niedziela, 5 października 2014

[09] My lady

„Powiedziałaś do mnie [Kochaj mnie aż do śmierci]
Czego ode mnie oczekujesz? Czy to pozbawiona nadziei ostatnia scena?
Odpowiedz... Nie chcę umierać […]

Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj serca! Nie pokazuj swojej twarzy!
Nie chcę umierać. ”
the GazettE - Agony

                Uruha westchnął ciężko, opierając głowę na dłoni. Współczującym spojrzeniem zmierzył postać pijanego przyjaciela, który mruczał pod nosem „Życie jest niesprawiedliwe”, niczym mantrę.
-Takashima... - jęknął Miyavi. - Jak zobaczysz Sprawiedliwość to zadzwoń do mnie. Mam ochotę skopać jej dupę - dodał, zaciskając palce na szklance z alkoholem. Gitarzysta prowadzący warknął i wyrwał mu z dłoni szklany przedmiot, stawiając go z hukiem na blacie stołu.
-Ogarnij się kurwa! - krzyknął, zrywając się z kanapy. -Kochasz ją czy nie?! - dodał, spoglądając na niego z czystą wściekłością. Strasznie irytował go fakt, że Miyavi zaczął lamentować nad swoim losem jak jakiś stary piernik.
                Takamasa zamarł z otwartymi ustami, tępo wpatrując się we własne dłonie. Kochał? Urumi? W tej chwili przed oczami przeleciały mu najwspanialsze chwile spędzone z brunetką. Czy ta przyjaźń była jedynie przykrywką jego głębszych uczuć? Zawsze uciekał przed czymś, co mogło mu przysporzyć cierpienia, a właśnie takową rzeczą była miłość. Bał się jej, dlatego wmówił sobie, że to uczucie to zwykła przyjaźń?
-Wiesz co...? - odezwał się po dłuższej chwili, gdy Kouyou ponownie usiadł koło niego. -Chyba masz racje... Ja ją chyba kocham. - Uśmiechnął się ironicznie, po czym parsknął śmiechem. Ale śmiech ten był pusty, martwy i miał taką przeszywającą moc, że Uruha posmutniał jeszcze bardziej.

~
                Aki wszedł do mieszkania, niedbale ściągając buty. Kątem oka zerknął na basistkę, która zamyślona rozglądała się uważnie po małym przedsionku.
-Wjedź do salonu, ja zrobię herbatę - rzucił, wchodząc w głąb mieszkania i nawet się nie oglądając. Gdy znalazł się w kuchni, zerknął na zdjęcie wiszące na ścianie. Uśmiechnął się delikatnie. W każdym pomieszczeniu w tym mieszkaniu – oprócz łazienki – znajdowało się zdjęcie Yosuke. I to nie te przerobione przez miliony grafików. Były to pamiątki ze wspólnych wyjazdów, które organizowali w każdej wolnej chwili. Przeważnie udawali się w góry, aby odpocząć od miejskiego zgiełku i aby móc się sobą nacieszyć.
                Przymknął oczy, nadal mając na ustach uśmiech. Chwycił w dłonie dwa kubki i wrzucił do nich torebki herbaty, nastawił wodę i skierował się do salonu.
                Urumi stała przed biurkiem Yosuke, przyglądając się ustawionym tam fotografiom. Akurat, gdy wszedł, trzymała jedną z jego ulubionych.
-To było półtora roku temu. - Drgnęła na dźwięk jego głosu, omal nie wypuszczając z dłoni ramki. Stanął bezpośrednio za nią, odbierając jej zdjęcie. -Byliśmy wtedy u jego rodziców. Wspaniali ludzie. - mimowolnie drgnęły mu kąciki ust.
-Był twoim najlepszym przyjacielem - stwierdziła, wypatrując w jego oczach oznaki tęsknoty i smutku, niemal idealnie skrywane za obojętnością.
-Można tak powiedzieć. - Wzruszył ramionami, odkładając ramkę na blat biurka.
-Można tak powiedzieć?- spytała, marszcząc brwi. Brunet spojrzał na nią zimnym wzrokiem, po czym podszedł do okna. -Niech zgadnę: mam się nie wtrącać w nieswoje sprawy? - zapytała ironicznie, siadając na wygodniej kanapie i patrząc na niego z jakimś dziwnym rozbawieniem. Aki nawet nie drgnął.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jakie życie jest brutalne - warknął, splatając dłonie na torsie. W odpowiedzi usłyszał drwiący i głośny śmiech szarookiej. Zerknął na nią pytająco, kątem oka. Urumi dźwignęła się ze swojego miejsca, podchodząc do niego.
-Uwierz, że zapoznałam się już z brutalnością życia. - Posłała mu kpiący uśmiech. Wokalista odwrócił się do niej błyskawicznie i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Co ty możesz wiedzieć o cierpieniu? Jesteś rozpieszczoną bratanicą sławnego j-rockera, który jest jednym z prekursorów visual'u. Czego jeszcze mogłabyś chcieć? Wujaszek zapewnił ci przecież wszystko - wyrecytował sarkastycznie, z satysfakcją patrząc jak w oczach basistki pojawiają się zalążki złości.
-Nic o mnie nie wiesz! - warknęła niczym wściekłe kocie. Musiał powstrzymać uśmiech błąkający się w kącikach ust. Widok dosłownie wściekłej basistki niezwykle poprawiał mu humor.
-Ty też nic o mnie nie wiesz. - Wzruszył ramionami. -Ale nie przyszliśmy tutaj, aby się kłócić - stwierdził, nadal wpatrując się w jej szare tęczówki. Miał wrażenie jakby stał nad rzeką Sumida[i] i wpatrywał się w jej głębie. Przechylił delikatnie głowę w prawo i nie mógł powstrzymać lekkiego, prawie niewidocznego uśmiechu. Yosuke nosił soczewki o identycznym kolorze jak tęczówki Urumi.
-Mógłbyś się na mnie nie gapić? - wymruczała, patrząc na niego gniewnie.
-Nie - oznajmił, jakby było to najbardziej wiadomą rzeczą na świecie. „Takanori jest pewien, że możesz jej zaufać.” Zabrzęczały mu w głowie słowa najlepszego przyjaciela. -Co wiesz o mnie i o Yosuke? - zapytał w końcu, z powagą w głosie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, zastanawiając się o co mu chodziło.

