„Przez
ból mojego wstydu
Mdleję
w agonii, ta nieopisana twarz zniekształca się prawdą
"Słyszę
śmiech"
Upiększam
smutkiem te uczucia
Ta
niechciana egzystencja wywołuje mdłości”
the GazettE – Kugutsue
Takanori
otrząsnął się z szoku, po czym odsunął się od drzwi, gestem dłoni zapraszając
rodzicielkę do mieszkania. Brunetka posłała mu pełen czułości uśmiech, a smutek
w jej oczach spowodował szybsze bicie serca u jej syna.
-Mamo? – zapytał dość niepewnie, pomagając jej zdjąć
płaszcz. Kobieta skinęła głową w podzięce, kładąc walizkę i reklamówkę obok
kanapy. –Coś się stało? – Uniósł brew, gdy uśmiech zniknął z jej twarzy. Jego
ciało ogarnął nagle dziwny niepokój.
-Mamo! Dziadek chce mnie zabić! – Ruki podskoczył słysząc
głos Yuu, który wybiegł po chwili z prowizorycznej sali prób. Za nim wyskoczył
wściekły Uruha.
-Ja ci dam dziadka, mendo społeczna, wszarzu niemyty. –
Młodszy gitarzysta zacisnął kurczowo pięści.
-Wypraszam sobie! – Brunet obrócił się na pięcie, patrząc
na kolegę z mordem w oczach. –Myję się codziennie i nie mam wszy! – dodał
oburzony. Takashima już chciał coś odwarknąć, gdy do ich uszu dobiegł czyjś
śmiech. Cała trójka obecna w salonie jak na komendę spojrzała pytająco w stronę
starszej kobiety. Gitarzyści spojrzeli na siebie, po czym ukłonili się.
-Konban wa
Matsumoto-san – powiedzieli
równocześnie, na co matka wokalisty uśmiechnęła się, rozbawiona.
-Witam was kochani. Yuu… aleś ty wyrósł – skomentowała,
mierząc go wzrokiem. Shiroyama wyprostował się i podszedł do kobiety, całując
ją w oba policzki.
-A pani, Ami-san
wcale ale to wcale się nie zmieniła. – Uśmiechnął się do niej szeroko.
-Jak zwykle jesteś szarmancki Yuu. – Zaśmiała się cicho.
– Ale muszę przyznać, że wyrosłeś na przystojnego mężczyznę. I widziałam cię
jak grasz! Masz niesamowity talent! – dodała.
-Oj tam. Proszę nie przesadzać Ami-san… Bo się zarumienię!
-Aoi… Nie podrywaj Matsumoto-san. - Kai wszedł do salonu, kłaniając się lekko. – Miło panią
widzieć.
-Ooo! Mój ukochany perkusista! – krzyknęła brunetka,
patrząc na lidera z szerokim uśmiechem na ustach. – Mam coś dla ciebie mój
drogi.
-Dla mnie? – zapytał zdumiony podchodząc do Ami i
odbierając od niej pakunek. –Joooj… Domowe sushi pani roboty! – jęknął z
radością w głosie, po czym przytulił brunetkę. –Arigato Ami-san. –
podziękował, odbierając paczuszkę.
-Nie musisz chłopcze, nie musisz. – Pocałowała go lekko w
policzek. – Kiedyś jak przyjedziesz do mnie na święta kochanie, to obiecuję, że
zdradzę ci mój przepis na ten przysmak.
-Naprawdę? – Oczy Kai’a zaświeciły niezdrowym blaskiem. –
Będę zaszczycony. – Ukłonił się. –Na pewno chce pani porozmawiać z synem.
Dlatego kończymy na dziś chłopaki – zwrócił się do członków zespołu. Cała
czwórka grzecznie pożegnała się i wybyła z mieszkania Ruki’ego. Aoi zdążył
jedynie rzucić przez ramię „Pamiętaj o czołgu, mamo!”, po czym ulotnił się jak
najszybciej mógł.
-Nie pytaj mamo. – jęknął Takanori, kierując się w stronę
sali prób. –Rozgość się a ja ogarnę sprzęt i zrobię coś do picia.
-Umiem robić herbatę Taka-chan. – Kobieta nie czekając na syna poszła do kuchni. –Takanori!
Jak możesz tak źle się odżywiać?! – krzyknęła, gdy tylko ujrzała w lodówce same
mrożonki.
-Mamuś… Nie mam czasu na gotowanie. - Westchnął, stając w
progu pomieszczenia, podszedł do czajnika, nalewając do niego wody. W jego
oczach nadal czaiło się zamyślenie. Obserwując swoją rodzicielkę cały czas miał
wrażenie, że coś było nie tak. –Coś się stało, prawda? – szepnął cicho, biorąc
z szafki kubek i mocno zaciskając na nim palce. Ami spojrzała na syna z troską,
po czym złapała się blatu kuchennego stolika.
-Widzisz kochanie… Nie chciałam mówić ci tego przez
telefon - zaczęła łamiącym się głosem, obserwując jak mięśnie Takanori’ego się
napinają. –Twój ojciec… On… - Przełknęła ślinę, pozwalając spłynąć łzom po
pomarszczonym policzku. –Dwa dni temu miał wylew… Nie żyje – dokończyła, a w
akompaniamencie szlochu słychać było dźwięk rozbijającego się szkła.
~
Urumi
krążyła po salonie, nie mogąc wysiedzieć w jednym miejscu. Dłonie kurczowa
zaciskała na kubku z herbatą.
-Musieli dowiedzieć się o tym, że znalazłeś mi pracę –
stwierdziła w końcu, zagryzając wargę. – Są przekonani, że zarobię na tym
miliony… Pewnie chcą abym ich utrzymywała. – Uśmiechnęła się kpiąco. Sugizo
uniósł wzrok znad czytanego przez niego tekstu, po czym skinął głową.
Dzisiaj
po raz drugi odwiedził go Murai. Tym razem w towarzystwie jakiegoś podrzędnego
prawnika. Groził mu, że wystosuje do sądu pismo, że szatyn bezprawnie
przytrzymywanie Urumi. Sugizo parsknął wtedy śmiechem, prawda była taka, że
dziewczyna była pełnoletnia i mogła robić co chciała! Kazał im natychmiast
opuścić jego mieszkanie, zaznaczając, że następnym razem zgłosi na policję
sprawę o nachodzenie i próbę wymuszenia.
