poniedziałek, 6 października 2014

[10] Kwiat Przykazania

„Urodzony do bycia wolnym (na zawsze)
Urodzony do bycia wolnym (teraz i na zawsze)
Nikt nie może ukraść (ukraść wolności)
Naszego życia z dala (nie będą przerywać)
Urodzony do bycia wolnym (na zawsze)
Chcę być wolny (nie poddamy się)”
X-Japan -
„Born to be free"

                Niepewne, całkowicie zamglone i zdezorientowane spojrzenie brązowych oczu Takamasy wlepione było w sylwetkę jego byłej przyjaciółki. Stała ona teraz przy oknie, biodrem opierając się o parapet i popijając gorącą czekoladę. Takanori wyszedł, aby sprowadzić lekarza i tym samym zostawił wyjaśnienie całej sytuacji dziewczynie.
                W okienną szybę tłukły silne podmuchy powietrza. Śnieg sypał uparcie, zupełnie jakby postanowił otulić całe Tokio swoimi zimnymi ramionami. Stalowe chmury poruszały się mozolnie, sprawiając wrażenie zmęczonych i ospałych. Ludzie, zakrywając twarze rękoma lub jakąś teczką, spiesznie pędzili przed siebie, szukając jakiegokolwiek schronienia. Pobliskie kawiarnie, bary i restauracje pękały w szwach.
                Urumi odetchnęła z ulgą, że nie musiała cisnąć się w takich pomieszczeniach. Nienawidziła zbyt dużej ilości ludzi, zwłaszcza kompletnie jej nieznanych. Ironią losu było to, że mieszkała w prefekturze, w której gęstość zaludnienia wynosiła aż sześć tysięcy szesnaście osób na kilometr kwadratowy! Zazwyczaj jednak starała się unikać godzin szczytu – co było trudne ze względu na pracę i studia. Często poruszała się także tymi mniej użytkowanymi uliczkami, chociaż miejscami było to awykonalne. Mimo tego wielkiego, wiecznie spieszącego się tłumu Urumi kochała to miasto. Miało ono swój niezaprzeczalny urok i pociągającą, tajemniczą nutkę magii.
                Westchnęła głęboko, siadając na parapecie. Przeniosła wzrok na solistę, który nadal wpatrywał się w nią. Nie chcąc patrzeć mu w oczy, spojrzała na jego przedramiona owinięte białymi bandażami. Palce kurczowo zaciskał na cholernie białej pościeli. Ta czysta, niczym nieskalana biel oślepiała oczy i sprawiała, że robiło się jej słabo. Nienawidziła szpitali, zazwyczaj, aby ją zaciągnąć do takiego budynku, trzeba było posłużyć się bardzo wyrafinowanym szantażem. Sugizo stwierdził kiedyś, że jego bratanica cierpi na nosokomefobie – strach przed szpitalami. Była to fobia, która jednak nie miała znaczenia, gdy ktoś z bliskich Sato trafiał do tego piekielnego miejsca. Gotowa była przezwyciężyć ten uciążliwy strach i mimo nieustających zawrotów głowy, spędzić przy bliskiej osobie nawet kilka dni.
                Pokręciła głową, odganiając od siebie te natrętne myśl. Pierwsza złość minęła i teraz czuła tylko to, że została mocno zraniona. Zsunęła się z parapetu, podchodząc do łóżka. Ku wielkiemu zdziwieniu Miyavi'ego, usiadła obok niego, wyciągając rękę. Niepewny, patrząc na nią badawczym spojrzeniem, umieścił dłoń w jej dłoni. Poczuł dziwną ulgę, gdy palce brunetki zacisnęły się na jego ciele. Zachowywała się dziwnie, dlatego nadal nie tracił czujności.
-Nienawidzę cię - wyszeptała cichym, smutnym tonem głosu. Ishihara drgnął, wyczuwając w tonie jej głosu głębokie zranienie, które jednak nie miało w sobie nic z nienawiści. Pomimo że się zmieniła, nadal potrafił doskonale czytać pomiędzy jej wierszami. -Uruha zadzwonił do Takanori'ego, mówiąc mu aby przyjechał tutaj ze mną - zaczęła, przymykając powieki i zaciskając lewą dłoń na kubku. -Nie wiedzieliśmy o co chodziło... Gdy tutaj dotarliśmy, okazało się, że próbowałeś popełnić samobójstwo. - Poczuła jak solista drgnął, mocniej ściskając jej dłoń. -Uruha zatamował krwotok i wezwał pogotowie. Uratował ci życie. Obwinia się jednak o to, że cię nie dopilnował. Wygoniłam go do domu, aby wytrzeźwiał i się trochę przespał - zakończyła, upijając ostatni łyk czekolady. Odstawiła kubek i wzięła tacę z jedzeniem, którą ostrożnie ułożyła na udach bruneta.
-Nie pamiętam tego... - jęknął, tępo wpatrując się w miskę parującego ramen'u. -Wiem, że to kiepskie wytłumaczenie, ale... byłem pijany. - Zagryzł kolczyk, przeklinając cicho.
-Jedz - zaleciła, pocieszająco muskając ustami jego czoło. Spojrzał na nią zaskoczony, doskonale pamiętając, że czyniła taki gest zawsze, gdy był zmartwiony lub zasmucony. -Mam wrażenie, że... - przerwała, zauważywszy wchodzącego do sali Matsumoto i młodego lekarza.
-Witamy w świecie żywych, Ishihara-san. -Doktor posłał pacjentowi zmęczony, ale pełen dobrego humoru uśmiech. -Państwa proszę o opuszczenie szpitala, czas odwiedzin się skończył - dodał, podchodząc do leżącego.
-Przyjdę jutro, a ty... nic już nie kombinuj Ishihara. - Urumi posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, mówiące, że pokłady jej cierpliwości i uprzejmości, w stosunku do niego nieubłaganie się kończą. Takanori zmarszczył brwi, wyczuwając inną, mniej wrogą atmosferę.
-Urumi-chan. - Odwróciła głowę w kierunku Takamasy. -Arigato - szepnął. Kobieta skinęła głową, a Miyavi spostrzegł jak zmrużyła oczy i uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze robiła tak, gdy była z czegoś dumna lub gdy coś ją rozczuliło. Odwróciła się, podchodząc do Ruki'ego, który objął ją w tali i wyszli z pomieszczenia. Takamasa westchnął głucho, zauważywszy ten gest, tak samo jak zobaczył czułe, dziwne spojrzenie Matsumoto skierowane na brunetkę.

