„Powiedziałaś
do mnie [Kochaj mnie aż do śmierci]
Czego
ode mnie oczekujesz? Czy to pozbawiona nadziei ostatnia scena?
Odpowiedz...
Nie chcę umierać […]
Nie
dotykaj mnie! Nie dotykaj serca! Nie pokazuj swojej twarzy!
Nie
chcę umierać. ”
the GazettE - Agony
Uruha
westchnął ciężko, opierając głowę na dłoni. Współczującym spojrzeniem zmierzył
postać pijanego przyjaciela, który mruczał pod nosem „Życie jest
niesprawiedliwe”, niczym mantrę.
-Takashima... - jęknął Miyavi. - Jak zobaczysz Sprawiedliwość to zadzwoń do mnie. Mam
ochotę skopać jej dupę - dodał, zaciskając palce na szklance z alkoholem.
Gitarzysta prowadzący warknął i wyrwał mu z dłoni szklany przedmiot, stawiając
go z hukiem na blacie stołu.
-Ogarnij się kurwa! - krzyknął, zrywając się z kanapy.
-Kochasz ją czy nie?! - dodał, spoglądając na niego z czystą wściekłością.
Strasznie irytował go fakt, że Miyavi zaczął lamentować nad swoim losem jak
jakiś stary piernik.
Takamasa
zamarł z otwartymi ustami, tępo wpatrując się we własne dłonie. Kochał? Urumi?
W tej chwili przed oczami przeleciały mu najwspanialsze chwile spędzone z
brunetką. Czy ta przyjaźń była jedynie przykrywką jego głębszych uczuć? Zawsze
uciekał przed czymś, co mogło mu przysporzyć cierpienia, a właśnie takową
rzeczą była miłość. Bał się jej, dlatego wmówił sobie, że to uczucie to zwykła
przyjaźń?
-Wiesz co...? - odezwał się po dłuższej chwili, gdy
Kouyou ponownie usiadł koło niego. -Chyba masz racje... Ja ją chyba kocham. - Uśmiechnął
się ironicznie, po czym parsknął śmiechem. Ale śmiech ten był pusty, martwy i
miał taką przeszywającą moc, że Uruha posmutniał jeszcze bardziej.
~
Aki
wszedł do mieszkania, niedbale ściągając buty. Kątem oka zerknął na basistkę,
która zamyślona rozglądała się uważnie po małym przedsionku.
-Wjedź do salonu, ja zrobię herbatę - rzucił, wchodząc w
głąb mieszkania i nawet się nie oglądając. Gdy znalazł się w kuchni, zerknął na
zdjęcie wiszące na ścianie. Uśmiechnął się delikatnie. W każdym pomieszczeniu w
tym mieszkaniu – oprócz łazienki – znajdowało się zdjęcie Yosuke. I to nie te
przerobione przez miliony grafików. Były to pamiątki ze wspólnych wyjazdów,
które organizowali w każdej wolnej chwili. Przeważnie udawali się w góry, aby
odpocząć od miejskiego zgiełku i aby móc się sobą nacieszyć.
Przymknął
oczy, nadal mając na ustach uśmiech. Chwycił w dłonie dwa kubki i wrzucił do
nich torebki herbaty, nastawił wodę i skierował się do salonu.
Urumi
stała przed biurkiem Yosuke, przyglądając się ustawionym tam fotografiom.
Akurat, gdy wszedł, trzymała jedną z jego ulubionych.
-To było półtora roku temu. - Drgnęła na dźwięk jego
głosu, omal nie wypuszczając z dłoni ramki. Stanął bezpośrednio za nią,
odbierając jej zdjęcie. -Byliśmy wtedy u jego rodziców. Wspaniali ludzie. -
mimowolnie drgnęły mu kąciki ust.
-Był twoim najlepszym przyjacielem - stwierdziła,
wypatrując w jego oczach oznaki tęsknoty i smutku, niemal idealnie skrywane za
obojętnością.
-Można tak powiedzieć. - Wzruszył ramionami, odkładając
ramkę na blat biurka.
-Można tak powiedzieć?- spytała, marszcząc brwi. Brunet
spojrzał na nią zimnym wzrokiem, po czym podszedł do okna. -Niech zgadnę: mam
się nie wtrącać w nieswoje sprawy? - zapytała ironicznie, siadając na wygodniej
kanapie i patrząc na niego z jakimś dziwnym rozbawieniem. Aki nawet nie drgnął.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jakie życie jest brutalne -
warknął, splatając dłonie na torsie. W odpowiedzi usłyszał drwiący i głośny
śmiech szarookiej. Zerknął na nią pytająco, kątem oka. Urumi dźwignęła się ze
swojego miejsca, podchodząc do niego.
-Uwierz, że zapoznałam się już z brutalnością życia. - Posłała
mu kpiący uśmiech. Wokalista odwrócił się do niej błyskawicznie i spojrzał jej
głęboko w oczy.