-Świat
jest mały… takie wiadomości szybko się po nim rozchodzą – skomentował.
Dziewczyna przysiadła na brzegu parapetu i spojrzała na wuja.
-Mam tylko nadzieje, że nie zrobią nic głupiego -
szepnęła.
-Wiesz… nie będę mówił ci czegoś w co sam nie wierzę. -
Szatyn podniósł się z kanapy, odkładając kartkę na stół. –Znając Murai’a… Na
pewno będzie chciał namieszać nam w życiu. – Westchnął cicho, stając obok
bratanicy i patrząc w nocne niebo. –On jest alkoholikiem… A tacy ludzie są
zdolni do wszystkiego, gdy nie mają za co wypić – dodał, kręcąc niedowierzając
głową. –Ale wiedz Mała, że damy sobie radę. – Spojrzał jej w oczy, uśmiechając
się łagodnie. –Już wystarczająco skrzywdził nas oboje… A ja cholernie żałuję,
że nie adoptowałem cię, gdy byłaś jeszcze mała.
-Nie adoptowałeś… Ale to i tak z tobą spędziłam większość
życia. To ty mnie wychowałeś. – Pocałowała go w policzek. –Dobra! Koniec gadania
na ten temat! Nie przejmujmy się nim. – Podjęła decyzje. – Teraz lepiej zagraj
mi piosenkę, którą wczoraj napisałeś.
~Trzy dni później. Godzina 13:53
Największa
sala w budynku PS Company skąpana była w przygnębiającej ciszy, która boleśnie
odbijała się od ścian. Dziewiątka osób siedziała nieruchomo, a spojrzenie
każdej z nich skierowane było w inną stronę. Zupełnie jakby chcieli odciąć się
od reszty.
Szarooka dziewczyna uniosła głowę, patrząc
uważnie w sufit.
-Jak…
jak on się czuje? – jej niepewne, ciche pytanie wydało się wszystkim zbyt
głośne. Zmęczone, pokryte mgłą smutku oczy Shiroyamy pierwszy raz skierowały
się na brunetkę.
-Nie mam pojęcia… Nie chce z nikim rozmawiać. –
Westchnął, czując jak strach o przyjaciela zaciska swoje dłonie na jego szyi.
Nagle otworzył usta i gwałtownie wstał z miejsca. – Urumi… - Gdy wypowiedział
imię basistki, każdy spojrzał na niego z niemym pytaniem wypisanym na twarzy.
–Może ty spróbujesz z nim pogadać.
-Ja? – Dziewczyna uniosła brew, patrząc na gitarzystę GazettE ze zdziwieniem.
-Tak. – Chłopak podszedł do niej, łapiąc ją za dłonie. –
Urumi… nie każ mi tego tłumaczyć. Powiedz mi jedno: Martwisz się o niego?
-Wiesz przecież, że tak… - wypowiedziała to zdanie tak
cicho, że tylko Yuu mógł je usłyszeć. Nigdy nie lubiła wyznawać swoich uczuć.
-To zrób to o co cię proszę. Dobrze?
-Robię to dla Takanori’ego, nie dla ciebie – stwierdziła,
wstając z podłogi, po czym rzuciła wszystkim niepewne spojrzenie. –Ja…
wychodzę… Próba i tak nie ma sensu – dodała, zakładając bluzę i wyszła z sali.
-Wierzę w ciebie – pomyślał brunet, opierając się o
ścianę. –Jeżeli ty mu nie pomożesz to będziemy całkowicie bezradni.
~Ten sam dzień. 15:13
-Ohayo…
zastałam może Takanori’ego? – zapytała, gdy drzwi mieszkania otworzyła jej
starsza pani w tradycyjnym kimonie. Kobieta skinęła głową, każąc jej wejść.
-Nie wiem dziecko, czy będzie chciał z tobą rozmawiać. –
westchnęła głęboko.
-Pozwoli pani, że jednak spróbuję. – Uśmiechnęła się
smutno. – Wybacz pani mój nietakt, nawet się nie przedstawiłam. Watashi wa Sato Urumi desu. – Ponownie się ukłoniła.
-Urumi? – Oczy kobiety nagle nabrały bardziej żywego
blasku. –Jestem matką Takanori’ego. Ale możesz mi mówić Ami. – Uśmiechnęła się
do dziewczyny ciepło. –Jest w swoim pokoju. - Wskazała dłonią drzwi.
-Arigato –
szepnęła, ściągając glany, po czym rzucając kobiecie niepewne spojrzenie
ruszyła we wskazanym wcześniej kierunku. Westchnąwszy głośno otworzyła drzwi.
Od
razu uderzył w nią zaduch panujący w pomieszczeniu i egipskie ciemności. Gdy
przekroczyła próg poczuła się jak w jaskini nieodwiedzanej przez kilkaset lat.
Kręcąc niedowierzająco głową odsłoniła zasłony, aby następnie uchylić okno. Do
środka wdarło się świeże, mroźne powietrze, sprawiając, że można było przeżyć w
tym pokoju. Rozejrzała się dokładnie a jej wzrok w końcu padł na skuloną postać
leżącą na łóżku. Urumi poczuła jak jej serce zostaje przeszyte mocnym bólem.
Powoli podeszła do posłania, siadając na jego brzegu.
-Takanori - szepnęła, dotykając jego policzka, skrytego
kaskadą przetłuszczonych włosów. Chłopak drgnął i spojrzał na nią niepewnie.
Zupełnie jakby spodziewał się tego, że to jedynie umysł płata mu figle.