~W tym samym czasie

                 Oparta o ścianę, tępo wpatrywała się w sufit. Do jej uszu nadal dochodziły wzburzone głosy dziennikarzy, którzy niczym krwiopijcy, pragnęli wydusić z nich ostatnią kroplę krwi. Westchnęła, odchylając głowę i przymykając powieki. Nadmierna ilość pracy dawała jej znać na każdym kroku. Również dziś, w korytarzu prowadzącym do sali konferencyjnej, czuła jak ogarnia ją ogromne zmęczenie. Z trudem oderwała się od ściany, kierując się w stronę garderoby.
                Stanęła na progu pomieszczenia, z niedowierzaniem przypatrując się zaistniałej scenie. Na widok dwóch osób, namiętnie się całujących, odezwały się w niej ambiwalentne uczucia. Dziwiła się sobie, że do tej pory dosłownie nic nie zauważyła! Musiała przyznać, że świetnie się ukrywali.
-Oi Vixen - odezwał się szatyn, posyłając jej swój firmowy, szeroki uśmiech. Odsunął się od bruneta, który skinął jedynie głową, zasiadając na wygodnym fotelu. -Wybacz nam. - Zaśmiał się cicho. - I proszę, zachowaj dyskrecję - dodał, spoglądając na nią znacząco. Liderka Piekła skinęła głową, po czym opadła na kanapę.
-Od kiedy wy tak? - Uniosła brew, przenosząc wzrok na podłogę.
-Hmm... - Gackt przekrzywił głowę w bok i uśmiechnął się delikatnie. - Szczerze powiedziawszy nie pamiętam. A ty? - zapytał, patrząc na gitarzystę, który nonszalancko opierał się o komodę.
-Jeżeli pytasz o hmm... oficjalny związek to jakieś dwa lata i sześć miesięcy z drobnymi przerwami. - Sugizo wzruszył ramionami, a kącik jego ust uniósł się znacznie.
-Dwa lata?! - Vixen spojrzała na nich, nie kryjąc swojego zdziwienia. - Przecież jeszcze niedawno byłeś z Aiko...
-Byłem... Mieliśmy wtedy mały... kryzys. No co? - Yune z rozbawieniem zagryzł wargę.
-Urumi wie?
-Wie, wie. I jest zadowolona z takiego obrotu sytuacji. - Gitarzysta uśmiechnął się szeroko.
-Nic mi o tym nie mówiłeś - stwierdził w zamyśleniu Satoru, kładąc głową na dłoni.
-Zapomniałem. - Wzruszył ramionami. -A... Hikari. Arigato za pomoc. - Ukłonił się jej, posyłając pełen wdzięczności uśmiech.
-Proszę. W końcu to moja basistka. - Zaśmiała się cicho. -Zdziwił ich fakt, że masz bratanice. - Wywróciła oczami, prychając cicho. Sugizo roześmiał się głośno.
-Ich zdziwiłby nawet fakt, że piję słodzoną herbatę.