~
           -Martwiliśmy się o ciebie - oznajmił lider-sama, zakładając ręce na torsie i robiąc surową minę. Aoi wydął dolną wargę w geście dziecinnego obrażenia, spoglądając na wokalistę z wyrzutem.
-Nie patrzcie tak na mnie! - Ruki zrobił krok w tył. -Nie bijcie mnie! - dodał głośniejszym tonem głosu, a kilka osób spojrzało na niego jak na wariata. Yuu parsknął śmiechem, po czym rzucił się na blondyna.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że z tobą lepiej! - wykrzyczał, przytulając go do siebie. Kai zachichotał głośno, ale szybko się opamiętał, gdy błysnął flesz.
-No ładnie - powiedział do siebie, przywołując gestem dłoni ochroniarza budynku. Wskazał na pismaka i wyjaśnił co zaszło. Mężczyzna o postawie goryla skinął głową i ruszył w stronę namolnej hieny dziennikarskiej. Yutaka z satysfakcją patrzył jak biedny, wątły fotograf zmuszony był oddać aparat.
-Też się cieszę Yuu, ale dusisz mnie! - wokalista oderwał się cudem od przyjaciela, po czym cała trójka zasiadła przy stoliku w najciemniejszym kącie sali.-A teraz opowiadaj - zwrócił się do bruneta, który wysoko uniósł brew.
-Ale co? - zapytał, uśmiechając się głupio.
-Nie strugaj debila Aoi - Kai warknął na niego, patrząc spod grzywki groźnym spojrzeniem.
-Ale ja naprawdę...
-Yuu! - krzyknęli oboje, na co Shiroyama parsknął śmiechem.
-Mów jak ci idzie z Vixen - Yutaka odezwał się swoim władczym tonem lidera, jednak jego rozbawienie ujawniało się w tęczówkach.
-Eetto... - Yuu przekrzywił głowę, drapiąc się w tył głowy.