-Urumi-chan… -
jego zachrypnięty głos sprawił, że brunetka poczuła jak pod powiekami gromadzą
jej się łzy. Blondyn odwrócił się do niej przodem, bez słów kładąc swoją głowę
na jej kolanach. Przymknął oczy, chłonąc jej obecność. Oboje zamilkli, chcąc
nasycić się sobą nawzajem. Drżące palce basistki wplotły się w jego włosy
przeczesując je delikatnie. Spojrzała na jego twarz, a jej serce ponownie
skąpało się w dość potężnej dawce agonii. Blada cera, podpuchnięte oczy i spierzchnięte
wargi. Przejechała opuszkami palców po jego policzku, a jej usta niemo wypowiadały
jego imię. –Nie wiem co się ze mną dzieje - przemówił słabym głosem, a widząc
jak po policzku dziewczyny spływa łza, uniósł dłoń i starł ją kciukiem. –Nie
płacz. - Uśmiechnął się słabo. –Po prostu… Nie umiem sobie poradzić ze stratą
kolejnej ważnej mi osoby… To tak cholernie… boli… - Złapał się za miejsce, w
którym biło jego poszarpane serce.
-Czuję się bezradna Takanori… Zupełnie nie wiem jak mam
ci pomóc – oznajmiła szeptem, zupełnie jakby ta przygnębiająca atmosfera
zgniatała jej krtań. Wokalista przymknął powieki nadal lekko się uśmiechając.
-Po prostu nie pozwól mi oszaleć – wyjawił, po czym
westchnął cicho. Brunetka siedziała chwilę analizując to wszystko, a gdy
chciała coś odpowiedzieć, zauważyła, że zasnął. Ponownie przejechała palcami po
jego policzku i zaczęła przeczesywać mu delikatnie włosy, nie chcąc go obudzić.
Uniosła spojrzenie, słysząc skrzypnięcie drzwi.
-Nie jadł i nie spał odkąd powiedziałam mu o śmierci
ojca. – Ami pokręciła smutno głową, wchodząc do środka. W dłoniach ściskała
kubek z parującą cieczą. –A jeżeli już zasnął, to budził się po dziesięciu
minutach, nękany koszmarami. – Podeszła do Urumi i wręczyła jej naczynie. – Nie
wiem ile słodzisz dziecko, więc w razie czego powiedz –przyniosę cukier. – Uśmiechnęła
się ciepło.
-Arigato, ja
akurat piję gorzką herbatę. – Odwzajemniła gest.
-Jesteś pierwszą osobą, której nie wygonił z pokoju –
mówiąc to pani Matsumoto pogłaskała syna po ramieniu. –Nawet Yuu został
odesłany z kwitkiem – dodała smutno. –Może tobie uda się wyrwać go z depresji.
-Nie wiem czy potrafię.
-Tu nie ma nic do potrafienia dziecko. Zaufaj mi. – Kobieta
zaśmiała się cicho. – A teraz zostawiam was samych. Jak się obudzi to namów go
do zjedzenia kolacji – poprosiła, po czym wyszła, rzucając dziewczynie ostatnie
spojrzenie.
~6h później
Zmarszczył
czoło, gdy ostatki snu powoli zaczęły odchodzić, zostawiając go na pastwę
szarej rzeczywistości. Nie chciał otwierać oczu. Pierwszy raz od trzech dni
spał dłużej niż dziesięć minut a koszmary wycofały się z misji nękania go. To
było miłe uczucie: zasnąć chociaż na kilka dłuższych chwil i odpocząć od tego
co się stało. Bezczynne leżenie w jednej pozycji męczyło go bardziej niż
niejeden koncert. Przeciągnął się, czując jak boli go odcinek szyjny i w tym
samym momencie zdał sobie sprawę, że wtula twarz w czyjeś uda. Odważył się
unieść powieki i spojrzeć na osobę, która uchroniła go przed koszmarami.
-Niczym dobry duch - pomyślał i uśmiechnął się do siebie,
widząc drobną brunetkę, która opierała się plecami o ścianę. W jednej dłoni
trzymała kubek a palce drugie wplecione były w jego włosy. Takanori powoli
podniósł się, nie chcąc jej budzić. –Jednak zostałaś – szepnął, odbierając jej
naczynie i kładąc je na szafkę nocną. Delikatnie ułożył ją na łóżku, po czym
nakrył kołdrą.
-Takanori? – wyszeptała, marszcząc czoło.
-Śpij… Zasługujesz na chwilę odpoczynku. – Posłał jej
ciepły uśmiech. Nachylił się nad nią, całując ją w czoło.
-Takanori… - powtórzyła jego imię, kładąc dłoń na jego
policzku. Kciukiem dotknęła jego ust. –Powinieneś częściej się uśmiechać…
Smutek nie pasuje do twoich oczu – oznajmiła na wpół sennie, po czym opuściła
rękę i przymknęła ponownie powieki. Blondyn westchnął cicho, kierując się w
stronę drzwi.
-W
końcu opuściłeś swoją kryjówkę. – Słysząc głos matki, drgnął. Odwrócił się do
niej przodem i z zakłopotaniem podrapał się w tył głowy.
-Gomene…
-Nie przepraszaj tylko odśwież się, zjedz coś i podziękuj
tej młodej damie. Dzięki niej przespałeś ponad sześć godzin, nie obudziłeś się
z krzykiem i wyszedłeś z pokoju. – Wzruszyła ramionami. –Swoją drogą… To dobra
dziewczyna, widać to w jej oczach. Może ona pomoże ci zapomnieć o tym co
zrobiła ci Reila?
-Mamo… - Blondyn zagryzł wargę, słysząc imię, które nadal
wywoływało u niego ból. –Nie próbuj mnie swatać – dodał, zaciskając dłonie w
pieści.
-Nie próbuję. Stwierdzam tylko fakty. – Ami uniosła ręce
w obronnym geście.
-Mówisz jakbym cię nie znał, mamo. –Ruki westchnął
głęboko, kręcąc niedowierzająco głową, po czym skierował się w stronę łazienki.
Szybko zrzucił z siebie zbędne ubrania, a następie wszedł pod prysznic, plecami
opierając się o kafelki. Odkręcił zimną wodę, która powoli zmywała z niego
resztki snu.
