członków zespołu. Cała czwórka grzecznie pożegnała się i wybyła z mieszkania Ruki’ego. Aoi zdążył jedynie rzucić przez ramię „Pamiętaj o czołgu, mamo!”, po czym ulotnił się jak najszybciej mógł.
-Nie pytaj mamo. – jęknął Takanori, kierując się w stronę sali prób. –Rozgość się a ja ogarnę sprzęt i zrobię coś do picia.
-Umiem robić herbatę Taka-chan. – Kobieta nie czekając na syna poszła do kuchni. –Takanori! Jak możesz tak źle się odżywiać?! – krzyknęła, gdy tylko ujrzała w lodówce same mrożonki.
-Mamuś… Nie mam czasu na gotowanie. - Westchnął, stając w progu pomieszczenia, podszedł do czajnika, nalewając do niego wody. W jego oczach nadal czaiło się zamyślenie. Obserwując swoją rodzicielkę cały czas miał wrażenie, że coś było nie tak. –Coś się stało, prawda? – szepnął cicho, biorąc z szafki kubek i mocno zaciskając na nim palce. Ami spojrzała na syna z troską, po czym złapała się blatu kuchennego stolika.

-Widzisz kochanie… Nie chciałam mówić ci tego przez telefon - zaczęła łamiącym się głosem, obserwując jak mięśnie Takanori’ego się napinają. –Twój ojciec… On… - Przełknęła ślinę, pozwalając spłynąć łzom po pomarszczonym policzku. –Dwa dni temu miał wylew… Nie żyje – dokończyła, a w akompaniamencie szlochu słychać było dźwięk rozbijającego się szkła.
~
                Urumi krążyła po salonie, nie mogąc wysiedzieć w jednym miejscu. Dłonie kurczowa zaciskała na kubku z herbatą.
-Musieli dowiedzieć się o tym, że znalazłeś mi pracę – stwierdziła w końcu, zagryzając wargę. – Są przekonani, że zarobię na tym miliony… Pewnie chcą abym ich utrzymywała. – Uśmiechnęła się kpiąco. Sugizo uniósł wzrok znad czytanego przez niego tekstu, po czym skinął głową.
                Dzisiaj po raz drugi odwiedził go Murai. Tym razem w towarzystwie jakiegoś podrzędnego prawnika. Groził mu, że wystosuje do sądu pismo, że szatyn bezprawnie przytrzymywanie Urumi. Sugizo parsknął wtedy śmiechem, prawda była taka, że dziewczyna była pełnoletnia i mogła robić co chciała! Kazał im natychmiast opuścić jego mieszkanie, zaznaczając, że następnym razem zgłosi na policję sprawę o nachodzenie i próbę wymuszenia.
                -Świat jest mały… takie wiadomości szybko się po nim rozchodzą – skomentował. Dziewczyna przysiadła na brzegu parapetu i spojrzała na wuja.
-Mam tylko nadzieje, że nie zrobią nic głupiego - szepnęła.
-Wiesz… nie będę mówił ci czegoś w co sam nie wierzę. - Szatyn podniósł się z kanapy, odkładając kartkę na stół. –Znając Murai’a… Na pewno będzie chciał namieszać nam w życiu. – Westchnął cicho, stając obok bratanicy i patrząc w nocne niebo. –On jest alkoholikiem… A tacy ludzie są zdolni do wszystkiego, gdy nie mają za co wypić – dodał, kręcąc niedowierzając głową. –Ale wiedz Mała, że damy sobie radę. – Spojrzał jej w oczy, uśmiechając się łagodnie. –Już wystarczająco skrzywdził nas oboje… A ja cholernie żałuję, że nie adoptowałem cię, gdy byłaś jeszcze mała.
-Nie adoptowałeś… Ale to i tak z tobą spędziłam większość życia. To ty mnie wychowałeś. – Pocałowała go w policzek. –Dobra! Koniec gadania na ten temat! Nie przejmujmy się nim. – Podjęła decyzje. – Teraz lepiej zagraj mi piosenkę, którą wczoraj napisałeś.

~Trzy dni później. Godzina 13:53

                Największa sala w budynku PS Company skąpana była w przygnębiającej ciszy, która boleśnie odbijała się od ścian. Dziewiątka osób siedziała nieruchomo, a spojrzenie każdej z nich skierowane było w inną stronę. Zupełnie jakby chcieli odciąć się od reszty.
                 Szarooka dziewczyna uniosła głowę, patrząc uważnie w sufit.
                -Jak… jak on się czuje? – jej niepewne, ciche pytanie wydało się wszystkim zbyt głośne. Zmęczone, pokryte mgłą smutku oczy Shiroyamy pierwszy raz skierowały się na brunetkę.
-Nie mam pojęcia… Nie chce z nikim rozmawiać. – Westchnął, czując jak strach o przyjaciela zaciska swoje dłonie na jego szyi. Nagle otworzył usta i gwałtownie wstał z miejsca. – Urumi… - Gdy wypowiedział imię basistki, każdy spojrzał na niego z niemym pytaniem wypisanym na twarzy. –Może ty spróbujesz z nim pogadać.
-Ja? – Dziewczyna uniosła brew, patrząc na gitarzystę GazettE ze zdziwieniem.
-Tak. – Chłopak podszedł do niej, łapiąc ją za dłonie. – Urumi… nie każ mi tego tłumaczyć. Powiedz mi jedno: Martwisz się o niego?
-Wiesz przecież, że tak… - wypowiedziała to zdanie tak cicho, że tylko Yuu mógł je usłyszeć. Nigdy nie lubiła wyznawać swoich uczuć.
-To zrób to o co cię proszę. Dobrze?
-Robię to dla Takanori’ego, nie dla ciebie – stwierdziła, wstając z podłogi, po czym rzuciła wszystkim niepewne spojrzenie. –Ja… wychodzę… Próba i tak nie ma sensu – dodała, zakładając bluzę i wyszła z sali.
-Wierzę w ciebie – pomyślał brunet, opierając się o ścianę. –Jeżeli ty mu nie pomożesz to będziemy całkowicie bezradni.