          Wolnym krokiem przechadzał się po uliczkach parku Inokashira[ii]. Z lekkim uśmiechem mijał artystów, prezentujących swój talent, aby dorobić trochę do zwykłej pensji i podzielić się z ludźmi swoją sztuką. Było ich jednak niewielu, ze względu na panującą porę roku. Poprawił z westchnieniem okulary, zakrywające jego oczy. Mimo zimy, wolał je nosić chociażby z takiego względu, że większość osób go w nich nie rozpoznawała.
          Skręcił w jedną z najmniej uczęszczanych alejek, chcąc pobyć sam na sam z myślami. Ogarnąć w końcu wszystko, co nawiedzało jego głowę.
          Drgnął słysząc dźwięk gitary akustycznej i czyjś cichy śpiew. Uczucie tęsknoty, smutku i ból, wręcz wylewało się ze słów śpiewanych przez doskonale znany mu głos. Oparł się o jedno z wysokich drzew i odważył się spojrzeć na kobietę, siedzącą na mostku. Na jej kolanach oparta była czarna gitara, a czerwone włosy spływały kaskadą po plecach. Lekki wiatr szczypiący jej policzki nadał im uroczego rumieńca.
          -Długo masz zamiar tam stać? - Z myśli wyrwał go jej oschły głos. Drgnął lekko, unosząc wysoko brew, jednak wyszedł zza drzewa, podchodząc do niej.
-Przeziębisz się -oznajmił z troską w głosie, ściągając z szyi puchaty brązowy szalik. Dziewczyna wzruszyła ramionami, zupełnie jakby miała gdzieś swoje zdrowie. Kątem oka obserwowała jak gitarzysta klęka za nią i delikatnie oplata jej szyję swoim szalikiem.
-Dlaczego to robisz? - zapytała tak cicho, że Aoi przez chwilę zastanawiał się czy oby się nie przesłyszał. Jednak widząc jej zamyślone, pełne smutku oczy miał wrażenie, że jednak zadała to  pytanie.
-Nie chcę abyś się rozchorowała. - Wzruszył ramionami, wstając z klęczek i opierając łokcie na poręczy mostku.
-Nie mówię o tym Yuu. - Kątem oka widział, jak podnosi na niego spojrzenie swoich niesamowicie błękitnych oczu. -Dlaczego mnie ranisz? - sprecyzowała pytanie, nie spuszczając z niego wzroku. Shiroyama rozszerzył oczy z niedowierzania.
-Ranię? - powtórzył tępo. -Nigdy nie chciałem cię zranić Kari-chan - wyjawił ze szczerością w głosie i ukrytym bólem.
-Nie? - zapytała z kpiną, zaciskając dłoń na gryfie akustyka. -To dlaczego najpierw dajesz mi nadzieję a potem...? - Zagryzła wargę, podnosząc się do pionu. -Nieważne - dodała, uśmiechając się gorzko. -Nieważne - powtórzyła, powoli kierując się w stronę dróżki, gdy nagle poczuła uścisk na przedramieniu.
-Nie odchodź. - Aoi stanął przed nią. -Ja naprawdę nie chciałem cię zranić. Wybacz. - Zagryzł wargę, patrząc głęboko w tak ukochane przez niego oczy. Dziewczyna pokręciła delikatnie głową, chcąc wyrwać swoją rękę. Co jak co, ale jego dotyk skutecznie nie pozwalał jej się skupić.
-Więc dlaczego tak chętnie zalecasz się do innej? - zadała pytanie, patrząc na niego z niemym wyrzutem. Widząc jak gitarzysta marszczy brwi, nie wiedząc o co jej chodzi, westchnęła głęboko. -Podrywasz Urumi i to na moich oczach.
           Brunet parsknął głośnym śmiechem, kręcąc niedowierzająco głową.
-Nie podrywam jej! - zaprzeczył z rozbawieniem. -To tylko moja znajoma, z którą fajnie mi się żartuje. - Wzruszył ramionami. -Kari-chan... ty jesteś zazdrosna - zamruczał z uśmiechem satysfakcji. Vixen spojrzała na niego spod łba i gdy chciała zaprzeczyć, Aoi położył palec wskazujący na jej ustach. -Nie zaprzeczaj. - Zaśmiał się cicho. -Kari-chan... Nie podrywałem jej i nie podrywam. Doskonale wiesz, że to ty zatrzasnęłaś moje serce w swoich sidłach.
           Drgnęła słysząc te słowa i niepewnie spojrzała mu prosto w oczy. Zobaczyła w nich tak upragnione przez nią iskierki miłości a lekki uśmiech rozświetlał jego twarz. Zimowe słońce odbijało się od jego brązowych niemal czarnych oczu i nadawało mu tajemniczości.
-Boję się - wyszeptała cicho, patrząc na deski mostku. Aoi objął ją delikatnie w talii i pozwolił wtulić się w swoje ciało. -Boję się tego, że mnie zranisz. Masz tyle kobiet wokół siebie...
-Kręci się ich wiele - przyznał, całując ją w czubek głowy. -Ale ja pragnę tylko jednej. - Oderwał się lekko od niej, aby móc spojrzeć jej głęboko w oczy. -Rozumiesz? One się nie liczą, nikt inny się nie liczy.
-Yuu... - nadal szeptała. -Ja.. daj mi trochę czasu, ok? - zapytała niepewnie. -Ja muszę się upewnić w tym, że... że...
-Że naprawdę cię kocham? - podsunął, wzdychając cicho. -Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała, ale nie zrezygnuję z ciebie Kari-chan. - Posłał jej delikatny uśmiech, po czym objął ją w tali. -A tymczasem przyda nam się gorąca kawa. - Uśmiechnął się szerzej, kierując się w stronę doskonale znanej mu kawiarni.

          Aoi wzruszył ramionami, wzdychając głęboko, po czym spojrzał na chłopaków.
-Na pewno jest lepiej niż było. Robię postępy. - Dumny wypiął pierś. - Ale szczerze powiedziawszy trafił mi się ciężki przypadek - dodał, opierając głowę na dłoni.