~Następny dzień, sala prób w PSC, godzina 18:28

                Ukłoniła się nisko, dziękując wszystkim, którzy pracowali przy próbie. Musiała przyznać, że jedenastogodzinna próba Piekła odniosła oczekiwane skutki. Jednak była tak męcząca, że wszyscy członkowie zespołu dosłownie słaniali się na nogach. GazettE, będące świadkiem tego okrutnego wydarzenia, wspólnie okrzyknęło Vixen sadystką gorszą niż Kai. Perkusista z trudem zniósł przekazanie swojego tytułu kobiecie, ale wolał siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Oberwanie w głowę gitarą albo statywem mogło skończyć się dla niego tragicznie.
                Przetarła palcami oczy, powoli wychodząc z gorącego pomieszczenia. Kątem oka zerknęła na zegarek i stwierdziła, że zdąży napić się przed przyjazdem metra. Tak więc skierowała się w stronę bogato zaopatrzonej kawiarenki, należącej bezpośrednio do wytwórni.
                Przeczesała palcami włosy, zauważywszy bruneta siedzącego przy stoliku pod oknem. Skupiony, pochylał się nad jakimś zeszytem, uważnie nanosząc poprawki.
                Podeszła bezszelestnie do stolika, po czym zasiadłszy naprzeciwko Yuu, przyglądała mu się uważnie. Czarne, długie włosy związał w niedbałego kucyka, a krótsze pasemka uroczo opadały na jego twarz. Co chwilę zaczesywał je do tyłu, jednak one uparcie wracały na swoje miejsce. Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc jak marszczył brwi, przysuwając długopis do wargi. Nagle wyraz jego twarzy znacznie się rozjaśnił, dopisał kilka słów, po czym westchnął z wyraźną ulgą.
-Tak... To będzie hit. - Zaśmiał się pod nosem, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu. Dłoń położył na karku, masując go lekko.
-Zapewne. - Drgnął, słysząc kobiecy, rozbawiony głos. Otworzywszy szeroko oczy, spojrzał na kobietę z niedowierzaniem.
-Kari-chan... - Uśmiechnął się szeroko. -Długo tak siedzisz? -zapytał zakłopotany. Liderka roześmiała się ponownie, pochylając się nad blatem.
-Lubię patrzeć jak tworzysz - wyznawszy to, uśmiechnęła się tajemniczo. Wstała z krzesła i odwróciła się z zamiarem opuszczenia kawiarenki.
-Kari-chan! - Yuu zerwał się do pozycji stojącej, łapiąc ją za nadgarstek. -Odwiozę cię.
-Nie trzeba - stwierdziła, czując dziwne dreszcze, jednak czekała aż brunet zapłaci i weźmie wszystkie swoje rzeczy.
-To było stwierdzenie. - Posłał jej łobuzerski uśmieszek, od którego rozbłysły mu oczy. - Widziałem twoją wczorajszą konferencje. Mistrzowsko sobie poradziłaś - zmienił temat.
-Przesadzasz - prychnęła.