~Ten sam dzień. 15:13

                 -Ohayo… zastałam może Takanori’ego? – zapytała, gdy drzwi mieszkania otworzyła jej starsza pani w tradycyjnym kimonie. Kobieta skinęła głową, każąc jej wejść.
-Nie wiem dziecko, czy będzie chciał z tobą rozmawiać. – westchnęła głęboko.
-Pozwoli pani, że jednak spróbuję. – Uśmiechnęła się smutno. – Wybacz pani mój nietakt, nawet się nie przedstawiłam. Watashi wa Sato Urumi desu. – Ponownie się ukłoniła.
-Urumi? – Oczy kobiety nagle nabrały bardziej żywego blasku. –Jestem matką Takanori’ego. Ale możesz mi mówić Ami. – Uśmiechnęła się do dziewczyny ciepło. –Jest w swoim pokoju. - Wskazała dłonią drzwi.
-Arigato – szepnęła, ściągając glany, po czym rzucając kobiecie niepewne spojrzenie ruszyła we wskazanym wcześniej kierunku. Westchnąwszy głośno otworzyła drzwi.
                Od razu uderzył w nią zaduch panujący w pomieszczeniu i egipskie ciemności. Gdy przekroczyła próg poczuła się jak w jaskini nieodwiedzanej przez kilkaset lat. Kręcąc niedowierzająco głową odsłoniła zasłony, aby następnie uchylić okno. Do środka wdarło się świeże, mroźne powietrze, sprawiając, że można było przeżyć w tym pokoju. Rozejrzała się dokładnie a jej wzrok w końcu padł na skuloną postać leżącą na łóżku. Urumi poczuła jak jej serce zostaje przeszyte mocnym bólem. Powoli podeszła do posłania, siadając na jego brzegu.
-Takanori - szepnęła, dotykając jego policzka, skrytego kaskadą przetłuszczonych włosów. Chłopak drgnął i spojrzał na nią niepewnie. Zupełnie jakby spodziewał się tego, że to jedynie umysł płata mu figle.
-Urumi-chan… - jego zachrypnięty głos sprawił, że brunetka poczuła jak pod powiekami gromadzą jej się łzy. Blondyn odwrócił się do niej przodem, bez słów kładąc swoją głowę na jej kolanach. Przymknął oczy, chłonąc jej obecność. Oboje zamilkli, chcąc nasycić się sobą nawzajem. Drżące palce basistki wplotły się w jego włosy przeczesując je delikatnie. Spojrzała na jego twarz, a jej serce ponownie skąpało się w dość potężnej dawce agonii. Blada cera, podpuchnięte oczy i spierzchnięte wargi. Przejechała opuszkami palców po jego policzku, a jej usta niemo wypowiadały jego imię. –Nie wiem co się ze mną dzieje - przemówił słabym głosem, a widząc jak po policzku dziewczyny spływa łza, uniósł dłoń i starł ją kciukiem. –Nie płacz. - Uśmiechnął się słabo. –Po prostu… Nie umiem sobie poradzić ze stratą kolejnej ważnej mi osoby… To tak cholernie… boli… - Złapał się za miejsce, w którym biło jego poszarpane serce.
-Czuję się bezradna Takanori… Zupełnie nie wiem jak mam ci pomóc – oznajmiła szeptem, zupełnie jakby ta przygnębiająca atmosfera zgniatała jej krtań. Wokalista przymknął powieki nadal lekko się uśmiechając.
-Po prostu nie pozwól mi oszaleć – wyjawił, po czym westchnął cicho. Brunetka siedziała chwilę analizując to wszystko, a gdy chciała coś odpowiedzieć, zauważyła, że zasnął. Ponownie przejechała palcami po jego policzku i zaczęła przeczesywać mu delikatnie włosy, nie chcąc go obudzić. Uniosła spojrzenie, słysząc skrzypnięcie drzwi.
-Nie jadł i nie spał odkąd powiedziałam mu o śmierci ojca. – Ami pokręciła smutno głową, wchodząc do środka. W dłoniach ściskała kubek z parującą cieczą. –A jeżeli już zasnął, to budził się po dziesięciu minutach, nękany koszmarami. – Podeszła do Urumi i wręczyła jej naczynie. – Nie wiem ile słodzisz dziecko, więc w razie czego powiedz –przyniosę cukier. – Uśmiechnęła się ciepło.
-Arigato, ja akurat piję gorzką herbatę. – Odwzajemniła gest.
-Jesteś pierwszą osobą, której nie wygonił z pokoju – mówiąc to pani Matsumoto pogłaskała syna po ramieniu. –Nawet Yuu został odesłany z kwitkiem – dodała smutno. –Może tobie uda się wyrwać go z depresji.
-Nie wiem czy potrafię.
-Tu nie ma nic do potrafienia dziecko. Zaufaj mi. – Kobieta zaśmiała się cicho. – A teraz zostawiam was samych. Jak się obudzi to namów go do zjedzenia kolacji – poprosiła, po czym wyszła, rzucając dziewczynie ostatnie spojrzenie.