~
          Uruha niespokojnie przechadzał się po salonie Miyavi'ego, przeklinając pod nosem właściciela mieszkania. Mimo że był jego przyjacielem, powoli miał dosyć jego zachowania. Rozumiał, że cierpiał, że było mu ciężko. Ale przecież nie można załamywać się z powodu jednej dziewczyny! Takamasa zaczął zachowywać się jak wrażliwy nastolatek, który stracił swoją pierwszą miłość! Pieprzony, typowy romantyk!
          Westchnął głęboko, próbując opanować gniew. Zawsze, gdy czuł się bezradny ogarniała go agresja. Zrobił kilka głębokich wdechów, stosując niemal wyuczoną technikę relaksacyjną, po czym skierował się w stronę łazienki. Przystanął przy drzwiach, przez chwilę nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Zmartwiony, zmarszczył brwi i mocno zapukał.
-Takamasa żyjesz? - zapytał, prawie krzykiem. Nic... zero odpowiedzi. Ponownie westchnął, czując jak wściekłość zaczyna powracać. Szarpnął za klamkę, a gdy drzwi ustąpiły, trzasnął nimi o ścianę. -Miyavi, czemu do cholery...! - urwał w połowie, zamierając z szeroko otwartymi ustami. Przed oczami miał obraz przyjaciela, leżącego na zimnych, błękitnych kafelkach. Ów widok wcale by go nie zdziwił, gdyby nie to, że brunet niemal topił się w kałuży własnej posoki. Krew nadal obficie lała się z nadgarstka lewej ręki, a prawa dłoń uporczywie ściskała jakiś nóż. Miyavi miał zamknięte powieki, a jego klatka piersiowa unosiła się niezwykle wolno. Takashima otrząsnął się z szoku i pędem ruszył do kuchni, aby z jednej z szafek wyciągnąć dość obfitą apteczkę. W biegu wybrał jeszcze numer pogotowia, po czym powrócił do nieprzytomnego muzyka. Uklęknął przy nim, wyciągnął kilka bandaży i gazę, a telefon ustawił na tryb głośnomówiący.
          Czuł jakby ten cholerny czas niebezpiecznie przyspieszył a jego serce biło tak cholernie szybko, że miał wrażenie, że obije mu żebra. Szczęka zacisnęła się niezwykle mocno, a w brązowych oczach lśniły łzy.
          Położył gazę i zwinięty bandaż na dość głębokim rozcięciu, po czym zaczął obwiązywać to drugim bandażem. W międzyczasie oznajmił dyspozytorowi pogotowania, w którym mieszkaniu doszło do próby samobójczej.
-Miyavi... kretynie, nie rób mi tego! - wrzasnął, zawiązując opatrunek. Krew wsiąkała mu w spodnie i koszulę, a jej zapach drażnił jego nos. Czuł jak żołądek podchodził mu do gardła, które i tak było ściśnięte przez strach. - I w imię czego to zrobiłeś?! W imię czego?! - z trudem wykrzyczał kolejne słowa, a po jego policzku spłynęły dwie łzy. -Obiecuję, że palnę cię w ten pusty łeb jak tylko się obudzisz... Słyszysz? Powiedz, że słyszysz... - szepnął, potrząsając nim za ramię. Ciągle obserwował jak mozolnie poruszała się jego klatka piersiowa, bojąc się, że gdy tylko odwróci wzrok, on przestanie oddychać. -Nie rób tego... Nie rób - powtarzał niczym mantrę. Uczucie strachu i przytłaczającego poczucia winy zgniatało jego płuca w swoim uścisku. Jak mógł być tak głupi i nie domyślić się tego! Chociaż... Upity Takamasa, to nieprzewidywalny Takamasa.
          -Jest tu ktoś?! - Podniósł głowę słysząc czyjś głos.
-Tutaj! - krzyknął i już po chwili do pomieszczenia wpadło dwóch sanitariuszy.
-Niech pan się odsunie - rozkazał jeden z nich, na co Uruha niezdarnie usunął się w kąt. Oparł się o umywalkę, patrząc jak układają jego najlepszego przyjaciela na noszach.
-Który szpital? - wyjąkał gitarzysta, wlepiając wzrok w kałuże krwi. Doskonale słyszał jak drżał mu głos, a ręce mimowolnie zaciskały się na poplamionej koszuli.
-St. Luke's International[iii] - wymruczał niższy sanitariusz. W szybkim tempie opuścili łazienkę. Uruha zjechał po ścianie, siadając na brudnej podłodze. Drżącą ręką chwycił telefon i wykręcił numer wokalisty.
-Takanori? - zapytał słabym głosem, przeczesując zakrwawionymi palcami włosy. -Czy możesz przyjechać z Urumi do szpitala St. Luke's International?
-Takashima co się dzieje?! - głos Matsumoto stał się ostrzejszy, pełen niepokoju.
-Proszę... nie pytaj... tylko... tylko... Weź ją ze sobą i przyjdźcie, ok? - wydusił z siebie, mozolnie podnosząc się do pionu. Podpierając się na umywalce, omiótł spojrzeniem łazienkę. Poczuł jak żołądek ponownie uderza o ścianki gardła, a serce boleśnie krzyczy z rozpaczy.
-Uruha, nie mam pojęcia co się stało, ale zaraz pojadę po Urumi. Błagam cię, nie ruszaj się stamtąd - wyrzucił z siebie wokalista, po czym w słuchawce nastała cisza.
~
          Z każdym kolejnym metrem przybliżającym ich do budynku szpitala, dłonie Takanori'ego coraz mocniej zaciskały się na kierownicy. Dziewczyna zdezorientowana wpatrywała się w jego profil, próbując pojąć co takiego się działo i dlaczego również ona była w to zamieszana. Ruki nie potrafił udzielić jej odpowiedzi na żadne pytanie, sam także miał niezwykły mętlik w głowie. A telefon Uruhy milczał jak zaklęty, zupełnie jakby chciał wprowadzić ich w jeszcze większy chaos myśli.