~W tym samym czasie

                -Umieram - jęknęła, rzucając się na kanapę i wtuliwszy głowę w miękką poduszkę, zamruczała cicho. Takanori oparty o ścianę, obserwował jak dziewczyna kręci się na posłaniu, aby ponownie zamruczeć i rozluźnić wszystkie mięśnie. -Będę miała zakwasy... Vixen nie może być człowiekiem... Ona w ogóle nie wyglądała na zmęczoną! - warknęła, przeczesując palcami poplątane włosy.
-Pozory - stwierdził blondyn, podchodząc do kanapy. -Chcesz coś do picia? - zapytał, zaczesując jej włosy na bok.
-Pić? - uniosła brew. - Coś zimnego... A potem zimny prysznic...
-Jak sobie życzysz. - Uśmiechnął się rozbawiony. -Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną te kilka dni - dodał, patrząc na nią uważnie.
-Chyba. - Zaśmiała się, podnosząc się do pozycji siedzącej. -W sumie głupio mi, że siedzę ci tak na głowie...
-Daj spokój. - Machnął lekceważąco ręką. -Mieszkanie Sugizo nadal jest oblężone, ba! Po tej konferencji hien jest więcej... Moja mama i tak wróciła do domu, więc jestem tutaj sam.
-Wiem - jęknęła. -Jeszcze nie zaczęłam oficjalnie kariery jako basistka a już jest wokół mnie tyle szumu! - warknęła. - Jeżeli jednak wolisz, abym zniknęła to daj znać... Zawsze mogę przenocować u Gackt'o, tak jak Sugizo.
-Daj im trochę pobyć sam na sam. - Uśmiechnął się lekko, posyłając jej wymowne spojrzenie. -Oni mają własne potrzeby.
-Eetto... - zarumieniła się lekko, odwracając twarz w stronę okna. Ruki widząc jej zakłopotanie, zaśmiał się cicho. -Masz racje.
-Widzisz? - uniósł brew, pieszczotliwie czochrając jej włosy. Zauważywszy jej pełen oburzenia wzrok, uniósł dłonie w obronnym geście, po czym oddalił się w stronę kuchni.
-Wariat - wyszeptała, uśmiechając się delikatnie.

                Leżąc na brzuchu w sypialni Ruki'ego, twarz wtulała w jego poduszkę. Lekki uśmiech nie schodził z jej ust. Owa poduszka przesiąknięta była nieskazitelnym zapachem wokalisty, męskim, charakterystycznym dla jego osoby. Przez ostatnie kilka dni ten szalony, jednak wrażliwy blondyn, stał się dla niej bliską osobą, której zaufała.
                Westchnęła głęboko, przymykając oczy.
-Jakbyś czegoś potrzebowała to będę w salonie. - Drgnęła, słysząc jego głos. Uniosła się na łokciach, posyłając mu lekko zdezorientowane spojrzenie.
-Będziesz spał na kanapie? - Uniosła brew.
-Ossu. - Wzruszył ramionami. -Jakoś przeżyję.
-Nie ma mowy! - podniosła głos. - Słuchaj... Nie pozwolę na to, abyś przeze mnie spał na kanapie - mówiąc to zeszła z łóżka i stanęła naprzeciwko wokalisty. -To twoja sypialnia, jesteś zmęczony po próbie zespołu, więc śpisz na swoim łóżku, a ja prześpię się na kanapie.
-Jesteś bardziej zmęczona niż ja... - oparł się bokiem o framugę. - Poza tym gdybyś spała na kanapie, to uraziłabyś moją męską dumę - dodał poważnie.
-Męską dumę? No tak... - westchnąwszy, wywróciła oczyma. -Pójdźmy na kompromis.
-Oboje prześpimy się na kanapie? - zaśmiał się, marszcząc czoło.
-Prawie. Oboje śpijmy tutaj. W sumie... już raz ze sobą spaliśmy. Ej! - warknęła, widząc jak mężczyzna próbuje ukryć rozbawienie. -Bez żadnych podtekstów!
-Ja mam czyste myśli, to ty jesteś zboczona.
-Baka yaro - mruknęła do siebie, jednak w jej oczach dało się dostrzec czyste rozbawienie.