Spojrzał
na swoje dłonie, które trzęsły się od zimna. Czy on potrafiłby kogoś jeszcze
pokochać? Po tym wszystkim co się stało czuł się jak lalka wyprana ze
wszystkich pozytywnych uczuć. Cichy głosik w głowie podpowiadał mu, że
wystarczy tylko zaufać… Ale właśnie tego się bał! Cholernie bał się tego, że
znów ktoś nadużyje jego zaufania, że znowu ktoś go zrani. Za każdym razem miał
wrażenie, że przeżywał to coraz silniej, że brakowało mu już odwagi by stąpać
po tym świecie… A jednocześnie nie chciał z niego odchodzić, gdyż uznawał to za
tchórzostwo. Zbyt silny by odejść i zbyt słaby by walczyć dalej…
Prychnął
pod nosem, krzywiąc się. Czuł się jak hipokryta, który innym każe walczyć o
swoje a sam chowa się jak mysz pod miotłą, bojąc się bólu.
Przejechał
dłonią po twarzy, aby następnie zaczesać blond włosy do tyłu. Machinalnie
złapał w rękę żel pod prysznic, który rozprowadził po swoim ciele. Dopiero, gdy
szorował swoje włosy zdał sobie sprawę do jakiego stanu się doprowadził.
Ponownie oparł się o ścianę, łapiąc głęboko powietrze. Zmęczenie i głód na
chwilę odebrały mu zdolność widzenia. Przymknął oczy, czekając aż to minie.
Gdy
jego ciało w miarę zaczęło funkcjonować zmył z siebie resztki piany, po czym
wyszedł z pod prysznica. Otarł się puchatym ręcznikiem, który zawiązał na
biodrach. Oparł się dłońmi o krawędzie umywalki i spojrzał na swoje odbicie w
lustrze.
Wyglądał
potwornie, ale wcale nie zdziwił się tym widokiem. Mleczno-brązowe tęczówki
nagle wydały mu się zbyt obce. Nadmiar smutku jaki w nich zauważył spowodował,
że aż zakuło go w sercu.
-Tato - szepnął, dotykając opuszkami palców lustrzanej
tafli. –Chciałbym abyś tu był… - Uśmiechnął się lekko. –Nie chciałbyś abym
doprowadzał się do takiego stanu, prawda? Zawsze mówiłeś, że mam twój
charakter… - Opuścił dłoń, którą zacisnął w pięść. –A ja nie chciałbym, aby
ktoś załamał się po mojej śmierci. - Spojrzał w swoje oczy, odbijające się w
lustrze. –Tato… kocham cię… i postaram się żyć pełnią życia… Tak jak zawsze ty
to robiłeś. – Posłał swojemu odbiciu ostatni uśmiech, po czym odwrócił się na
pięcie i wyszedł z łazienki.
-Mógłbyś się ubrać. W końcu nie jesteś tutaj sam –
skomentowała jego matka, która siedziała na fotelu przed telewizorem.
-Zawsze ubieram się w moim pokoju. – Wzruszył ramionami.
– Takie przyzwyczajenie.
-Takanori? – spytała, gdy chłopak kierował się już w
stronę sypialni.
-Tak? – uniósł brew.
-Przemyśl to wszystko, co ci powiedziałam. – Uśmiechnęła
się ciepło, na co blondyn skinął głową, wchodząc do pomieszczenia. Kątem oka
zerknął na śpiącą postać i skierował się w stronę szafy, z której wyciągnął
luźne dresowe spodnie i biały t-shirt. Ponownie tego dnia położył swoje
zmęczone ciało na wygodnym łóżku. Leżąc tak na boku z zamyśleniem wymalowanym
na twarzy, obserwował Urumi.
Delikatnie
przejechał palcami po jej policzku, nie chcąc jej obudzić. Zmarszczyła
delikatnie czoło, wypowiadając niemo jego imię. Aż tak bardzo martwiła się o
niego, że nie opuszczał jej nawet we śnie?
-Nie wiem czy mogę sobie pozwolić na ponowne zatracenie
się w miłości - pomyślał, zakładając kosmyk jej czarnych włosów za ucho. – Nie
wiem czy potrafię kogokolwiek pokochać… - dodał, zagryzając dolną wargę i
wtulając twarz w poduszkę.
Cholernie
irytujący dźwięk drażnił jej wrażliwy słuch. Za wszelką cenę starała się go
ignorować, aby móc ponownie wtulić się w ciepłe poły snu. Jednak natężenie owego
dźwięku z każdą chwilą przybierało na sile. Już chciała podnieść się, jebnąć
tym czymś o najbliżej stojącą ścianę i z ulgą ponownie paść na poduszki, gdy
drzwi wydały z siebie ciche sapnięcie. Ktoś wpadł do pokoju i od razu
zlikwidował uporczywe źródło dźwięku.
-Kami-sama... arigato - szepnęła do siebie, będąc wdzięczna,
że nie dzwoniło jej w uszach. Byłaby nawet zdolna do tego, żeby bić pokłony,
waląc czołem o podłogę przed swoim wybawcą, ale faktura poduszki wydała jej się
zbyt interesująca, dlatego też, aby zgłębić jej tajniki, wtuliła się w nią
mocniej, mamrocząc coś przez sen. Jak przez mgłę, doszedł do niej czyjś śmiech.
-Ale z ciebie śpioch. - Usłyszała tuż nad swoim uchem.
Marszcząc brwi, przez chwilę zastanawiała się skąd zna tak piękny ton głosu.
-O ja jebie... - jęknęła, otwierając szeroko oczy, po
czym zerwała się do pozycji siedzącej. Jej zaspane spojrzenie spoczęło na
sylwetce mężczyzny, siedzącego na skraju łóżka. -Takanori... Co tu robisz? -
spytała, próbując pojąć to, co się dzieło. Zaczesała niesforną grzywkę do tyłu
i skrzywiła się wyczuwając dość sporą ilość lakieru do włosów. Najwyraźniej nie
miała wczoraj siły myć głowy.
-Hmm... - blondyn przechylił głowę w bok. - Pomyślmy...
Teraz siedzę, ale tak ogólnie to tu mieszkam - dodał z lekkim rozbawieniem. Już
chciała wygłosić mu wykład pod wdzięcznym tytułem: „Matsumoto chyba cię
pojebało.”, kiedy zorientowała się, że przebywała w całkiem obcym pokoju.
-Czekaj... - jęknęła, zaciskając dwa palce na skroniach.