-Co ty możesz wiedzieć o cierpieniu? Jesteś rozpieszczoną
bratanicą sławnego j-rockera, który jest jednym z prekursorów visual'u. Czego
jeszcze mogłabyś chcieć? Wujaszek zapewnił ci przecież wszystko - wyrecytował
sarkastycznie, z satysfakcją patrząc jak w oczach basistki pojawiają się
zalążki złości.
-Nic o mnie nie wiesz! - warknęła niczym wściekłe kocie.
Musiał powstrzymać uśmiech błąkający się w kącikach ust. Widok dosłownie
wściekłej basistki niezwykle poprawiał mu humor.
-Ty też nic o mnie nie wiesz. - Wzruszył ramionami. -Ale
nie przyszliśmy tutaj, aby się kłócić - stwierdził, nadal wpatrując się w jej
szare tęczówki. Miał wrażenie jakby stał nad rzeką Sumida[i]
i wpatrywał się w jej głębie. Przechylił delikatnie głowę w prawo i nie mógł
powstrzymać lekkiego, prawie niewidocznego uśmiechu. Yosuke nosił soczewki o
identycznym kolorze jak tęczówki Urumi.
-Mógłbyś się na mnie nie gapić? - wymruczała, patrząc na
niego gniewnie.
-Nie - oznajmił, jakby było to najbardziej wiadomą rzeczą
na świecie. „Takanori jest pewien, że możesz jej zaufać.” Zabrzęczały mu w
głowie słowa najlepszego przyjaciela. -Co wiesz o mnie i o Yosuke? - zapytał w
końcu, z powagą w głosie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, zastanawiając się o co
mu chodziło.
~
-Martwiliśmy się o ciebie - oznajmił lider-sama, zakładając ręce na torsie i robiąc surową minę. Aoi wydął
dolną wargę w geście dziecinnego obrażenia, spoglądając na wokalistę z
wyrzutem.
-Nie patrzcie tak na mnie! - Ruki zrobił krok w tył. -Nie
bijcie mnie! - dodał głośniejszym tonem głosu, a kilka osób spojrzało na niego
jak na wariata. Yuu parsknął śmiechem, po czym rzucił się na blondyna.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że z tobą lepiej! -
wykrzyczał, przytulając go do siebie. Kai zachichotał głośno, ale szybko się
opamiętał, gdy błysnął flesz.
-No ładnie - powiedział do siebie, przywołując gestem
dłoni ochroniarza budynku. Wskazał na pismaka i wyjaśnił co zaszło. Mężczyzna o
postawie goryla skinął głową i ruszył w stronę namolnej hieny dziennikarskiej.
Yutaka z satysfakcją patrzył jak biedny, wątły fotograf zmuszony był oddać
aparat.
-Też się cieszę Yuu, ale dusisz mnie! - wokalista oderwał
się cudem od przyjaciela, po czym cała trójka zasiadła przy stoliku w
najciemniejszym kącie sali.-A teraz opowiadaj - zwrócił się do bruneta, który
wysoko uniósł brew.
-Ale co? - zapytał, uśmiechając się głupio.
-Nie strugaj debila Aoi - Kai warknął na niego, patrząc
spod grzywki groźnym spojrzeniem.
-Ale ja naprawdę...
-Yuu! - krzyknęli oboje, na co Shiroyama parsknął
śmiechem.
-Mów jak ci idzie z Vixen - Yutaka odezwał się swoim
władczym tonem lidera, jednak jego rozbawienie ujawniało się w tęczówkach.
-Eetto... - Yuu
przekrzywił głowę, drapiąc się w tył głowy.
Wolnym krokiem przechadzał się po
uliczkach parku Inokashira[ii]. Z
lekkim uśmiechem mijał artystów, prezentujących swój talent, aby dorobić trochę
do zwykłej pensji i podzielić się z ludźmi swoją sztuką. Było ich jednak
niewielu, ze względu na panującą porę roku. Poprawił z westchnieniem okulary,
zakrywające jego oczy. Mimo zimy, wolał je nosić chociażby z takiego względu,
że większość osób go w nich nie rozpoznawała.
Skręcił w jedną z najmniej
uczęszczanych alejek, chcąc pobyć sam na sam z myślami. Ogarnąć w końcu
wszystko, co nawiedzało jego głowę.
Drgnął słysząc dźwięk gitary
akustycznej i czyjś cichy śpiew. Uczucie tęsknoty, smutku i ból, wręcz wylewało
się ze słów śpiewanych przez doskonale znany mu głos. Oparł się o jedno z
wysokich drzew i odważył się spojrzeć na kobietę, siedzącą na mostku. Na jej
kolanach oparta była czarna gitara, a czerwone włosy spływały kaskadą po
plecach. Lekki wiatr szczypiący jej policzki nadał im uroczego rumieńca.
-Długo masz zamiar tam stać? - Z
myśli wyrwał go jej oschły głos. Drgnął lekko, unosząc wysoko brew, jednak
wyszedł zza drzewa, podchodząc do niej.