          Drgnęła, gdy samochód stanął w korku, a blondyn wydał z siebie dość solidną wiązankę przekleństw. Spod zmrużonych powiek spoglądały brązowe tęczówki, które ściemniały od nadmiaru wściekłości i troski. Szczęka zaciskała się zdecydowanie zbyt mocno, a jego rysy twarzy stały się ostrzejsze. Wyglądał teraz doprawdy groźnie, niczym wariat chcący za wszelką cenę uratować przyjaciela. Sama czuła jedynie spokój, który określała zawsze mianem „spokoju przed burzą”. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że działo się coś złego, coś co bezpośrednio uderzy w nią samą, ale w takich chwilach czuła jedynie ten irytujący spokój, który płynął w całym jej ciele.
          Westchnęła, kładąc swoją dłoń na jego udzie. Mężczyzna drgnął zaskoczony, spoglądając na nią zdezorientowanym wzrokiem. Zupełnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że w samochodzie był ktoś jeszcze. Opuścił lewą dłoń z kierownicy, zaciskając ją na palcach brunetki i posłał jej słaby, niepewny uśmiech. Zamknął oczy, opierając głowę o zagłówek siedzenia i przez chwilę chłonąc spokój emanujący z Urumi. Czuł jak powoli się relaksuje, jak napięcie znika z mięśni, jak serce wraca do naturalnego rytmu, jednak strach nadal płynął w jego żyłach. Otworzył powieki, zerkając na basistkę i posłał jej wdzięczne spojrzenie. Z ulgą stwierdził, że korek w końcu ruszył.
          Po pół godzinnym zmaganiu się z uporczywymi korkami wreszcie mogli zaparkować na szpitalnym parkingu. Urumi niemal natychmiast opuściła samochód, będąc gotową stawić czoła każdemu wyzwaniu. W końcu życie uwielbiało płatać jej figle i śmiać się z jej upadków. Wiedziała również, że nie ucieknie przed tym co nieuniknione, a próba ucieczki tylko odwlekała to, sprawiając, że ból stawał się silniejszy.
Takanori oparł się dłonią o drzwiczki samochodu, spoglądając na niebo. Szare, ciężkie chmury pełzły powoli, zwiastując obwite opady śniegu. Westchnął głęboko, gdy nagle poczuł szarpnięcie za przedramię. Wyrwany z myśli spojrzał na Urumi, której palce zdecydowanie zacisnęły się na jego ręce, ciągnąc go w stronę szpitala. Pokręcił głową, chcąc się jej wyrwać i jeszcze chwilę popatrzeć w chmury, uspokoić się, jednak tego nie zrobił. Nie chciał wyjść na tchórza, poza tym wiedział, że Uruha go potrzebuje.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, przez co Matsumoto wpadł na nią, przeklinając cicho. Już miał spytać co takiego się stało, gdy jego wzrok padł na postać stojącą przed wejściem do szpitala. Roztrzęsiony Takashima ładował w siebie kolejną dawkę nikotyny, a jego rozbiegany wzrok nie mógł się skupić na żadnym konkretnym punkcie.
          -Uruha! - Ruki drgnął, słysząc ten przerażony krzyk i dopiero po chwili dotarło do niego, że pseudonim ten wypłynął z jego ust. Wyrwał swoją dłoń z uścisku brunetki i szybkim krokiem podszedł do przyjaciela, łapiąc go zdecydowanie za ramiona. -Co się stało? - spytał, potrząsając nim delikatnie. Kouyou spojrzał na niego przelotnie, po czym utkwił wzrok w basistce, która podchodziła do nich powoli, nie będąc całkowicie pewna, czy wypadało się wtrącać.
-Urumi - zaczął gitarzysta, ignorując zupełnie wokalistę, w którym aż gotowało się od emocji. -Chodzi o... - zamilkł, czując jak poczucie winy po raz kolejny oplatało jego zmęczone ciało i wysysało z niego resztki energii. Zmełł przekleństwo, po czym zacisnął mocno powieki.
-O co chodzi Shima-chan? Powiedz nam co się stało. - Brunetka podeszła do niego, zwracając się miękkim tonem głosu i chcąc nakłonić go do mówienia. Poczuła jak spokój powoli ją opuszcza, a serce rozpędza się do galopu.
-Chodźcie - szepnął tylko, odwracając się na pięcie i wchodząc do szpitalnego budynku.
~
          -Dziwnie się z tym czuję - westchnęła, patrząc przez okno na ludzi spiesznie pędzących przed siebie, goniących za pieniędzmi, za swoimi potrzebami, mijających zupełnie obojętnie innych ludzi, egoistów, którzy chcieli zawładnąć swoim małym, prywatnym światem. Przegryzła wargę, przykładając dłoń do szkła. -Nie czujesz odrazy do tego co robisz? - zapytała, kątem oka patrząc na blondyna pochylonego nad skromną stertą papierów. Mężczyzna uniósł głowę i uśmiechając się ironicznie, wygodnie rozłożył się na krześle.
-Masz wyrzuty sumienia? - zakpił, wstając i powoli do niej podchodząc. Ironiczny uśmiech ani na chwilę nie zniknął z jego twarzy. -Nie przejmuj się tym, my lady. - Zaśmiał się, stojąc za nią i szepcząc jej do ucha. -Zawsze byłaś uważana za wredną sukę, więc kolejny raz nie zrobi ci różnicy.
-Ty! - warknęła, odwracając się z zamiarem strzelenia mu w twarz. Jednak blondyn był szybszy i złapawszy ją za nadgarstek, mocno przycisnął jej ciało do szyby.
-Posłuchaj mnie, nie możesz się teraz wycofać - wysyczał, zwiększając ucisk na jej ciało, gdy tylko zaczęła się szamotać. -Pamiętaj o tym, że jestem cholernie mściwym człowiekiem i jeżeli teraz się wycofasz to się zemszczę. - Uśmiechnął się szeroko, robiąc kilka kroków w tył i patrząc jak dziewczyna osuwa się po ścianie na podłogę. -Poza tym zapomniałaś jak wiele mi zawdzięczasz? - Uniósł brew, kierując się z powrotem do biurka. Kątem oka zerknął na dzisiejszą gazetę, która bębniła o romansie gwiazdy j-rocka. -Plan nabiera rozpędu, więc spokojnie. Długo to nie potrwa - powiedziawszy to zaniósł się głośnym śmiechem.