Wspomnienia ze wczorajszego dnia powróciły niemal ze zdwojoną siłą. -Och... - Zagryzła
dolną wargę. -Takanori-kun... która
godzina? - zapytała zdając sobie sprawę z tego, że Sugizo może się o nią
martwić.
-Jest jakoś dwunasta piętnaście. - Wzruszył ramionami.
Urumi słysząc to wyskoczyła z łóżka i w tym samym momencie runęła jak długa na
podłogę. Spojrzała z pretensją na kołdrę, która szczelnie owinęła jej nogi.
-Nic ci nie jest? - zapytał Ruki, pomagając jej wstać.
Dziewczyna westchnąwszy głośno, wygładziła swoją bluzkę.
-Chciałam po prostu przeprowadzić test twardości twojej
podłogi - odpowiedziała poważnym tonem głosu, na co wokalista uniósł wysoko
brew i zachichotał cicho.
-Jesteś niezwykła - wyznał, patrząc jej w oczy.
-Widzisz... ja... chciałbym ci podziękować.
-Nie musisz. - Uśmiechnęła się do niego. Nadal mogła
dostrzec w tych mleczno-brązowych oczach smutek, ale było w nim również
silniejsze uczucie. Czysta determinacja nie pozwalała ogarnąć smutkowi rozumu i
ciała Takanori'ego. A to sprawiło, że Urumi odetchnęła z ulgą.
-Ale chcę - zaoponował szybko. - Gdyby nie ty, nadal bym
się nad sobą użalał. Twoja obecność sprawiła, że się opamiętałem. - Posłał jej
szczery uśmiech.
-Cieszę się, że czujesz się lepiej. Smutek do ciebie nie
pasuje.
-Słyszałem już to. - Przeczesał swoje włosy. - Mam u
ciebie dług wdzięczności.
-Przestań. - Spojrzała na niego groźnie. - Zrobiłam to
bezinteresownie. Nie lubię jak cierpi ktoś z bliskich mi osób. A teraz wybacz,
ale muszę zadzwonić do Sugizo, bo pewnie niedługo postawi całą tokijską policję
na nogi.
-Fakt, chciał to zrobić. - Widząc jej pytające
spojrzenie, kontynuował. - Dzwoniłem do niego jak tylko usnęłaś i wyjaśniłem
całą sytuacje.
-Arigato.
-Nie, nie dziękuj. W końcu to przeze mnie spędziłaś tutaj
noc. - Podszedł do szafy i zaczął w niej grzebać. - Jeżeli chcesz się odświeżyć
to śmiało. Zaraz pokaże ci gdzie jest łazienka.
-Byłabym wdzięczna.
-Przestań z tą wdzięcznością! - warknął, rozbawiony jej
kulturalnym zachowaniem. -Moja mama nie wypuści cię bez obiadu - poinformował
ją. -O. Znalazłem. - Wyprostował się a Urumi uniosła brew, widząc w jego
dłoniach jakieś ubrania. -Powinny być na ciebie dobre - stwierdził, podając jej
rzeczy.
-Oddam przy okazji.
-Nie musisz. - Wzruszył ramionami. -Jeżeli chcesz to
zachowaj je na pamiątkę. - Objął ją delikatnie w tali i zaczął prowadzić w
kierunku wejścia do salonu.
-Twoje fanki by się o to pozabijały. - Zaśmiała się,
widząc koszulę w czerwonoczarną kratę, w której Ruki miał kiedyś sesje.
-Wiem. - Skrzywił się lekko.
-Nie tego chciałeś, prawda? - zapytała, gdy stanęli przed
jakimiś białymi drzwiami. Takanori westchnął cicho, patrząc jej w oczy.
-Kiedyś pragnąłem tego z całych sił. To było moje
marzenie. - Uśmiechnął się smutno. -Jednak marzenia często po spełnieniu nie są
tak piękne jak nam się wydawało. Teraz bardzo irytuję mnie fakt sławy. -
Przeniósł swój wzrok nad jej ramię. - Ale przynajmniej, gdy zmyje makijaż,
ubiorę się dość normalnie i wyjdę na miasto to rzadko kto mnie poznaje. Mogę
wtopić się w tłum i zostać niezauważonym.
-Żałujesz? - zapytała cicho.
-Nie - odpowiedział szybko i pewnie, ponownie
umieszczając spojrzenie w jej oczach. Położył dłoń na jej policzku. - Scena
jest tym co kocham... Muzyka pozwala mi żyć. Nigdy nie będę żałował dnia, w
którym postanowiłem zostać muzykiem.
-Robić to, co się kocha – bezcenne.
-Racja. - Skinął głową, po czym odsunął się od niej. - Tu
jest łazienka. Nie musisz się spieszyć, mama i tak poszła dopiero po zakupy.
Stwierdziła, że zawartość mojej lodówki nie nadaje się do spożycia. Na pralce
jest czysty ręcznik, a kosmetyki i inne pierdoły są do twojej dyspozycji. I nie
dziękuj! - dodał, widząc jak dziewczyna otwiera usta. Zagryzła wargę, po czym
zniknęła za drzwiami łazienki. - Pokręcona dziewucha. - Zaśmiał się sam do
siebie, kierując się w stronę pokoju. Stanął opierając się o framugę drzwi i
spojrzał na rozwaloną pościel.
Uśmiechnął
się lekko, ogarniając syf jaki panował w pomieszczeniu. Aż wstyd, że przyjmował
gościa w takim bałaganie. Ale wcześniej był w takim stanie, że nie robiło mu to
żadnej różnicy. Poza tym... dziwne było to, że jej nie wygonił, tak ja zrobił
to z Aoi'm i Kai'em. Jakoś nie chciał aby stąd wychodziła.
Właśnie. Będzie musiał przeprosić swoich przyjaciół za
karygodne zachowanie. Miał jednak nadzieje, że obejdzie się bez czołgania po tatami. Był pewien, że mu wybaczą,
zwłaszcza, że miał w zanadrzu kilka dobrych tekstów piosenek.
Usiadł
na łóżku, opierając się swoim zwyczajem o chłodną ścianę. Spojrzał krytycznym
okiem na powiewającą zasłonę. Mroźne powietrze wdzierało się do środka,
zabierając ze sobą resztki smutku i bezradności jaka panowała tu przez ostatnie
dni.