-Przeziębisz się
-oznajmił z troską w głosie, ściągając z szyi puchaty brązowy szalik. Dziewczyna
wzruszyła ramionami, zupełnie jakby miała gdzieś swoje zdrowie. Kątem oka
obserwowała jak gitarzysta klęka za nią i delikatnie oplata jej szyję swoim
szalikiem.
-Dlaczego to
robisz? - zapytała tak cicho, że Aoi przez chwilę zastanawiał się czy oby się
nie przesłyszał. Jednak widząc jej zamyślone, pełne smutku oczy miał wrażenie,
że jednak zadała to pytanie.
-Nie chcę abyś się
rozchorowała. - Wzruszył ramionami, wstając z klęczek i opierając łokcie na
poręczy mostku.
-Nie mówię o tym
Yuu. - Kątem oka widział, jak podnosi na niego spojrzenie swoich niesamowicie
błękitnych oczu. -Dlaczego mnie ranisz? - sprecyzowała pytanie, nie spuszczając
z niego wzroku. Shiroyama rozszerzył oczy z niedowierzania.
-Ranię? - powtórzył
tępo. -Nigdy nie chciałem cię zranić Kari-chan - wyjawił ze szczerością w
głosie i ukrytym bólem.
-Nie? - zapytała z
kpiną, zaciskając dłoń na gryfie akustyka. -To dlaczego najpierw dajesz mi
nadzieję a potem...? - Zagryzła wargę, podnosząc się do pionu. -Nieważne -
dodała, uśmiechając się gorzko. -Nieważne - powtórzyła, powoli kierując się w
stronę dróżki, gdy nagle poczuła uścisk na przedramieniu.
-Nie odchodź. - Aoi
stanął przed nią. -Ja naprawdę nie chciałem cię zranić. Wybacz. - Zagryzł
wargę, patrząc głęboko w tak ukochane przez niego oczy. Dziewczyna pokręciła
delikatnie głową, chcąc wyrwać swoją rękę. Co jak co, ale jego dotyk skutecznie
nie pozwalał jej się skupić.
-Więc dlaczego tak
chętnie zalecasz się do innej? - zadała pytanie, patrząc na niego z niemym
wyrzutem. Widząc jak gitarzysta marszczy brwi, nie wiedząc o co jej chodzi,
westchnęła głęboko. -Podrywasz Urumi i to na moich oczach.
Brunet parsknął głośnym śmiechem,
kręcąc niedowierzająco głową.
-Nie podrywam jej!
- zaprzeczył z rozbawieniem. -To tylko moja znajoma, z którą fajnie mi się
żartuje. - Wzruszył ramionami. -Kari-chan... ty jesteś zazdrosna - zamruczał z
uśmiechem satysfakcji. Vixen spojrzała na niego spod łba i gdy chciała zaprzeczyć,
Aoi położył palec wskazujący na jej ustach. -Nie zaprzeczaj. - Zaśmiał się
cicho. -Kari-chan... Nie podrywałem jej i nie podrywam. Doskonale wiesz, że to
ty zatrzasnęłaś moje serce w swoich sidłach.
Drgnęła słysząc te słowa i niepewnie
spojrzała mu prosto w oczy. Zobaczyła w nich tak upragnione przez nią iskierki
miłości a lekki uśmiech rozświetlał jego twarz. Zimowe słońce odbijało się od
jego brązowych niemal czarnych oczu i nadawało mu tajemniczości.
-Boję się -
wyszeptała cicho, patrząc na deski mostku. Aoi objął ją delikatnie w talii i
pozwolił wtulić się w swoje ciało. -Boję się tego, że mnie zranisz. Masz tyle
kobiet wokół siebie...
-Kręci się ich
wiele - przyznał, całując ją w czubek głowy. -Ale ja pragnę tylko jednej. - Oderwał
się lekko od niej, aby móc spojrzeć jej głęboko w oczy. -Rozumiesz? One się nie
liczą, nikt inny się nie liczy.
-Yuu... - nadal
szeptała. -Ja.. daj mi trochę czasu, ok? - zapytała niepewnie. -Ja muszę się
upewnić w tym, że... że...
-Że naprawdę cię kocham?
- podsunął, wzdychając cicho. -Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała, ale
nie zrezygnuję z ciebie Kari-chan. - Posłał jej delikatny uśmiech, po czym
objął ją w tali. -A tymczasem przyda nam się gorąca kawa. - Uśmiechnął się
szerzej, kierując się w stronę doskonale znanej mu kawiarni.
Aoi
wzruszył ramionami, wzdychając głęboko, po czym spojrzał na chłopaków.
-Na pewno jest lepiej niż było. Robię postępy. - Dumny
wypiął pierś. - Ale szczerze powiedziawszy trafił mi się ciężki przypadek -
dodał, opierając głowę na dłoni.