~
          Zaciskała mocno powieki, wtulając głowę w jego ramię i czując jak czule obejmują ją jego ręce. Dłonie głaskały jej plecy, a usta troskliwie nuciły nieznaną jej melodię. Próbowała pozbierać się po tym, co usłyszała, ale jej serce było teraz martwe. Dusza pragnęła wyrwać się z jej ciała i udusić tego idiotę własnymi rękoma. Zacisnęła mocniej palce na bluzie Ruki'ego.
-Gomene... - jęknął Uruha, opierając się niedbale o ścianę i obserwując bladą twarz Takamasy.
-Przestań, do cholery, przestań! - krzyknęła Sato, odrywając się od wokalisty i patrząc gniewnie na gitarzystę. Takashima rozszerzył niedowierzająco oczy, wstrzymując oddech. -Kiedy wreszcie zrozumiesz, że to nie twoja wina?! - warknęła, kładąc czoło na ramieniu Takanori'ego, który poprawił ją na swoich kolanach i westchnął bezradnie. -To jedynie jego wina... Ten kretyn zawsze myślał tylko o sobie! Zapewne nawet nie przeszło mu przez ten pusty łeb jak czuć będą się jego przyjaciele - ściszyła głos, czując jak powoli opada z sił. Kątem oka ciągle zerkała na postać jej byłego przyjaciela, przykutą do szpitalnego łóżka. Poczuła jak przechodzą ją dreszcze, a kolejna fala zmęczenia przeszywa jej skronie.
-Prześpij się trochę, ja będę czuwał - szepnął Matsumoto, całując ją w czubek głowy.
-Jesteś pewny? - zapytała, próbując zejść z jego kolan, jednak mężczyzna wzmocnił swój uścisk.
~
          -Dlaczego oni mi to robią? - spytał, nerwowo przechadzając się po sali prób. -Czy aż tak trudno wsadzić im dupę do samochodu i dowlec się tutaj?! Nikt z was nie szanuje mojego zdrowia, jestem pewny, że prędzej czy później dostanę jakieś choroby na tle nerwowym i będziecie mieli mnie na sumieniu! - warknął, zaciskając mocniej pięści.
          Reita westchnął cierpiętniczo, odkładając bas na kanapę i wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Oparł się wygodnie i spojrzał na Yutake, który chodził w tę i z powrotem, zupełnie jakby ktoś go nakręcił.
-Uspokój się Tanabe, bo w końcu zwariujesz.
-Jak mam się uspokoić?! Zapewne gdybyś ze mną nie mieszkał to też byś nie przyszedł!
-Co jak co Tanabe, ale próby są dla mnie ważne i jak wiesz, żadnej nie opuściłem - oznajmił, zaciągając się mocno dymem. -Yuu dzwonił, że nie może, bo jego dziadek potrzebuje pomocy. A doskonale wiesz, że dziadek Shiroyama jest strasznie schorowany.
-Do Yuu nie mam pretensji. - Kai opadł ciężko na kanapę. - Uruha spóźnia się pierwszy raz w życiu, co jest cholernie dziwne, bo jest on bardziej punktualny ode mnie, ale Ruki... Ruki zdrowo przesadza.
-Zrozum go, stracił ojca. - Akira odchylił głowę, wpatrując się w sufit. -Miejmy nadzieje, że szybko się pozbiera.
-Fakt... - Yutaka zerknął na blondyna. - Wracajmy do domu.
-Dalej będziesz się z nim spotykał? - Kai gwałtownie odwrócił się w stronę Suzuki'ego, słysząc to pytanie.
-Ty również będziesz próbował mi wmówić, że ten związek jest zły? - uniósł brew, uśmiechając się kpiąco. -Nie spodziewałem się tego po tobie Akira - dodał, kręcąc głową.
-Ten człowiek...!
-Ten człowiek jest osobą, którą kocham i zrozumcie to wreszcie! - wykrzyknął, przerywając wypowiedź basisty. -Nie czekaj na mnie, wrócę późno.
~
          Blondyn podniósł się z krzesła, zakładając dłonie za siebie i dumnie przechadzając się po swoim apartamencie. Ironiczny uśmiech nie chciał zniknąć z jego twarzy, a uczucie dumny wypełniało go całego. Nie przewidywał przegranej, przegrywać mogli jedynie oni, on był na to zbyt sprytny. Bawił się, manipulował, pociągał za sznurki każdego, kto mógł pomóc mu w jego idealnym planie. Nie znał smaku porażki, ten smak był zbyt słony dla niego. Był typem osoby, która dosłownie docierała do celu po trupach: nie ważne czy były to trupy rodziny, przyjaciół czy wrogów. Aby osiągnąć swój cel był gotów sprzedać swoją duszę pierwszemu lepszemu demonowi. Egoizm założył mu na szyję gruby, niewidzialny sznur i ciągnął go w kierunku przepaści. Cel obrał funkcje klapek na oczy, a satysfakcja była napędem.
          Spojrzał na ciało dziewczyny, leżące na łóżku i zaśmiał się cicho.
-Jesteś mają najwierniejszą marionetką - szepnął, dotykając jej nagiej szyi. -Wkrótce przyczynisz się, zupełnie nieświadomie, do cierpienia swojego brata. A ja będę tym, który będzie sycił oczy tym widokiem, chłonąc jego ból jako swoją przyjemność. - Zaśmiał się cicho, muskając jej ucho swoimi ustami. -Och my lady... Twoja ars moriendi[iv] była nektarem dla moich niemal ślepych oczu, żałuję, że nie możemy tego powtórzyć - wyznał, przeczesując palcami jej włosy, sklejone krwią. -Wahanie oznacza śmierć[v], my lady. Doi! - krzyknął, prostując się. Dostojnym, pełnym satysfakcji krokiem podszedł do okna, czekając na swojego służącego. -Spal to ścierwo i posprzątaj tutaj zanim wrócę - rozkazał, a młody chłopak skłonił się posłusznie, obserwując jak jego pan opuszcza pomieszczenie.