Zmęczony
wzrok padł na fotografię, stającą na małym biurku. Wesoły, siedmioletni
chłopiec siedzący na barkach trzydziestotrzyletniego mężczyzny. Ojciec chłopaka
był ubrany w skórzaną kurtkę, a jego długie włosy spływały kaskadą po
ramionach. Czarny t-shirt, bojówki w tym samym kolorze i glany czternastki.
Zdecydowanie metalowy wizerunek mężczyzny nie pasował do odpowiedzialnej
funkcji prezesa dość dobrego wydawnictwa.
Ruki
uśmiechnął się lekko. Jego ojciec pod garniturem, porządnie związanymi włosami
w koński ogon i perfekcyjnym zachowaniem japońskiego biznesmena krył duszę
perkusisty metalowego zespołu. Od młodych lat Takanori był uczestnikiem prób i
niewielkich koncertów kapeli. Zespół ojca nie dążył do wielkiej sławy, ich
zadaniem było jedynie robienie tego, co każdy z nich kochał. Pozostała trójka
członków również posiadała dwie twarze i pod maską makijażu zawsze krył się
poważny salaryman[i]
posiadający żonę i dzieci. Z tego co się orientował zespół nadal istniał, o ile
nie rozpadł się po śmierci perkusisty.
Odchylił
głowę do tyłu, nadal patrząc na fotografię. To właśnie ojciec nauczył go grać
na perkusji i gitarze. Talent pisarski również odziedziczył po nim. Tylko on
rozumiał bunt młodego syna, dążenie do bycia innym niż większość rówieśników,
pęd do muzyki. Tak... nie dość, że był ojcem to był również najlepszym
przyjacielem.
Westchnął
głęboko. Teraz stracił go... Czuł pustkę w sercu, którą uporczywie pragnął
czymś wypełnić.
-Taka-chan... -
Usłyszał cichy głos, który wyrwał go z zamyślenia. Uniósł wzrok na przybysza i
zmierzył spojrzeniem jego sylwetkę. Urumi ubrana w jego czarne rurki i koszulę
wygląda uroczo. Kilka pierwszych guzików było rozpiętych i ukazywało kawałek
bladych piersi. Koszula niebezpiecznie opinała się na klatce piersiowej
brunetki, sprawiając wrażenie, że przy głębszym wdechu guziki zmienią swoje
miejsce.
-Hmm... może dam ci jakiś luźniejszy t-shirt - stwierdził
w zamyśleniu, nadal patrząc na dekolt basistki, która skrzyżowała ręce pod
piersiami.
-Przydałoby się. I nie gap się jak sęp na kawałek
padliny! - warknęła, zaczesując wilgotne jeszcze włosy do tyłu. - Nigdy nie
widziałeś cycków? - zapytała, wchodząc do pomieszczenia. Ruki wstał z łóżka i
podszedł do szafy, ponownie zanurzając się w jej wnętrzu.
-Widziałem i to większe od twoich - odgryzł się.
-Chyba w pornolach - skomentowała cicho.
-Słyszałem - oznajmił rozbawiony nagłą zmianą zachowania
dziewczyny. Wyprostował się i rzucił jej na kolana czarny t-shirt z logiem GazettE, jego pseudonimem i funkcją w
zespole.
-Super. Będę się czuła jak jakiś napalony fangirl.
-Ej. Co cię ugryzło? - Uniósł brew, jednak kącik ust
zdradził jego rozbawienie.
-Po prostu nie lubię czuć się jak wystawa sklepowa -
jęknęła, po czym wstała i ponownie skierowała się do łazienki. Ruki pokręcił
niedowierzająco głową.
-Raz spokojna i urocza, a za drugim razem ostra i
wybuchowa. Fascynujące połączenie - szepnął do siebie. Podszedł do biurka i
wziął do ręki zdjęcie z ojcem. -Pewnie byś ją polubił. - Uśmiechnął się
delikatnie, odstawiając ramkę.
~Ten sam dzień. 16.46
Westchnęła
głęboko, obracając w dłoniach kubek z gorącą herbatą malinową. Jej myśli nadal krążyły
wokół przystojnego blondyna. Fakt, że nie cierpiał już tak bardzo był dla niej
bardzo istotny. Powiedział również, że da radę wrócić na scenę... że da radę
żyć jak dawniej. W końcu jego ojciec chciał aby był szczęśliwy a nie cierpiał i
to jeszcze z jego winy. Urumi ponownie westchnęła. Blondyn nawet nie zdawał
sobie sprawy z tego jak wspaniałą rodzinę posiadał.
Ostatnia lekcja powoli dobiegała
końca. Miyavi niecierpliwie kręcił się na krześle, oczekując tak upragnionego
dzwonka. Urumi patrząc na niego uśmiechała się lekko, kręcąc niedowierzająco
głową. Narwany brunet gapił się na zegarek jakby to miało jakoś przyspieszyć
czas.
-Jeszcze
dwadzieścia sekund - oznajmił z szerokim uśmiechem na ustach. Nauczyciel
spojrzał na niego z rezygnacją i zaczął dyktować zadanie domowe. Takamasa nawet
nie ruszył się aby je zapisać, tylko nadal wgapiał się w niebieską tarczę.
-Wolność! - krzyknął, wstając. W tym samym momencie rozdzwonił się dzwonek,
oznajmiający, że wreszcie można wyjść z tego więźnia. Szybko wrzucił do plecaka
zeszyt i długopis. Chwycił brunetkę za nadgarstek i zaczął ciągnąć do wyjścia.
-Idziemy na lody! Ja stawiam! - odparł entuzjastycznie, mijając spiesznym
krokiem uczniów. Nie lubił szkoły, kojarzyła mu się z więzieniem. A on strasznie
ale to strasznie nienawidził jak coś ograniczało jego wolność. Gdy wyszedł
przed szkołę, głęboko wciągnął powietrze do płuc. -Czujesz tę wolność? Jest
piękna - wymruczał, patrząc na rozległe błękitne niebo.
-Masz racje.