~6h później

                Zmarszczył czoło, gdy ostatki snu powoli zaczęły odchodzić, zostawiając go na pastwę szarej rzeczywistości. Nie chciał otwierać oczu. Pierwszy raz od trzech dni spał dłużej niż dziesięć minut a koszmary wycofały się z misji nękania go. To było miłe uczucie: zasnąć chociaż na kilka dłuższych chwil i odpocząć od tego co się stało. Bezczynne leżenie w jednej pozycji męczyło go bardziej niż niejeden koncert. Przeciągnął się, czując jak boli go odcinek szyjny i w tym samym momencie zdał sobie sprawę, że wtula twarz w czyjeś uda. Odważył się unieść powieki i spojrzeć na osobę, która uchroniła go przed koszmarami.
-Niczym dobry duch - pomyślał i uśmiechnął się do siebie, widząc drobną brunetkę, która opierała się plecami o ścianę. W jednej dłoni trzymała kubek a palce drugie wplecione były w jego włosy. Takanori powoli podniósł się, nie chcąc jej budzić. –Jednak zostałaś – szepnął, odbierając jej naczynie i kładąc je na szafkę nocną. Delikatnie ułożył ją na łóżku, po czym nakrył kołdrą.
-Takanori? – wyszeptała, marszcząc czoło.
-Śpij… Zasługujesz na chwilę odpoczynku. – Posłał jej ciepły uśmiech. Nachylił się nad nią, całując ją w czoło.
-Takanori… - powtórzyła jego imię, kładąc dłoń na jego policzku. Kciukiem dotknęła jego ust. –Powinieneś częściej się uśmiechać… Smutek nie pasuje do twoich oczu – oznajmiła na wpół sennie, po czym opuściła rękę i przymknęła ponownie powieki. Blondyn westchnął cicho, kierując się w stronę drzwi.
                -W końcu opuściłeś swoją kryjówkę. – Słysząc głos matki, drgnął. Odwrócił się do niej przodem i z zakłopotaniem podrapał się w tył głowy.
-Gomene
-Nie przepraszaj tylko odśwież się, zjedz coś i podziękuj tej młodej damie. Dzięki niej przespałeś ponad sześć godzin, nie obudziłeś się z krzykiem i wyszedłeś z pokoju. – Wzruszyła ramionami. –Swoją drogą… To dobra dziewczyna, widać to w jej oczach. Może ona pomoże ci zapomnieć o tym co zrobiła ci Reila?
-Mamo… - Blondyn zagryzł wargę, słysząc imię, które nadal wywoływało u niego ból. –Nie próbuj mnie swatać – dodał, zaciskając dłonie w pieści.
-Nie próbuję. Stwierdzam tylko fakty. – Ami uniosła ręce w obronnym geście.
-Mówisz jakbym cię nie znał, mamo. –Ruki westchnął głęboko, kręcąc niedowierzająco głową, po czym skierował się w stronę łazienki. Szybko zrzucił z siebie zbędne ubrania, a następie wszedł pod prysznic, plecami opierając się o kafelki. Odkręcił zimną wodę, która powoli zmywała z niego resztki snu.
                Spojrzał na swoje dłonie, które trzęsły się od zimna. Czy on potrafiłby kogoś jeszcze pokochać? Po tym wszystkim co się stało czuł się jak lalka wyprana ze wszystkich pozytywnych uczuć. Cichy głosik w głowie podpowiadał mu, że wystarczy tylko zaufać… Ale właśnie tego się bał! Cholernie bał się tego, że znów ktoś nadużyje jego zaufania, że znowu ktoś go zrani. Za każdym razem miał wrażenie, że przeżywał to coraz silniej, że brakowało mu już odwagi by stąpać po tym świecie… A jednocześnie nie chciał z niego odchodzić, gdyż uznawał to za tchórzostwo. Zbyt silny by odejść i zbyt słaby by walczyć dalej…
                Prychnął pod nosem, krzywiąc się. Czuł się jak hipokryta, który innym każe walczyć o swoje a sam chowa się jak mysz pod miotłą, bojąc się bólu.
         Przejechał dłonią po twarzy, aby następnie zaczesać blond włosy do tyłu. Machinalnie złapał w rękę żel pod prysznic, który rozprowadził po swoim ciele. Dopiero, gdy szorował swoje włosy zdał sobie sprawę do jakiego stanu się doprowadził. Ponownie oparł się o ścianę, łapiąc głęboko powietrze. Zmęczenie i głód na chwilę odebrały mu zdolność widzenia. Przymknął oczy, czekając aż to minie.
                Gdy jego ciało w miarę zaczęło funkcjonować zmył z siebie resztki piany, po czym wyszedł z pod prysznica. Otarł się puchatym ręcznikiem, który zawiązał na biodrach. Oparł się dłońmi o krawędzie umywalki i spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
                Wyglądał potwornie, ale wcale nie zdziwił się tym widokiem. Mleczno-brązowe tęczówki nagle wydały mu się zbyt obce. Nadmiar smutku jaki w nich zauważył spowodował, że aż zakuło go w sercu.
-Tato - szepnął, dotykając opuszkami palców lustrzanej tafli. –Chciałbym abyś tu był… - Uśmiechnął się lekko. –Nie chciałbyś abym doprowadzał się do takiego stanu, prawda? Zawsze mówiłeś, że mam twój charakter… - Opuścił dłoń, którą zacisnął w pięść. –A ja nie chciałbym, aby ktoś załamał się po mojej śmierci. - Spojrzał w swoje oczy, odbijające się w lustrze. –Tato… kocham cię… i postaram się żyć pełnią życia… Tak jak zawsze ty to robiłeś. – Posłał swojemu odbiciu ostatni uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z łazienki.
-Mógłbyś się ubrać. W końcu nie jesteś tutaj sam – skomentowała jego matka, która siedziała na fotelu przed telewizorem.
-Zawsze ubieram się w moim pokoju. – Wzruszył ramionami. – Takie przyzwyczajenie.
-Takanori? – spytała, gdy chłopak kierował się już w stronę sypialni.
-Tak? – uniósł brew.
-Przemyśl to wszystko, co ci powiedziałam. – Uśmiechnęła się ciepło, na co blondyn skinął głową, wchodząc do pomieszczenia. Kątem oka zerknął na śpiącą postać i skierował się w stronę szafy, z której wyciągnął luźne dresowe spodnie i biały t-shirt. Ponownie tego dnia położył swoje zmęczone ciało na wygodnym łóżku. Leżąc tak na boku z zamyśleniem wymalowanym na twarzy, obserwował Urumi.
                Delikatnie przejechał palcami po jej policzku, nie chcąc jej obudzić. Zmarszczyła delikatnie czoło, wypowiadając niemo jego imię. Aż tak bardzo martwiła się o niego, że nie opuszczał jej nawet we śnie?
-Nie wiem czy mogę sobie pozwolić na ponowne zatracenie się w miłości - pomyślał, zakładając kosmyk jej czarnych włosów za ucho. – Nie wiem czy potrafię kogokolwiek pokochać… - dodał, zagryzając dolną wargę i wtulając twarz w poduszkę.