~
Uruha
niespokojnie przechadzał się po salonie Miyavi'ego, przeklinając pod nosem
właściciela mieszkania. Mimo że był jego przyjacielem, powoli miał dosyć jego
zachowania. Rozumiał, że cierpiał, że było mu ciężko. Ale przecież nie można
załamywać się z powodu jednej dziewczyny! Takamasa zaczął zachowywać się jak
wrażliwy nastolatek, który stracił swoją pierwszą miłość! Pieprzony, typowy
romantyk!
Westchnął
głęboko, próbując opanować gniew. Zawsze, gdy czuł się bezradny ogarniała go
agresja. Zrobił kilka głębokich wdechów, stosując niemal wyuczoną technikę
relaksacyjną, po czym skierował się w stronę łazienki. Przystanął przy
drzwiach, przez chwilę nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Zmartwiony,
zmarszczył brwi i mocno zapukał.
-Takamasa żyjesz? - zapytał, prawie krzykiem. Nic... zero
odpowiedzi. Ponownie westchnął, czując jak wściekłość zaczyna powracać.
Szarpnął za klamkę, a gdy drzwi ustąpiły, trzasnął nimi o ścianę. -Miyavi, czemu
do cholery...! - urwał w połowie, zamierając z szeroko otwartymi ustami. Przed
oczami miał obraz przyjaciela, leżącego na zimnych, błękitnych kafelkach. Ów
widok wcale by go nie zdziwił, gdyby nie to, że brunet niemal topił się w
kałuży własnej posoki. Krew nadal obficie lała się z nadgarstka lewej ręki, a
prawa dłoń uporczywie ściskała jakiś nóż. Miyavi miał zamknięte powieki, a jego
klatka piersiowa unosiła się niezwykle wolno. Takashima otrząsnął się z szoku i
pędem ruszył do kuchni, aby z jednej z szafek wyciągnąć dość obfitą apteczkę. W
biegu wybrał jeszcze numer pogotowia, po czym powrócił do nieprzytomnego
muzyka. Uklęknął przy nim, wyciągnął kilka bandaży i gazę, a telefon ustawił na
tryb głośnomówiący.
Czuł
jakby ten cholerny czas niebezpiecznie przyspieszył a jego serce biło tak
cholernie szybko, że miał wrażenie, że obije mu żebra. Szczęka zacisnęła się
niezwykle mocno, a w brązowych oczach lśniły łzy.
Położył
gazę i zwinięty bandaż na dość głębokim rozcięciu, po czym zaczął obwiązywać to
drugim bandażem. W międzyczasie oznajmił dyspozytorowi pogotowania, w którym
mieszkaniu doszło do próby samobójczej.
-Miyavi... kretynie, nie rób mi tego! - wrzasnął,
zawiązując opatrunek. Krew wsiąkała mu w spodnie i koszulę, a jej zapach
drażnił jego nos. Czuł jak żołądek podchodził mu do gardła, które i tak było
ściśnięte przez strach. - I w imię czego to zrobiłeś?! W imię czego?! - z
trudem wykrzyczał kolejne słowa, a po jego policzku spłynęły dwie łzy.
-Obiecuję, że palnę cię w ten pusty łeb jak tylko się obudzisz... Słyszysz?
Powiedz, że słyszysz... - szepnął, potrząsając nim za ramię. Ciągle obserwował
jak mozolnie poruszała się jego klatka piersiowa, bojąc się, że gdy tylko
odwróci wzrok, on przestanie oddychać. -Nie rób tego... Nie rób - powtarzał
niczym mantrę. Uczucie strachu i przytłaczającego poczucia winy zgniatało jego
płuca w swoim uścisku. Jak mógł być tak głupi i nie domyślić się tego!
Chociaż... Upity Takamasa, to nieprzewidywalny Takamasa.
-Jest tu
ktoś?! - Podniósł głowę słysząc czyjś głos.
-Tutaj! - krzyknął i już po chwili do pomieszczenia
wpadło dwóch sanitariuszy.
-Niech pan się odsunie - rozkazał jeden z nich, na co
Uruha niezdarnie usunął się w kąt. Oparł się o umywalkę, patrząc jak układają
jego najlepszego przyjaciela na noszach.
-Który szpital? - wyjąkał gitarzysta, wlepiając wzrok w
kałuże krwi. Doskonale słyszał jak drżał mu głos, a ręce mimowolnie zaciskały
się na poplamionej koszuli.
-St. Luke's
International[iii] -
wymruczał niższy sanitariusz. W szybkim tempie opuścili łazienkę. Uruha zjechał
po ścianie, siadając na brudnej podłodze. Drżącą ręką chwycił telefon i
wykręcił numer wokalisty.
-Takanori? - zapytał słabym głosem, przeczesując
zakrwawionymi palcami włosy. -Czy możesz przyjechać z Urumi do szpitala St. Luke's International?
-Takashima co się dzieje?! - głos Matsumoto stał się
ostrzejszy, pełen niepokoju.
-Proszę... nie pytaj... tylko... tylko... Weź ją ze sobą
i przyjdźcie, ok? - wydusił z siebie, mozolnie podnosząc się do pionu.