-Wiem! -Zaśmiał się
radośnie, po czym znów zaczął podążać w kierunku parkingu na rowery.
Obserwowała Ishihare, który
pochylony nad skrawkiem jakiejś kartki uważnie wczytywał się w jej treść. Na
jego czole pojawiła się długa zmarszczka oznaczająca głębokie zamyślenie.
Uśmiechnęła się szeroko. Miyavi w takich chwilach wyglądał po prostu pięknie. A
zamyślenie dodawało mu uroku. Nagle uniósł wzrok i posłał przyjaciółce lekki
uśmiech. Wyprostował się wyraźnie z czegoś dumny, splótł palce ze sobą.
-Jestem geniuszem -
powiedział z poważną miną filozofa. Dziewczyna przybrała taką samą postawę.
-Och... skąd takie
wnioski Ishihara-san? - zapytała, ukrywając swoje rozbawienie.
-Cóż... -
teatralnie przeczesał swoje włosy. - Po prostu napisałem kolejny świetny tekst.
-Zapewne poznam go
dopiero wtedy, gdy łaskawie skomponuje pan melodię? - Uniosła brew.
-Ossu. -Skinął
głowę, po czym oboje parsknęli głośnym śmiechem.
Po dniu spędzonym z Miyavi'm
była naładowana pozytywną energią. Dobry humor wręcz wylewał się z jej ciała, a
szeroki uśmiech rozświetlał jej bladą twarz. Dosłownie minutę temu pożegnała
się ze swoim przyjacielem i teraz kierowała się w stronę swojego domu.
Gdy doszła do drzwi jej humor od
razu prysnął jak bańka mydlana. Głośne krzyki ojca było słychać doskonale na
zewnątrz. Jej matka również nie oszczędzała swojego gardła. Zagryzła wargę
zastanawiając się czy ma tam wejść... W sumie gdzie miałaby teraz pójść? Było
dość późno, a Miyavi nie wiedział o jej sytuacji rodzinnej. On mógłby jej
pomóc... Ale.... Ale tak cholernie wstydziła się tego, że jej rodzice byli
alkoholikami... Tak cholernie dobijał ją fakt, że nie miała normalniej,
bezpiecznej rodziny. Bezradność opanowała jej umysł. Nie wiele myśląc nad tym
wszystkim weszła do domu najciszej jak umiała. Kolejny groźby lecące pod
adresem kobiety, wykrzyczane przez własnego męża były jeszcze głośniejsze.
Urumi często zastanawiała się czemu matka od niego nie odejdzie... Ale
odpowiedź była prosta: bo ona też była uzależniona... Nie tylko od niego ale
także od alkoholu.
Zerknęła do małego salonu.
Ojciec wychylał akurat kolejny kieliszek jakiegoś alkoholu, podczas gdy matka
bełkotała coś do siebie. Po podłodze walały się puste butelki, jakieś rozbite
szkoło. Stół cały zawalony szklankami, szczątkami jedzenia i petami sprawił, że
żołądek podszedł jej do gardła. Nienawidziła brudu.
-Jesteś zwykłą
dziwką - warknął Murai, podnosząc się chwiejnie z fotela i kierując się w
stronę własnej żony. Jak zwykle będąc w takim stanie sam tworzył sobie fakty.
Urumi zagryzła wargę. Jej reakcja była dość szybka. Wbiegła do pokoju i złapała
ojca za koszulę. Wiedziała, że był nieobliczalny ale mimo wszystko nie chciała
zastać trupa w salonie.
-Zostaw ją! -
krzyknęła, czując przypływ odwagi.
-Nie wtrącaj się
bękarcie! - odwarknął, próbując się wyrwać.
-Urusai! Zamknij
się w końcu i połóż spać! - Zacisnęła dłonie w pięści, czując jak ogarnia ją
wściekłość. Spojrzenie matki pełne błagania o pomoc utkwiło w oczach córki.
-Nie będziesz mi
rozkazywać! - wycharczał, odwracając się szybko do brunetki. Zamachnął się i
nim szarooka zdążyła zareagować poczuła mocne uderzenie. Zatoczyła się,
wpadając na szafę.
-Pojebało cię?! -
warknęła, czując ból w plecach. Murai podszedł do niej i złapał ją za kołnierz
bluzki.
-Zamknij się.
Jesteś bękartem i to ty masz się mnie słuchać. Powinnaś być mi wdzięczna za to,
że cię utrzymuję i kocham.
-Kochasz? Ty to
nazywasz miłością?! - ponownie uniosła głos, czując jak w oczach gromadzą jej
się łzy. Poczuła kolejne mocne uderzenie, tym razem wymierzone w jej żebra.
Jęknęła głośno.
-Idź do swojego
pokoju i się nie wtrącaj! - krzyknął, puszczając ją. Z hukiem upadła na tatami,
czując jak ból w żebrach coraz bardziej się nasila. -Rusz się i spierdalaj mi z
oczu!
Zacisnęła
mocniej dłonie na kubku, czując jak w jej oczach gromadzą się łzy. Zawsze, gdy
szczęśliwa wracała do domu, po dniu spędzonym z najlepszym przyjacielem, jej
rodzice skutecznie psuli cały ten czar. Bita, poniżana... nie czuła się ich
dzieckiem. Fakt... gdy wytrzeźwieli przepraszali, mówili, że ją kochają... że
to wina alkoholu, że już nie będą pić. Ale każda obietnica spełzała na niczym.
Dlatego Urumi tak nienawidziła, gdy ludzie obiecywali jej cokolwiek.
Jak
można kochać kogoś, kogo traktuje się jak najbardziej zbędną w życiu rzecz? Nie
potrafiła tego zrozumieć.
-Wszystko dobrze? - usłyszała głos swojego wujka.
Przeniosła na niego wzrok i skinęła lekko głową. - Menadżer Shiroi Naraku dzwonił. Chce z tobą
porozmawiać.
-Teraz? - spytała, marszcząc czoło.
-Za godzinę. W tej samej sali, w której spotkałaś się po
raz pierwszy z zespołem. Zawieść cię czy dasz sobie radę?
-Dam sobie radę. - Uśmiechnęła się do niego, wstając z
łóżka.