~Ten sam dzień, godzina 23:54, apartament w centrum Tokio

                 -Tak... Idealnie - zamruczał do siebie, a na jego usta wpełznął przepełniony ironią uśmiech. Oparty bokiem o szklaną ścianę apartamentu, wpatrywał się kątem oka w konferencje prasową. -Tak... Bądźcie zajęci sobą, moje kochane marionetki. Współgracie idealnie z doczepionymi do was sznureczkami, które mocno trzymam w dłoni. - Parsknął śmiechem. -Zajmujcie się swoimi drobnymi kłopotami, podczas gdy ja, pan życia i śmierci, będę tępił was od środka. O tak... - jęknął, przymykając powieki. -Przygotuję sobie najwspanialszą z możliwych kąpieli. Będę pływał w waszym cierpieniu, bólu a na końcu zanurzę się w waszej krwi. Mmmm... Utopia - zamruczał, przechadzając się po obszernym pokoju. Hałas tętniących życiem ulic docierał do jego uszu, nakręcając go jeszcze bardziej. Powoli zaczął rozpinać guziki swojej koszuli. -Chodź tu do mnie, moja wierna, zmanipulowana marionetko. Dziś znów udowodnię ci, że należysz tylko i wyłącznie do mnie... Uzależnisz się ode mnie... Nie będziesz mógł beze mnie żyć... - ironiczny uśmiech ani na chwilę nie chciał zniknąć z jego twarzy. Nadawał mu szaleńczego wyglądu, a iskierki niepoczytalności świeciły jasno w jego matowych oczach. -Chodź... Zaznaj rozkoszy, a potem wróć po więcej, mój Kwiecie Przykazania - powiedziawszy to, ściągnął koszulę, rzucając ją niedbale na podłogę. -Jesteś kolejnym punktem mojego idealnego planu, mojej idealnej zemsty. Mam nadzieję, mój Kwiecie, że będziesz cierpiał wystarczając mocno... Och! Jesteś marionetką, która przynosi mi wiele satysfakcji, ale... - przerwał swój monolog, słysząc pukanie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i zasiadł na łóżku, rozpinając pasek od spodni. Ironiczny wyraz twarzy zastąpiony został idealną maską szczęścia. -Proszę! - oparł się dłońmi za sobą, patrząc jak przez próg przechodzi doskonale znany mu brunet. -Czekałem na ciebie, Kai-chan...