~Pięć godzin później

          -Dlaczego mi to robisz? - zapytała, siedząc na brzegu jego łóżka i wpatrując się w jego spokojną twarz, która powoli nabierała już koloru. Ruki wygonił Uruhe do domu, aby ten wytrzeźwiał i się wyspał, a sam poszedł do bufetu. Ona jednak uparła się, że zostanie przy Miyavi'm, nie chcąc aby nikogo przy nim nie było, gdy się obudzi. -Jesteś głupi! Mam ochotę strzelić ci w pysk - warknęła, masując sobie skronie. -Zacząłbyś w końcu używać tego swojego mózgu, Ishihara, bo zaczynasz mnie irytować! Nie widzisz tego, że wszystkich ranisz? Nawet nie wiesz jak Uruha cierpi! Biedny chłopak jest przekonany, że to jego wina, bo cię nie upilnował. Kami-sama, Ishihara wydoroślej w końcu! Zachowujesz się jak bachor, który chce mieć wszystko.
-Wreszcie... wreszcie mówisz tak... jak kiedyś. - Drgnęła, słysząc ochrypnięty głos solisty. Rozszerzyła oczy, widząc jak podnosi powieki i wpatruje się w nią z lekkim uśmiechem. -Urumi-chan... Zawsze mnie bawiło to... jak zirytowana prawiłaś mi morały.
-Debil! - warknęła ponownie, zmieniając swoje spojrzenie na ostre. -Czy ty wiesz, co zrobiłeś?! Zdajesz sobie z tego sprawę?!
-Urumi-chan, nie krzycz, to szpital. - Takanori wszedł do sali, niosąc w rękach tacę z posiłkiem. Zerknął na pacjenta i uśmiechnął się lekko. -O... widzę, że nasz niedoszły samobójca w końcu się obudził - zaszydził, kładąc tacę na szafce. Takamasa uniósł się na łokciach, marszcząc brwi i rozglądając się po pomieszczeniu.
-Szpital? Niedoszły samobójca? Takanori... o czym ty, do cholery, mówisz? - Miyavi spojrzał na przyjaciela z wielkim znakiem zapytania wypisanym w oczach.