-Jak coś to dzwoń. Ja idę do Gackt'o.
-Pozdrów go ode mnie.
-Jasne. Do zobaczenia.
~Dwie godziny i trzydzieści pięć minut
później
Wyszła
z wytwórni żegnając się z menadżerem. Okazało się, że tę funkcje pełnił młody,
przystojny blondyn, który był z zespołem od samego początku. I był bardzo
dobrym kolegą Yosuke.
Mimo, że w Piekle
była już od dobrych sześciu tygodni to nie miała okazji go poznać.
Westchnęła,
patrząc na nocne niebo. Powoli jej myśli odrywały się od świata przyziemnego,
gdy nagle usłyszała gwar głosów. Zmarszczywszy czoło, spojrzała na ludzi ją
otaczających i zamarła. Przed wejście do budynku stało kilkunastu paparazzi,
którzy przekrzykiwali się nawzajem. Nie potrafiła zrozumieć ani jednego
pytania. Gdy otrząsnęła się z szoku, postanowiła nie udzielać żadnej
odpowiedzi. Ochroniarz pomógł jej przedostać się na chodnik, a gdy tylko
podziękowała, zaczęła biec. Kątek oka zerknęła na dziennikarzy, którzy ruszyli
za nią.
-Ja pierdole... Jak hieny cmentarne - jęknęła do siebie.
W myślach odtwarzała możliwy plan ucieczki, gdy nagle jakiś samochód wjechał na
chodnik i zatrzymał się tuż przed nią.
-Wchodź! - warknął kierowca. Dziewczyna zerknęła na
ludzi, którzy uporczywie chcieli się czegoś dowiedzieć, po czym wsiadła do
samochodu. Westchnęła z ulgą, widząc za kierownicą Aki'ego.
-Arigato -
odezwała się cicho, oddychając szybko.
-Nie dziękuj. - Jego głos jak zawsze ociekał oziębłością.
-Masz poważne kłopoty - dodał, jeszcze ostrzejszym tonem głosu.
-Jakie kłopoty? Nic nie zrobiłam! - krzyknęła, patrząc na
niego z oburzeniem i piorunując go wzrokiem.
-Ja o tym wiem. Ale dziennikarze myślą inaczej. - Widząc
jej pytające spojrzenie, skinął głową w stronę tylnego siedzenia. - Tam masz
gazetę. Temat z okładki. Czytaj.
Urumi nadal nic nie rozumiejąc, klęknęła na siedzeniu, po
czym trochę się gimnastykując, wzięła gazetę. Na pierwszej stronie ujrzała
zdjęcie Sugizo, który – o zgrozo – całował ją w czoło. Wielki tytuł, napisany
srebrnymi literami aż kuł ją w oczy.
-”Szok! Legenda j-rocka ma romans z nową basistką Shiroi
Naraku! Czyżby młoda dziewczyna zawdzięczała pracę Sugizo?”. O kurwa - jęknęła,
odrzucając pismo do tyłu. Jej tęczówki drżały pod wpływem niedowierzania i
wściekłości. Zacisnęła pięści.
-Trzeba będzie to odkręcić. - Westchnął Aki, skręcając w
nieznaną jej ulicę.
-Kto? - zapytała głucho.
-Któraś z hien. - Wzruszył ramionami. -Zawsze szukają
jakieś sensacji. To, że coś zupełnie mija się z prawdą jest dla nich
nieistotne. Dla nich ważne jest tylko to, żeby znaleźć materiał na pierwszą
stronę. - Skrzywił się. Urumi poczuła jak wściekłość coraz bardziej oplata jej
ciało.
-Gdzie jedziemy? - zapytała po dość długiej chwili ciszy.
-Do mnie. Mieszkanie Sugizo również zostało oblężone.
~
-Jak mam się uspokoić?! - warknął Miyavi,
chodząc w tę i z powrotem. -Do mnie nie odezwie się słowem a z nim spała?! -
dodał, uderzając dłonią o stolik. Uruha westchnął cicho, wstał i złapał
przyjaciela za ramiona.
-Skąd wiesz, że z nim spała? - spytał zirytowany,
sadzając bruneta na kanapie. -Ona poszła z nim jedynie porozmawiać, pocieszyć
go. Zrozum.
-Taa... i pocieszyła - wysyczał.
-Ja pierdole... Miyavi! - krzyknął Takashima, patrząc na
niego jak na debila. -Znasz ją lepiej niż ja. Byłaby zdolna przespać się z
facetem tylko po to, aby go pocieszyć? - jęknął.
-Kiedyś nie byłaby do tego zdolna. Teraz łapię się na
tym, że jej nie znam - odpowiedział cicho, łapiąc za butelkę sake i wlewając
sobie do gardła resztki alkoholu.
-Czy ty siebie słyszysz?! Jeżeli chcesz to zadzwonię do
Ruki'ego i go o to spytam! - Kouyou potrząsnął brązowookim, który prawie się
przez to udławił.
-Wiem co widziałem. Wychodziła z jego mieszkania, w jego
ubraniach i żegnała się z nim nad wyraz wylewnie! - krzyknął, będąc pewnym
swoich racji.
-Jesteś o nią zazdrosny - stwierdził Uruha, siadając obok
niego.
-Wiem... wiem o tym.
Takuś ma niezła mamusię.
OdpowiedzUsuńBiedny maluszek :hug: Cieszę się, że jedynak Uru-san potrafiła wyrwać Ruksa z tego odrętwienia.
To się wyjaśniło dlaczego z "tatusia" Urumi taki :/
Pie**one hieny, musiały sensacje wyniuchać i jak zwykle przekręcić fakty.
Miyavi powinien dostać w łeb i to porządnie.
Biedny Taka... Doskonale rozumiem jak się czuł.
OdpowiedzUsuńDobrze, że miał kogoś, kto mu pomógł.
Coś czuję, że ten artykuł w gazecie to sprawka jej ojczulka. Nie wiem czemu. Takie przeczucie.
Ehh, Miyavi... ktoś powinien mu porządnie przyłożyć, bo pierdzieli jak potłuczony.
Ciekawa jestem jak to się dalej rozwinie. I co najważniejsze - jak Urumi przetrwa u Akiego??