~Dwa tygodnie przed koncertem SN, mieszkanie Ruki'ego, godzina 07:04

                -Urumi-chan... - szeptał Takanori, potrząsając delikatnie jej ramieniem. Dziewczyna zmarszczyła jedynie czoło, mrucząc coś niewyraźnie. -Wstawaj.
-Nie mam siły - jęknęła, powoli otwierając powieki. Leżała na brzuchu, dlatego musiała obrócić głowę, aby móc na niego spojrzeć. -Mój kark woła o pomstę do wszystkich japońskich bogów, nie wspominając już o kręgosłupie - wyznała, krzywiąc się i ponownie przymykając oczy. Matsumoto westchnął cicho, po czym okrakiem usiadł na jej biodrach. -Ej! - warknęła i zaczęła się szamotać. Ruki przytrzymał ją za ramiona.
-Spokojnie. Rozmasuję ci kark i kręgosłup. Znam się na tym. - Uśmiechnął się do siebie. Urumi znieruchomiała, propozycja masażu wydawała jej się zbyt kusząca, aby z niej zrezygnować. -Odpręż się - wyszeptał jej do ucha. Sato zamknęła oczy, próbując się rozluźnić. Było to nieco trudne zadanie.
                Dłonie Takanori'ego z wyczuciem uciskały jej ciało, miejscami było to bolesne doświadczenie, jednak w większość sprawiało niemałą ulgę. Każdy mięsień jej pleców zapragnął nagle dotyku jego rąk. Urumi leżała spokojnie, zrelaksowana, od czasu do czasu mrucząc cicho.
                Matsumoto doskonale słyszał każdy, nawet jej najcichszy pomruk. Za każdym razem uśmiechał się szeroko, zadowolony ze swoich umiejętności. Czuł się dziwnie, mając pod sobą kobiece, delikatne ciało, podatne na jego ruchy. Ciało, które wręcz rwało się, aby mógł je dotykać. Wiedział, że to zwykły masaż... Ale ta świadomość sprawiła, że po jego ciele przeszedł dreszcz.
                Urumi odwróciła się na plecy, gdy Ruki przerwał swoją czynność, jednak nadal z niej nie zszedł. Znaleźli się w dość dziwnej pozycji, która wydała im się cholernie odpowiednia. Ręce wokalisty samoczynnie powędrowały na nadgarstki brunetki, aby mógł przytrzymać je nad jej głową. Prawą dłoń zsunął na jej policzek i szyję. Patrząc jej prosto w oczy, pochylił się i musnął jej usta swoimi.
                Basistka drgnęła dość silnie, próbując wyrwać ręce, jednak uścisk Matsumoto był o wiele mocniejszy. Podniosła jednak głowę, wpijając się w jego usta z namiętnością o jakiej samej siebie nigdy by nie posądziła. Zaskoczony mężczyzna poluzował uścisk, więc korzystając z okazji uwolniła swoje dłonie, wplątując długie palce w blond włosy wokalisty.
                Czuł jak jego ciało drży, pragnąc jej dotyku, jej ciała. Od lat nie czuł czegoś tak intensywnego, tak wspaniałego. Na wpół zdezorientowany, na wpół oszołomiony tym uczuciem, rozchylił językiem jej wargi, aby móc pogłębić pocałunek. Dłonie nagle, bez jego wiedzy, znalazły się pod koszulką dziewczyny, gładząc jej płaski brzuch.
-Taka-chan... - jęknęła, gdy na moment oderwał się od jej ust. Zupełnie niespodziewanie znieruchomiał, wpatrując się w nią niedowierzającym wzrokiem. Zsunął się z jej ciała, po czym usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
-Gomene... Gomene... - wyszeptał.
-Takanori? - zapytała niepewnie, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Gomene...

                -Przestań! Taka-chan! To łaskocze! - zaśmiała się głośno, próbując zrzucić z siebie bruneta. Jednak on uparcie siedział na niej okrakiem, łaskocząc ją ptasim piórem. Jej śmiech dźwięczał w jego uszach, niczym najpiękniejsza melodia jaką kiedykolwiek słyszał. Jej piękne, zielone oczy spoglądały na niego z miłością, ciepłem i niezaprzeczalnym szczęściem. Piękne, długie brązowe włosy rozrzucone były na białej pościeli.
                Odłożył piórko, łapiąc w lewą dłoń jej nadgarstki, które przytrzymał nad jej głową.
-Aishiteru yo Reila-chan - wyszeptał, pochylając się nad nią i składając na jej ustach namiętny, wyrażający całą jego miłość, pocałunek.