[i] Sumida – rzeka w Tokio

[ii]Inokashira - to kompleks parkowy, rozciągający się przez dwa tokijskie miasta: Mitaka i Musashino. Park posiada chram poświęcony bogini Benzaiten - bóstwu rozrywki i mściwej miłości. Legenda bogini głosi, iż sprowadza ona nieszczęście na pary błąkające się po parku. Zgodnie z tym przekazem tacy kochankowie mogą się bardzo szybko rozstać. (informacje z wikipedii). PS: Ciekawa legenda ^ ^

[iii] St. Luke's International Hospital – spróbujcie znaleźć jakiekolwiek informacje o szpitalach w Tokio na jakiejś polskiej stronie. Nie da się! Q.Q To znalazłam na angielskiej wikipedii. Informacje o ów szpitalu strasznie ograniczone, więc w sumie wiem tylko tyle, że takowy istnieje w Tokio -.-. Nie lubię nie mieć informacji o czymś o czym piszę ;/
[iv] ars moriendi - sztuka umierania
[v] tytuł piosenki GazettE

8 komentarzy:

  1. Do całego tego partu pasuje tylko jedyny komentarz:
    Uczucie takie jak miłość jest cholernie pokręcone.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłąm, ze to powiem, ale cieszę się, ze Ruki doszedł do siebie nareszcie ;).
    Hikari zachowuje się jak typowy zazdrosny gimbus, że też Yuu tyle wytrzymuje xD. (tak btw., to bardzo sprytny zabieg z tą adnotacją do parku Inokashira :P)
    Bardzo jestem ciekawa, kim jes owy tajmnieczy blondyn :3.
    Mam nadzieję, że Urumi po tym incydencie trochę ociepli stosunki z Miyavim :c. Tak btw., to z Takashimy dobry przyjaciel, nie wiem sama, co bym zrobiła, gdybym była w jego sytuacji :C.
    Czekam na następny rozdzial ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz? Jednak troszkę go lubisz xD
      Oj tam, Yuu jest po prostu szaleńczo zakochany :3 A Kari przejdzie takie zachowanie, może, kiedyś xD
      Ty dobrze wiesz kim on jest, tylko tak mnie słuchasz xDD
      Z Urumi dziwnie bywa, więc nic nie wiadomo xD A Uruha zachował się dobrze, mimo, że sam był w stanie upojenia :3 Jestem z niego dumna <3 xD

      Usuń
    2. Moooooże, odrobinkę w Twoim opowiadaniu XD.
      Dziwię mu się, musi być cierpliwy chłopak hahah XD.
      Oj, no musze stwarzać pozory, że nc nie wiem, nie widziałam, nie słyszałam XD.
      Jestem dumna z Uruszki ♥

      Usuń
  3. "Strasznie irytował go fakt, że Miyavi zaczął lamentować nad swoim losem jak jakiś stary piernik." Nie wiedzieć czemu, przeczytałam plemnik :D
    No... ale nie spodziewałam się, że Miyavi będzie na tyle głupi, tudzież upity by szarpnąć się na swoje życie. Chociaż ten ostatni fragment... Czyżby był tak pijany, że nie wiedział co robi??
    Po nim można się w sumie tego spodziewać.
    Ehh, Aoi twierdzi, że sobie radzi, ale Vixen to niezwykle charakterna kobita. Nie będzie tak łatwo :D
    Ten facet... kim on do diabła jest?! I co ma zamiar zrobić?! Mam przeczucie, że chce zaszkodzić Urumi, ale dlaczego?!?!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Miyavi'ego - pijani ludzie są dziwni i często nie podobni do swoich trzeźwych odsłon. A reszta wyjaśni się później :)
      Aoi ma ciężko, ale się nie poddaje :3
      A prawdziwej tożsamości oraz intencji Psychicznego Blondyna jeszcze długo nie ujawnię ^ ^

      Usuń