                Cholernie irytujący dźwięk drażnił jej wrażliwy słuch. Za wszelką cenę starała się go ignorować, aby móc ponownie wtulić się w ciepłe poły snu. Jednak natężenie owego dźwięku z każdą chwilą przybierało na sile. Już chciała podnieść się, jebnąć tym czymś o najbliżej stojącą ścianę i z ulgą ponownie paść na poduszki, gdy drzwi wydały z siebie ciche sapnięcie. Ktoś wpadł do pokoju i od razu zlikwidował uporczywe źródło dźwięku.
-Kami-sama... arigato - szepnęła do siebie, będąc wdzięczna, że nie dzwoniło jej w uszach. Byłaby nawet zdolna do tego, żeby bić pokłony, waląc czołem o podłogę przed swoim wybawcą, ale faktura poduszki wydała jej się zbyt interesująca, dlatego też, aby zgłębić jej tajniki, wtuliła się w nią mocniej, mamrocząc coś przez sen. Jak przez mgłę, doszedł do niej czyjś śmiech.
-Ale z ciebie śpioch. - Usłyszała tuż nad swoim uchem. Marszcząc brwi, przez chwilę zastanawiała się skąd zna tak piękny ton głosu.
-O ja jebie... - jęknęła, otwierając szeroko oczy, po czym zerwała się do pozycji siedzącej. Jej zaspane spojrzenie spoczęło na sylwetce mężczyzny, siedzącego na skraju łóżka. -Takanori... Co tu robisz? - spytała, próbując pojąć to, co się dzieło. Zaczesała niesforną grzywkę do tyłu i skrzywiła się wyczuwając dość sporą ilość lakieru do włosów. Najwyraźniej nie miała wczoraj siły myć głowy.
-Hmm... - blondyn przechylił głowę w bok. - Pomyślmy... Teraz siedzę, ale tak ogólnie to tu mieszkam - dodał z lekkim rozbawieniem. Już chciała wygłosić mu wykład pod wdzięcznym tytułem: „Matsumoto chyba cię pojebało.”, kiedy zorientowała się, że przebywała w całkiem obcym pokoju.
-Czekaj... - jęknęła, zaciskając dwa palce na skroniach. Wspomnienia ze wczorajszego dnia powróciły niemal ze zdwojoną siłą. -Och... - Zagryzła dolną wargę. -Takanori-kun... która godzina? - zapytała zdając sobie sprawę z tego, że Sugizo może się o nią martwić.
-Jest jakoś dwunasta piętnaście. - Wzruszył ramionami. Urumi słysząc to wyskoczyła z łóżka i w tym samym momencie runęła jak długa na podłogę. Spojrzała z pretensją na kołdrę, która szczelnie owinęła jej nogi.
-Nic ci nie jest? - zapytał Ruki, pomagając jej wstać. Dziewczyna westchnąwszy głośno, wygładziła swoją bluzkę.
-Chciałam po prostu przeprowadzić test twardości twojej podłogi - odpowiedziała poważnym tonem głosu, na co wokalista uniósł wysoko brew i zachichotał cicho.
-Jesteś niezwykła - wyznał, patrząc jej w oczy. -Widzisz... ja... chciałbym ci podziękować.
-Nie musisz. - Uśmiechnęła się do niego. Nadal mogła dostrzec w tych mleczno-brązowych oczach smutek, ale było w nim również silniejsze uczucie. Czysta determinacja nie pozwalała ogarnąć smutkowi rozumu i ciała Takanori'ego. A to sprawiło, że Urumi odetchnęła z ulgą.
-Ale chcę - zaoponował szybko. - Gdyby nie ty, nadal bym się nad sobą użalał. Twoja obecność sprawiła, że się opamiętałem. - Posłał jej szczery uśmiech.
-Cieszę się, że czujesz się lepiej. Smutek do ciebie nie pasuje.
-Słyszałem już to. - Przeczesał swoje włosy. - Mam u ciebie dług wdzięczności.
-Przestań. - Spojrzała na niego groźnie. - Zrobiłam to bezinteresownie. Nie lubię jak cierpi ktoś z bliskich mi osób. A teraz wybacz, ale muszę zadzwonić do Sugizo, bo pewnie niedługo postawi całą tokijską policję na nogi.
-Fakt, chciał to zrobić. - Widząc jej pytające spojrzenie, kontynuował. - Dzwoniłem do niego jak tylko usnęłaś i wyjaśniłem całą sytuacje.
-Arigato.
-Nie, nie dziękuj. W końcu to przeze mnie spędziłaś tutaj noc. - Podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać. - Jeżeli chcesz się odświeżyć to śmiało. Zaraz pokaże ci gdzie jest łazienka.
-Byłabym wdzięczna.
-Przestań z tą wdzięcznością! - warknął, rozbawiony jej kulturalnym zachowaniem. -Moja mama nie wypuści cię bez obiadu - poinformował ją. -O. Znalazłem. - Wyprostował się a Urumi uniosła brew, widząc w jego dłoniach jakieś ubrania. -Powinny być na ciebie dobre - stwierdził, podając jej rzeczy.
-Oddam przy okazji.
-Nie musisz. - Wzruszył ramionami. -Jeżeli chcesz to zachowaj je na pamiątkę. - Objął ją delikatnie w tali i zaczął prowadzić w kierunku wejścia do salonu.
-Twoje fanki by się o to pozabijały. - Zaśmiała się, widząc koszulę w czerwonoczarną kratę, w której Ruki miał kiedyś sesje.
-Wiem. - Skrzywił się lekko.
-Nie tego chciałeś, prawda? - zapytała, gdy stanęli przed jakimiś białymi drzwiami. Takanori westchnął cicho, patrząc jej w oczy.
-Kiedyś pragnąłem tego z całych sił. To było moje marzenie. - Uśmiechnął się smutno. -Jednak marzenia często po spełnieniu nie są tak piękne jak nam się wydawało. Teraz bardzo irytuję mnie fakt sławy. - Przeniósł swój wzrok nad jej ramię. - Ale przynajmniej, gdy zmyje makijaż, ubiorę się dość normalnie i wyjdę na miasto to rzadko kto mnie poznaje. Mogę wtopić się w tłum i zostać niezauważonym.