Podpierając się na umywalce, omiótł spojrzeniem łazienkę. Poczuł jak żołądek
ponownie uderza o ścianki gardła, a serce boleśnie krzyczy z rozpaczy.
-Uruha, nie mam pojęcia co się stało, ale zaraz pojadę po
Urumi. Błagam cię, nie ruszaj się stamtąd - wyrzucił z siebie wokalista, po
czym w słuchawce nastała cisza.
~
Z każdym
kolejnym metrem przybliżającym ich do budynku szpitala, dłonie Takanori'ego
coraz mocniej zaciskały się na kierownicy. Dziewczyna zdezorientowana
wpatrywała się w jego profil, próbując pojąć co takiego się działo i dlaczego
również ona była w to zamieszana. Ruki nie potrafił udzielić jej odpowiedzi na
żadne pytanie, sam także miał niezwykły mętlik w głowie. A telefon Uruhy
milczał jak zaklęty, zupełnie jakby chciał wprowadzić ich w jeszcze większy
chaos myśli.
Drgnęła,
gdy samochód stanął w korku, a blondyn wydał z siebie dość solidną wiązankę
przekleństw. Spod zmrużonych powiek spoglądały brązowe tęczówki, które
ściemniały od nadmiaru wściekłości i troski. Szczęka zaciskała się zdecydowanie
zbyt mocno, a jego rysy twarzy stały się ostrzejsze. Wyglądał teraz doprawdy
groźnie, niczym wariat chcący za wszelką cenę uratować przyjaciela. Sama czuła
jedynie spokój, który określała zawsze mianem „spokoju przed burzą”. Doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że działo się coś złego, coś co bezpośrednio
uderzy w nią samą, ale w takich chwilach czuła jedynie ten irytujący spokój,
który płynął w całym jej ciele.
Westchnęła, kładąc swoją dłoń na jego udzie. Mężczyzna drgnął
zaskoczony, spoglądając na nią zdezorientowanym wzrokiem. Zupełnie jakby
dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że w samochodzie był ktoś jeszcze.
Opuścił lewą dłoń z kierownicy, zaciskając ją na palcach brunetki i posłał jej
słaby, niepewny uśmiech. Zamknął oczy, opierając głowę o zagłówek siedzenia i
przez chwilę chłonąc spokój emanujący z Urumi. Czuł jak powoli się relaksuje,
jak napięcie znika z mięśni, jak serce wraca do naturalnego rytmu, jednak
strach nadal płynął w jego żyłach. Otworzył powieki, zerkając na basistkę i
posłał jej wdzięczne spojrzenie. Z ulgą stwierdził, że korek w końcu ruszył.
Po pół
godzinnym zmaganiu się z uporczywymi korkami wreszcie mogli zaparkować na
szpitalnym parkingu. Urumi niemal natychmiast opuściła samochód, będąc gotową
stawić czoła każdemu wyzwaniu. W końcu życie uwielbiało płatać jej figle i
śmiać się z jej upadków. Wiedziała również, że nie ucieknie przed tym co
nieuniknione, a próba ucieczki tylko odwlekała to, sprawiając, że ból stawał
się silniejszy.
Takanori oparł się dłonią o drzwiczki samochodu,
spoglądając na niebo. Szare, ciężkie chmury pełzły powoli, zwiastując obwite
opady śniegu. Westchnął głęboko, gdy nagle poczuł szarpnięcie za przedramię.
Wyrwany z myśli spojrzał na Urumi, której palce zdecydowanie zacisnęły się na
jego ręce, ciągnąc go w stronę szpitala. Pokręcił głową, chcąc się jej wyrwać i
jeszcze chwilę popatrzeć w chmury, uspokoić się, jednak tego nie zrobił. Nie
chciał wyjść na tchórza, poza tym wiedział, że Uruha go potrzebuje.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, przez co Matsumoto
wpadł na nią, przeklinając cicho. Już miał spytać co takiego się stało, gdy
jego wzrok padł na postać stojącą przed wejściem do szpitala. Roztrzęsiony
Takashima ładował w siebie kolejną dawkę nikotyny, a jego rozbiegany wzrok nie
mógł się skupić na żadnym konkretnym punkcie.
-Uruha! -
Ruki drgnął, słysząc ten przerażony krzyk i dopiero po chwili dotarło do niego,
że pseudonim ten wypłynął z jego ust. Wyrwał swoją dłoń z uścisku brunetki i
szybkim krokiem podszedł do przyjaciela, łapiąc go zdecydowanie za ramiona. -Co
się stało? - spytał, potrząsając nim delikatnie. Kouyou spojrzał na niego
przelotnie, po czym utkwił wzrok w basistce, która podchodziła do nich powoli, nie
będąc całkowicie pewna, czy wypadało się wtrącać.
-Urumi - zaczął gitarzysta, ignorując zupełnie wokalistę,
w którym aż gotowało się od emocji. -Chodzi o... - zamilkł, czując jak poczucie
winy po raz kolejny oplatało jego zmęczone ciało i wysysało z niego resztki
energii. Zmełł przekleństwo, po czym zacisnął mocno powieki.