-Żałujesz? - zapytała cicho.
-Nie - odpowiedział szybko i pewnie, ponownie umieszczając spojrzenie w jej oczach. Położył dłoń na jej policzku. - Scena jest tym co kocham... Muzyka pozwala mi żyć. Nigdy nie będę żałował dnia, w którym postanowiłem zostać muzykiem.
-Robić to, co się kocha – bezcenne.
-Racja. - Skinął głową, po czym odsunął się od niej. - Tu jest łazienka. Nie musisz się spieszyć, mama i tak poszła dopiero po zakupy. Stwierdziła, że zawartość mojej lodówki nie nadaje się do spożycia. Na pralce jest czysty ręcznik, a kosmetyki i inne pierdoły są do twojej dyspozycji. I nie dziękuj! - dodał, widząc jak dziewczyna otwiera usta. Zagryzła wargę, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. - Pokręcona dziewucha. - Zaśmiał się sam do siebie, kierując się w stronę pokoju. Stanął opierając się o framugę drzwi i spojrzał na rozwaloną pościel.
                Uśmiechnął się lekko, ogarniając syf jaki panował w pomieszczeniu. Aż wstyd, że przyjmował gościa w takim bałaganie. Ale wcześniej był w takim stanie, że nie robiło mu to żadnej różnicy. Poza tym... dziwne było to, że jej nie wygonił, tak ja zrobił to z Aoi'm i Kai'em. Jakoś nie chciał aby stąd wychodziła.
Właśnie. Będzie musiał przeprosić swoich przyjaciół za karygodne zachowanie. Miał jednak nadzieje, że obejdzie się bez czołgania po tatami. Był pewien, że mu wybaczą, zwłaszcza, że miał w zanadrzu kilka dobrych tekstów piosenek.
                Usiadł na łóżku, opierając się swoim zwyczajem o chłodną ścianę. Spojrzał krytycznym okiem na powiewającą zasłonę. Mroźne powietrze wdzierało się do środka, zabierając ze sobą resztki smutku i bezradności jaka panowała tu przez ostatnie dni.
                Zmęczony wzrok padł na fotografię, stającą na małym biurku. Wesoły, siedmioletni chłopiec siedzący na barkach trzydziestotrzyletniego mężczyzny. Ojciec chłopaka był ubrany w skórzaną kurtkę, a jego długie włosy spływały kaskadą po ramionach. Czarny t-shirt, bojówki w tym samym kolorze i glany czternastki. Zdecydowanie metalowy wizerunek mężczyzny nie pasował do odpowiedzialnej funkcji prezesa dość dobrego wydawnictwa.
                Ruki uśmiechnął się lekko. Jego ojciec pod garniturem, porządnie związanymi włosami w koński ogon i perfekcyjnym zachowaniem japońskiego biznesmena krył duszę perkusisty metalowego zespołu. Od młodych lat Takanori był uczestnikiem prób i niewielkich koncertów kapeli. Zespół ojca nie dążył do wielkiej sławy, ich zadaniem było jedynie robienie tego, co każdy z nich kochał. Pozostała trójka członków również posiadała dwie twarze i pod maską makijażu zawsze krył się poważny salaryman[i] posiadający żonę i dzieci. Z tego co się orientował zespół nadal istniał, o ile nie rozpadł się po śmierci perkusisty.
                Odchylił głowę do tyłu, nadal patrząc na fotografię. To właśnie ojciec nauczył go grać na perkusji i gitarze. Talent pisarski również odziedziczył po nim. Tylko on rozumiał bunt młodego syna, dążenie do bycia innym niż większość rówieśników, pęd do muzyki. Tak... nie dość, że był ojcem to był również najlepszym przyjacielem.
                Westchnął głęboko. Teraz stracił go... Czuł pustkę w sercu, którą uporczywie pragnął czymś wypełnić.
-Taka-chan... - Usłyszał cichy głos, który wyrwał go z zamyślenia. Uniósł wzrok na przybysza i zmierzył spojrzeniem jego sylwetkę. Urumi ubrana w jego czarne rurki i koszulę wygląda uroczo. Kilka pierwszych guzików było rozpiętych i ukazywało kawałek bladych piersi. Koszula niebezpiecznie opinała się na klatce piersiowej brunetki, sprawiając wrażenie, że przy głębszym wdechu guziki zmienią swoje miejsce.
-Hmm... może dam ci jakiś luźniejszy t-shirt - stwierdził w zamyśleniu, nadal patrząc na dekolt basistki, która skrzyżowała ręce pod piersiami.
-Przydałoby się. I nie gap się jak sęp na kawałek padliny! - warknęła, zaczesując wilgotne jeszcze włosy do tyłu. - Nigdy nie widziałeś cycków? - zapytała, wchodząc do pomieszczenia. Ruki wstał z łóżka i podszedł do szafy, ponownie zanurzając się w jej wnętrzu.
-Widziałem i to większe od twoich - odgryzł się.
-Chyba w pornolach - skomentowała cicho.
-Słyszałem - oznajmił rozbawiony nagłą zmianą zachowania dziewczyny. Wyprostował się i rzucił jej na kolana czarny t-shirt z logiem GazettE, jego pseudonimem i funkcją w zespole.
-Super. Będę się czuła jak jakiś napalony fangirl.
-Ej. Co cię ugryzło? - Uniósł brew, jednak kącik ust zdradził jego rozbawienie.
-Po prostu nie lubię czuć się jak wystawa sklepowa - jęknęła, po czym wstała i ponownie skierowała się do łazienki. Ruki pokręcił niedowierzająco głową.
-Raz spokojna i urocza, a za drugim razem ostra i wybuchowa. Fascynujące połączenie - szepnął do siebie. Podszedł do biurka i wziął do ręki zdjęcie z ojcem. -Pewnie byś ją polubił. - Uśmiechnął się delikatnie, odstawiając ramkę.

~Ten sam dzień. 16.46

                Westchnęła głęboko, obracając w dłoniach kubek z gorącą herbatą malinową. Jej myśli nadal krążyły wokół przystojnego blondyna. Fakt, że nie cierpiał już tak bardzo był dla niej bardzo istotny. Powiedział również, że da radę wrócić na scenę... że da radę żyć jak dawniej. W końcu jego ojciec chciał aby był szczęśliwy a nie cierpiał i to jeszcze z jego winy. Urumi ponownie westchnęła. Blondyn nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wspaniałą rodzinę posiadał.

                Ostatnia lekcja powoli dobiegała końca. Miyavi niecierpliwie kręcił się na krześle, oczekując tak upragnionego dzwonka. Urumi patrząc na niego uśmiechała się lekko, kręcąc niedowierzająco głową. Narwany brunet gapił się na zegarek jakby to miało jakoś przyspieszyć czas.
-Jeszcze dwadzieścia sekund - oznajmił z szerokim uśmiechem na ustach. Nauczyciel spojrzał na niego z rezygnacją i zaczął dyktować zadanie domowe. Takamasa nawet nie ruszył się aby je zapisać, tylko nadal wgapiał się w niebieską tarczę. -Wolność! - krzyknął, wstając. W tym samym momencie rozdzwonił się dzwonek, oznajmiający, że wreszcie można wyjść z tego więźnia. Szybko wrzucił do plecaka zeszyt i długopis. Chwycił brunetkę za nadgarstek i zaczął ciągnąć do wyjścia. -Idziemy na lody! Ja stawiam! - odparł entuzjastycznie, mijając spiesznym krokiem uczniów. Nie lubił szkoły, kojarzyła mu się z więzieniem. A on strasznie ale to strasznie nienawidził jak coś ograniczało jego wolność. Gdy wyszedł przed szkołę, głęboko wciągnął powietrze do płuc. -Czujesz tę wolność? Jest piękna - wymruczał, patrząc na rozległe błękitne niebo.
-Masz racje.
-Wiem! -Zaśmiał się radośnie, po czym znów zaczął podążać w kierunku parkingu na rowery.
                Obserwowała Ishihare, który pochylony nad skrawkiem jakiejś kartki uważnie wczytywał się w jej treść. Na jego czole pojawiła się długa zmarszczka oznaczająca głębokie zamyślenie. Uśmiechnęła się szeroko. Miyavi w takich chwilach wyglądał po prostu pięknie. A zamyślenie dodawało mu uroku. Nagle uniósł wzrok i posłał przyjaciółce lekki uśmiech. Wyprostował się wyraźnie z czegoś dumny, splótł palce ze sobą.
-Jestem geniuszem - powiedział z poważną miną filozofa. Dziewczyna przybrała taką samą postawę.
-Och... skąd takie wnioski Ishihara-san? - zapytała, ukrywając swoje rozbawienie.
-Cóż... - teatralnie przeczesał swoje włosy. - Po prostu napisałem kolejny świetny tekst.
-Zapewne poznam go dopiero wtedy, gdy łaskawie skomponuje pan melodię? - Uniosła brew.
-Ossu. -Skinął głowę, po czym oboje parsknęli głośnym śmiechem.
                Po dniu spędzonym z Miyavi'm była naładowana pozytywną energią. Dobry humor wręcz wylewał się z jej ciała, a szeroki uśmiech rozświetlał jej bladą twarz. Dosłownie minutę temu pożegnała się ze swoim przyjacielem i teraz kierowała się w stronę swojego domu.