-O co chodzi Shima-chan?
Powiedz nam co się stało. - Brunetka podeszła do niego, zwracając się miękkim
tonem głosu i chcąc nakłonić go do mówienia. Poczuła jak spokój powoli ją opuszcza,
a serce rozpędza się do galopu.
-Chodźcie - szepnął tylko, odwracając się na pięcie i
wchodząc do szpitalnego budynku.
~
-Dziwnie
się z tym czuję - westchnęła, patrząc przez okno na ludzi spiesznie pędzących
przed siebie, goniących za pieniędzmi, za swoimi potrzebami, mijających
zupełnie obojętnie innych ludzi, egoistów, którzy chcieli zawładnąć swoim
małym, prywatnym światem. Przegryzła wargę, przykładając dłoń do szkła. -Nie
czujesz odrazy do tego co robisz? - zapytała, kątem oka patrząc na blondyna
pochylonego nad skromną stertą papierów. Mężczyzna uniósł głowę i uśmiechając
się ironicznie, wygodnie rozłożył się na krześle.
-Masz wyrzuty sumienia? - zakpił, wstając i powoli do
niej podchodząc. Ironiczny uśmiech ani na chwilę nie zniknął z jego twarzy.
-Nie przejmuj się tym, my lady. - Zaśmiał
się, stojąc za nią i szepcząc jej do ucha. -Zawsze byłaś uważana za wredną
sukę, więc kolejny raz nie zrobi ci różnicy.
-Ty! - warknęła, odwracając się z zamiarem strzelenia mu
w twarz. Jednak blondyn był szybszy i złapawszy ją za nadgarstek, mocno
przycisnął jej ciało do szyby.
-Posłuchaj mnie, nie możesz się teraz wycofać - wysyczał,
zwiększając ucisk na jej ciało, gdy tylko zaczęła się szamotać. -Pamiętaj o
tym, że jestem cholernie mściwym człowiekiem i jeżeli teraz się wycofasz to się
zemszczę. - Uśmiechnął się szeroko, robiąc kilka kroków w tył i patrząc jak
dziewczyna osuwa się po ścianie na podłogę. -Poza tym zapomniałaś jak wiele mi
zawdzięczasz? - Uniósł brew, kierując się z powrotem do biurka. Kątem oka
zerknął na dzisiejszą gazetę, która bębniła o romansie gwiazdy j-rocka. -Plan
nabiera rozpędu, więc spokojnie. Długo to nie potrwa - powiedziawszy to zaniósł
się głośnym śmiechem.
~
Zaciskała
mocno powieki, wtulając głowę w jego ramię i czując jak czule obejmują ją jego
ręce. Dłonie głaskały jej plecy, a usta troskliwie nuciły nieznaną jej melodię.
Próbowała pozbierać się po tym, co usłyszała, ale jej serce było teraz martwe.
Dusza pragnęła wyrwać się z jej ciała i udusić tego idiotę własnymi rękoma.
Zacisnęła mocniej palce na bluzie Ruki'ego.
-Gomene... -
jęknął Uruha, opierając się niedbale o ścianę i obserwując bladą twarz
Takamasy.
-Przestań, do cholery, przestań! - krzyknęła Sato,
odrywając się od wokalisty i patrząc gniewnie na gitarzystę. Takashima
rozszerzył niedowierzająco oczy, wstrzymując oddech. -Kiedy wreszcie
zrozumiesz, że to nie twoja wina?! - warknęła, kładąc czoło na ramieniu
Takanori'ego, który poprawił ją na swoich kolanach i westchnął bezradnie. -To
jedynie jego wina... Ten kretyn zawsze myślał tylko o sobie! Zapewne nawet nie
przeszło mu przez ten pusty łeb jak czuć będą się jego przyjaciele - ściszyła
głos, czując jak powoli opada z sił. Kątem oka ciągle zerkała na postać jej
byłego przyjaciela, przykutą do szpitalnego łóżka. Poczuła jak przechodzą ją
dreszcze, a kolejna fala zmęczenia przeszywa jej skronie.
-Prześpij się trochę, ja będę czuwał - szepnął Matsumoto,
całując ją w czubek głowy.
-Jesteś pewny? - zapytała, próbując zejść z jego kolan,
jednak mężczyzna wzmocnił swój uścisk.
~
-Dlaczego
oni mi to robią? - spytał, nerwowo przechadzając się po sali prób. -Czy aż tak
trudno wsadzić im dupę do samochodu i dowlec się tutaj?! Nikt z was nie szanuje
mojego zdrowia, jestem pewny, że prędzej czy później dostanę jakieś choroby na
tle nerwowym i będziecie mieli mnie na sumieniu! - warknął, zaciskając mocniej
pięści.
Reita
westchnął cierpiętniczo, odkładając bas na kanapę i wyciągając z kieszeni
paczkę papierosów. Oparł się wygodnie i spojrzał na Yutake, który chodził w tę
i z powrotem, zupełnie jakby ktoś go nakręcił.