                Gdy doszła do drzwi jej humor od razu prysnął jak bańka mydlana. Głośne krzyki ojca było słychać doskonale na zewnątrz. Jej matka również nie oszczędzała swojego gardła. Zagryzła wargę zastanawiając się czy ma tam wejść... W sumie gdzie miałaby teraz pójść? Było dość późno, a Miyavi nie wiedział o jej sytuacji rodzinnej. On mógłby jej pomóc... Ale.... Ale tak cholernie wstydziła się tego, że jej rodzice byli alkoholikami... Tak cholernie dobijał ją fakt, że nie miała normalniej, bezpiecznej rodziny. Bezradność opanowała jej umysł. Nie wiele myśląc nad tym wszystkim weszła do domu najciszej jak umiała. Kolejny groźby lecące pod adresem kobiety, wykrzyczane przez własnego męża były jeszcze głośniejsze. Urumi często zastanawiała się czemu matka od niego nie odejdzie... Ale odpowiedź była prosta: bo ona też była uzależniona... Nie tylko od niego ale także od alkoholu.
                Zerknęła do małego salonu. Ojciec wychylał akurat kolejny kieliszek jakiegoś alkoholu, podczas gdy matka bełkotała coś do siebie. Po podłodze walały się puste butelki, jakieś rozbite szkoło. Stół cały zawalony szklankami, szczątkami jedzenia i petami sprawił, że żołądek podszedł jej do gardła. Nienawidziła brudu.
-Jesteś zwykłą dziwką - warknął Murai, podnosząc się chwiejnie z fotela i kierując się w stronę własnej żony. Jak zwykle będąc w takim stanie sam tworzył sobie fakty. Urumi zagryzła wargę. Jej reakcja była dość szybka. Wbiegła do pokoju i złapała ojca za koszulę. Wiedziała, że był nieobliczalny ale mimo wszystko nie chciała zastać trupa w salonie.
-Zostaw ją! - krzyknęła, czując przypływ odwagi.
-Nie wtrącaj się bękarcie! - odwarknął, próbując się wyrwać.
-Urusai! Zamknij się w końcu i połóż spać! - Zacisnęła dłonie w pięści, czując jak ogarnia ją wściekłość. Spojrzenie matki pełne błagania o pomoc utkwiło w oczach córki.
-Nie będziesz mi rozkazywać! - wycharczał, odwracając się szybko do brunetki. Zamachnął się i nim szarooka zdążyła zareagować poczuła mocne uderzenie. Zatoczyła się, wpadając na szafę.
-Pojebało cię?! - warknęła, czując ból w plecach. Murai podszedł do niej i złapał ją za kołnierz bluzki.
-Zamknij się. Jesteś bękartem i to ty masz się mnie słuchać. Powinnaś być mi wdzięczna za to, że cię utrzymuję i kocham.
-Kochasz? Ty to nazywasz miłością?! - ponownie uniosła głos, czując jak w oczach gromadzą jej się łzy. Poczuła kolejne mocne uderzenie, tym razem wymierzone w jej żebra. Jęknęła głośno.
-Idź do swojego pokoju i się nie wtrącaj! - krzyknął, puszczając ją. Z hukiem upadła na tatami, czując jak ból w żebrach coraz bardziej się nasila. -Rusz się i spierdalaj mi z oczu!

                Zacisnęła mocniej dłonie na kubku, czując jak w jej oczach gromadzą się łzy. Zawsze, gdy szczęśliwa wracała do domu, po dniu spędzonym z najlepszym przyjacielem, jej rodzice skutecznie psuli cały ten czar. Bita, poniżana... nie czuła się ich dzieckiem. Fakt... gdy wytrzeźwieli przepraszali, mówili, że ją kochają... że to wina alkoholu, że już nie będą pić. Ale każda obietnica spełzała na niczym. Dlatego Urumi tak nienawidziła, gdy ludzie obiecywali jej cokolwiek.
                Jak można kochać kogoś, kogo traktuje się jak najbardziej zbędną w życiu rzecz? Nie potrafiła tego zrozumieć.
-Wszystko dobrze? - usłyszała głos swojego wujka. Przeniosła na niego wzrok i skinęła lekko głową. - Menadżer Shiroi Naraku dzwonił. Chce z tobą porozmawiać.
-Teraz? - spytała, marszcząc czoło.
-Za godzinę. W tej samej sali, w której spotkałaś się po raz pierwszy z zespołem. Zawieść cię czy dasz sobie radę?
-Dam sobie radę. - Uśmiechnęła się do niego, wstając z łóżka.
-Jak coś to dzwoń. Ja idę do Gackt'o.
-Pozdrów go ode mnie.
-Jasne. Do zobaczenia.

~Dwie godziny i trzydzieści pięć minut później

                Wyszła z wytwórni żegnając się z menadżerem. Okazało się, że tę funkcje pełnił młody, przystojny blondyn, który był z zespołem od samego początku. I był bardzo dobrym kolegą Yosuke.
Mimo, że w Piekle była już od dobrych sześciu tygodni to nie miała okazji go poznać.
                Westchnęła, patrząc na nocne niebo. Powoli jej myśli odrywały się od świata przyziemnego, gdy nagle usłyszała gwar głosów. Zmarszczywszy czoło, spojrzała na ludzi ją otaczających i zamarła. Przed wejście do budynku stało kilkunastu paparazzi, którzy przekrzykiwali się nawzajem. Nie potrafiła zrozumieć ani jednego pytania. Gdy otrząsnęła się z szoku, postanowiła nie udzielać żadnej odpowiedzi. Ochroniarz pomógł jej przedostać się na chodnik, a gdy tylko podziękowała, zaczęła biec. Kątek oka zerknęła na dziennikarzy, którzy ruszyli za nią.
-Ja pierdole... Jak hieny cmentarne - jęknęła do siebie. W myślach odtwarzała możliwy plan ucieczki, gdy nagle jakiś samochód wjechał na chodnik i zatrzymał się tuż przed nią.
-Wchodź! - warknął kierowca. Dziewczyna zerknęła na ludzi, którzy uporczywie chcieli się czegoś dowiedzieć, po czym wsiadła do samochodu. Westchnęła z ulgą, widząc za kierownicą Aki'ego.
-Arigato - odezwała się cicho, oddychając szybko.
-Nie dziękuj. - Jego głos jak zawsze ociekał oziębłością. -Masz poważne kłopoty - dodał, jeszcze ostrzejszym tonem głosu.
-Jakie kłopoty? Nic nie zrobiłam! - krzyknęła, patrząc na niego z oburzeniem i piorunując go wzrokiem.
-Ja o tym wiem. Ale dziennikarze myślą inaczej. - Widząc jej pytające spojrzenie, skinął głową w stronę tylnego siedzenia. - Tam masz gazetę. Temat z okładki. Czytaj.
Urumi nadal nic nie rozumiejąc, klęknęła na siedzeniu, po czym trochę się gimnastykując, wzięła gazetę. Na pierwszej stronie ujrzała zdjęcie Sugizo, który – o zgrozo – całował ją w czoło. Wielki tytuł, napisany srebrnymi literami aż kuł ją w oczy.
-”Szok! Legenda j-rocka ma romans z nową basistką Shiroi Naraku! Czyżby młoda dziewczyna zawdzięczała pracę Sugizo?”. O kurwa - jęknęła, odrzucając pismo do tyłu. Jej tęczówki drżały pod wpływem niedowierzania i wściekłości. Zacisnęła pięści.
-Trzeba będzie to odkręcić. - Westchnął Aki, skręcając w nieznaną jej ulicę.
-Kto? - zapytała głucho.
-Któraś z hien. - Wzruszył ramionami. -Zawsze szukają jakieś sensacji. To, że coś zupełnie mija się z prawdą jest dla nich nieistotne. Dla nich ważne jest tylko to, żeby znaleźć materiał na pierwszą stronę. - Skrzywił się. Urumi poczuła jak wściekłość coraz bardziej oplata jej ciało.
-Gdzie jedziemy? - zapytała po dość długiej chwili ciszy.
-Do mnie. Mieszkanie Sugizo również zostało oblężone.
~
                 -Jak mam się uspokoić?! - warknął Miyavi, chodząc w tę i z powrotem. -Do mnie nie odezwie się słowem a z nim spała?! - dodał, uderzając dłonią o stolik. Uruha westchnął cicho, wstał i złapał przyjaciela za ramiona.
-Skąd wiesz, że z nim spała? - spytał zirytowany, sadzając bruneta na kanapie. -Ona poszła z nim jedynie porozmawiać, pocieszyć go. Zrozum.
-Taa... i pocieszyła - wysyczał.
-Ja pierdole... Miyavi! - krzyknął Takashima, patrząc na niego jak na debila. -Znasz ją lepiej niż ja. Byłaby zdolna przespać się z facetem tylko po to, aby go pocieszyć? - jęknął.
-Kiedyś nie byłaby do tego zdolna. Teraz łapię się na tym, że jej nie znam - odpowiedział cicho, łapiąc za butelkę sake i wlewając sobie do gardła resztki alkoholu.
-Czy ty siebie słyszysz?! Jeżeli chcesz to zadzwonię do Ruki'ego i go o to spytam! - Kouyou potrząsnął brązowookim, który prawie się przez to udławił.
-Wiem co widziałem. Wychodziła z jego mieszkania, w jego ubraniach i żegnała się z nim nad wyraz wylewnie! - krzyknął, będąc pewnym swoich racji.
-Jesteś o nią zazdrosny - stwierdził Uruha, siadając obok niego.
-Wiem... wiem o tym.




[i] salaryman - człowiek pracujący w biurze za małe pieniądze.

2 komentarze:

  1. Takuś ma niezła mamusię.
    Biedny maluszek :hug: Cieszę się, że jedynak Uru-san potrafiła wyrwać Ruksa z tego odrętwienia.
    To się wyjaśniło dlaczego z "tatusia" Urumi taki :/
    Pie**one hieny, musiały sensacje wyniuchać i jak zwykle przekręcić fakty.
    Miyavi powinien dostać w łeb i to porządnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Taka... Doskonale rozumiem jak się czuł.
    Dobrze, że miał kogoś, kto mu pomógł.
    Coś czuję, że ten artykuł w gazecie to sprawka jej ojczulka. Nie wiem czemu. Takie przeczucie.
    Ehh, Miyavi... ktoś powinien mu porządnie przyłożyć, bo pierdzieli jak potłuczony.
    Ciekawa jestem jak to się dalej rozwinie. I co najważniejsze - jak Urumi przetrwa u Akiego??

    OdpowiedzUsuń