-Uspokój się Tanabe, bo w końcu zwariujesz.
-Jak mam się uspokoić?! Zapewne gdybyś ze mną nie
mieszkał to też byś nie przyszedł!
-Co jak co Tanabe, ale próby są dla mnie ważne i jak
wiesz, żadnej nie opuściłem - oznajmił, zaciągając się mocno dymem. -Yuu
dzwonił, że nie może, bo jego dziadek potrzebuje pomocy. A doskonale wiesz, że
dziadek Shiroyama jest strasznie schorowany.
-Do Yuu nie mam pretensji. - Kai opadł ciężko na kanapę.
- Uruha spóźnia się pierwszy raz w życiu, co jest cholernie dziwne, bo jest on
bardziej punktualny ode mnie, ale Ruki... Ruki zdrowo przesadza.
-Zrozum go, stracił ojca. - Akira odchylił głowę, wpatrując
się w sufit. -Miejmy nadzieje, że szybko się pozbiera.
-Fakt... - Yutaka zerknął na blondyna. - Wracajmy do
domu.
-Dalej będziesz się z nim spotykał? - Kai gwałtownie
odwrócił się w stronę Suzuki'ego, słysząc to pytanie.
-Ty również będziesz próbował mi wmówić, że ten związek
jest zły? - uniósł brew, uśmiechając się kpiąco. -Nie spodziewałem się tego po
tobie Akira - dodał, kręcąc głową.
-Ten człowiek...!
-Ten człowiek jest osobą, którą kocham i zrozumcie to
wreszcie! - wykrzyknął, przerywając wypowiedź basisty. -Nie czekaj na mnie,
wrócę późno.
~
Blondyn
podniósł się z krzesła, zakładając dłonie za siebie i dumnie przechadzając się
po swoim apartamencie. Ironiczny uśmiech nie chciał zniknąć z jego twarzy, a
uczucie dumny wypełniało go całego. Nie przewidywał przegranej, przegrywać
mogli jedynie oni, on był na to zbyt sprytny. Bawił się, manipulował, pociągał
za sznurki każdego, kto mógł pomóc mu w jego idealnym planie. Nie znał smaku
porażki, ten smak był zbyt słony dla niego. Był typem osoby, która dosłownie
docierała do celu po trupach: nie ważne czy były to trupy rodziny, przyjaciół
czy wrogów. Aby osiągnąć swój cel był gotów sprzedać swoją duszę pierwszemu
lepszemu demonowi. Egoizm założył mu na szyję gruby, niewidzialny sznur i ciągnął
go w kierunku przepaści. Cel obrał funkcje klapek na oczy, a satysfakcja była
napędem.
Spojrzał
na ciało dziewczyny, leżące na łóżku i zaśmiał się cicho.
-Jesteś mają najwierniejszą marionetką - szepnął,
dotykając jej nagiej szyi. -Wkrótce przyczynisz się, zupełnie nieświadomie, do cierpienia
swojego brata. A ja będę tym, który będzie sycił oczy tym widokiem, chłonąc
jego ból jako swoją przyjemność. - Zaśmiał się cicho, muskając jej ucho swoimi
ustami. -Och my lady... Twoja ars moriendi[iv]
była nektarem dla moich niemal ślepych oczu, żałuję, że nie możemy tego
powtórzyć - wyznał, przeczesując palcami jej włosy, sklejone krwią. -Wahanie
oznacza śmierć[v], my lady. Doi! - krzyknął, prostując się.
Dostojnym, pełnym satysfakcji krokiem podszedł do okna, czekając na swojego
służącego. -Spal to ścierwo i posprzątaj tutaj zanim wrócę - rozkazał, a młody
chłopak skłonił się posłusznie, obserwując jak jego pan opuszcza pomieszczenie.
~Pięć godzin później
-Dlaczego
mi to robisz? - zapytała, siedząc na brzegu jego łóżka i wpatrując się w jego
spokojną twarz, która powoli nabierała już koloru. Ruki wygonił Uruhe do domu,
aby ten wytrzeźwiał i się wyspał, a sam poszedł do bufetu. Ona jednak uparła
się, że zostanie przy Miyavi'm, nie chcąc aby nikogo przy nim nie było, gdy się
obudzi. -Jesteś głupi! Mam ochotę strzelić ci w pysk - warknęła, masując sobie
skronie. -Zacząłbyś w końcu używać tego swojego mózgu, Ishihara, bo zaczynasz
mnie irytować! Nie widzisz tego, że wszystkich ranisz? Nawet nie wiesz jak
Uruha cierpi! Biedny chłopak jest przekonany, że to jego wina, bo cię nie
upilnował. Kami-sama, Ishihara
wydoroślej w końcu! Zachowujesz się jak bachor, który chce mieć wszystko.
-Wreszcie... wreszcie mówisz tak... jak kiedyś. - Drgnęła,
słysząc ochrypnięty głos solisty. Rozszerzyła oczy, widząc jak podnosi powieki
i wpatruje się w nią z lekkim uśmiechem. -Urumi-chan... Zawsze mnie bawiło to... jak zirytowana prawiłaś mi morały.
-Debil! - warknęła ponownie, zmieniając swoje spojrzenie
na ostre. -Czy ty wiesz, co zrobiłeś?! Zdajesz sobie z tego sprawę?!
-Urumi-chan,
nie krzycz, to szpital. - Takanori wszedł do sali, niosąc w rękach tacę z
posiłkiem. Zerknął na pacjenta i uśmiechnął się lekko. -O... widzę, że nasz
niedoszły samobójca w końcu się obudził - zaszydził, kładąc tacę na szafce.
Takamasa uniósł się na łokciach, marszcząc brwi i rozglądając się po
pomieszczeniu.
-Szpital? Niedoszły samobójca? Takanori... o czym ty, do
cholery, mówisz? - Miyavi spojrzał na przyjaciela z wielkim znakiem zapytania
wypisanym w oczach.
[i] Sumida –
rzeka w Tokio
[ii]Inokashira
- to kompleks parkowy, rozciągający się przez dwa tokijskie miasta: Mitaka i
Musashino. Park posiada chram poświęcony bogini Benzaiten - bóstwu rozrywki i
mściwej miłości. Legenda bogini głosi, iż sprowadza ona nieszczęście na pary
błąkające się po parku. Zgodnie z tym przekazem tacy kochankowie mogą się
bardzo szybko rozstać. (informacje z wikipedii). PS: Ciekawa legenda ^ ^
[iii] St.
Luke's International Hospital – spróbujcie znaleźć jakiekolwiek informacje o
szpitalach w Tokio na jakiejś polskiej stronie. Nie da się! Q.Q To znalazłam na
angielskiej wikipedii. Informacje o ów szpitalu strasznie ograniczone, więc w
sumie wiem tylko tyle, że takowy istnieje w Tokio -.-. Nie lubię nie mieć
informacji o czymś o czym piszę ;/
[iv] ars
moriendi - sztuka umierania
[v] tytuł
piosenki GazettE
Do całego tego partu pasuje tylko jedyny komentarz:
OdpowiedzUsuńUczucie takie jak miłość jest cholernie pokręcone.
Sprawia wiele radości ale i wiele bólu
UsuńNie sądziłąm, ze to powiem, ale cieszę się, ze Ruki doszedł do siebie nareszcie ;).
OdpowiedzUsuńHikari zachowuje się jak typowy zazdrosny gimbus, że też Yuu tyle wytrzymuje xD. (tak btw., to bardzo sprytny zabieg z tą adnotacją do parku Inokashira :P)
Bardzo jestem ciekawa, kim jes owy tajmnieczy blondyn :3.
Mam nadzieję, że Urumi po tym incydencie trochę ociepli stosunki z Miyavim :c. Tak btw., to z Takashimy dobry przyjaciel, nie wiem sama, co bym zrobiła, gdybym była w jego sytuacji :C.
Czekam na następny rozdzial ♥
Widzisz? Jednak troszkę go lubisz xD
UsuńOj tam, Yuu jest po prostu szaleńczo zakochany :3 A Kari przejdzie takie zachowanie, może, kiedyś xD
Ty dobrze wiesz kim on jest, tylko tak mnie słuchasz xDD
Z Urumi dziwnie bywa, więc nic nie wiadomo xD A Uruha zachował się dobrze, mimo, że sam był w stanie upojenia :3 Jestem z niego dumna <3 xD
*różnie bywa
UsuńMoooooże, odrobinkę w Twoim opowiadaniu XD.
UsuńDziwię mu się, musi być cierpliwy chłopak hahah XD.
Oj, no musze stwarzać pozory, że nc nie wiem, nie widziałam, nie słyszałam XD.
Jestem dumna z Uruszki ♥
"Strasznie irytował go fakt, że Miyavi zaczął lamentować nad swoim losem jak jakiś stary piernik." Nie wiedzieć czemu, przeczytałam plemnik :D
OdpowiedzUsuńNo... ale nie spodziewałam się, że Miyavi będzie na tyle głupi, tudzież upity by szarpnąć się na swoje życie. Chociaż ten ostatni fragment... Czyżby był tak pijany, że nie wiedział co robi??
Po nim można się w sumie tego spodziewać.
Ehh, Aoi twierdzi, że sobie radzi, ale Vixen to niezwykle charakterna kobita. Nie będzie tak łatwo :D
Ten facet... kim on do diabła jest?! I co ma zamiar zrobić?! Mam przeczucie, że chce zaszkodzić Urumi, ale dlaczego?!?!!
Co do Miyavi'ego - pijani ludzie są dziwni i często nie podobni do swoich trzeźwych odsłon. A reszta wyjaśni się później :)
UsuńAoi ma ciężko, ale się nie poddaje :3
A prawdziwej tożsamości oraz intencji Psychicznego Blondyna jeszcze długo nie ujawnię ^ ^