                -Urumi... - wyszeptał, czując jej dłoń na swoim ramieniu. -Chcesz poznać genezę powstania piosenki Nakigahara i Reila? - zapytał cicho, podnosząc głowę i spoglądając na dziewczynę dziwnym, niewidzącym wzrokiem. Sato miała wrażenie jakby historia ta wyżerała go od środka. -Zacznę od tego, że Reila istniała naprawdę.
                Ruki odchylił głowę do tyłu, opierając się o ścianę i przymykając powieki. Jego oczy zaszły dziwną mgłą, a lewa dłoń kurczowo zacisnęła się na pościeli. Urumi cicho siedziała obok, wpatrując się w niego z ambiwalentnymi uczuciami. Miała wrażenie, że w tej chwili blondyn dosłownie cofnął się do przeszłości, że wspominał wszystko szczególnie dokładnie. I że sprawiało mu to straszliwy, niemal fizyczny ból. 
                Chciała powiedzieć coś pocieszającego, coś mądrego, ale nagle wszystkie słowa jakie znała wydały jej się cholernie nieodpowiednie. Spuściła głowę, wpatrując się w jego dłoń.
                -Wszystkim wydaje się, że popełniła samobójstwo. - Westchnął głęboko, uśmiechając się gorzko. Urumi podniosła głowę, spoglądając na jego pogrążoną w bólu twarz. -Wiesz co? Chyba wolałbym aby było tak naprawdę... 
-Czyli ona nie...? - brunetka zmarszczyła czoło, patrząc jak Takanori kręcił głową. Podniósł się z łóżka, po czym powoli podszedł do okna. Przez dłuższą chwilę milczał, lecz gdy wreszcie przemówił jego głos zabrzmiał dziwnie sucho.
-Nie, nie popełniła samobójstwa. Jednak to co ją... co nas spotkało... było gorsze.

                -Rei... la? - szepnął, zatrzymując się w pół kroku. Mięśnie nagle odmówiły mu współpracy, a oczy, te szeroko otwarte, wypełnione niedowierzaniem, brązowe oczy patrzyły tępo w jeden punkt, szukając zaprzeczenia. Przecież... -Masaka... masaka... - szepnął, w transie cofając się, dopóki nie przeszkodziła mu w tym ściana. Jednak spojrzenie nadal wlepione było w ten tragiczny obrazek, malujący się na tle jego białej, zmiętej pościeli. Piękne, zupełnie nagie ciało jego bogini wzbudziłoby podniecenie u każdego mężczyzny. Gdyby tylko nie pewien tak ważny „szczegół”.
-Takanori...

                -Najlepiej będzie jak zacznę od początku - stwierdził, opierając się tyłem o parapet. Splótł ręce na piersi i skierował swoje spojrzenie na Urumi. Miał nadzieję, że patrząc właśnie na nią, nie da zbytnio ponieść się fali bolesnych wspomnień. -Poznaliśmy się w drugiej klasie liceum. - Uśmiechnął się delikatnie.

                Yuji parsknął śmiechem, rzucając się na swojego kumpla z głośnym okrzykiem „Udało się! Udało!”. Zupełnie nie przejmując się tym, że to do niego niepodobne, objął zszokowanego Ruki'ego.
-Rozumiesz?! Rozumiesz?! Udało się nam Takanori! Naprawdę nam się udało! - wykrzyczał ponownie, potrząsając brunetem. Ruki nadal stał jak słup soli, wpatrując się w kumpla takim spojrzeniem jakby ten nagle stał się prawdziwym Shinigami.
-Pierdolisz?! - warknął nagle, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
-Nie! - Yuji parsknął głośnym, niepohamowanym śmiechem. -Mamy pierdolone szczęście!
-Yatta! - Ruki wydał z siebie głośny okrzyk szczęścia i uśmiechnął się szeroko, aby po chwili zacząć się śmiać. Cała klasa spojrzała na dwójkę radosnych przyjaciół jakby byli co najmniej naćpani.
-Urusai! - krzyk wychowawcy skutecznie ostudził wybuch śmiechu, jednak szerokie uśmiech na twarzach nierozłącznej dwójki, nie chciały zniknąć za żadne skarby świata. Matsumoto poczuł napływ nowej, silnej energii, jednak opadł na krzesło, nawet nie skupiając się na nauczycielu.
-Uwaga! Mamy w klasie nową uczennicę. Jest nią Matsuzawa Reila - słysząc te słowa, Ruki z czystej ciekawości spojrzał na Nową. Okazała się być nią ładna brązowowłosa Japonka o dziwnych, zielonych oczach. -A skoro Matsumoto-san i Kuroki-san mają dzisiaj tyle energii to oprowadzą cię po szkole. Zrozumiano? - Sensei posłał im stanowcze, wbijające w krzesło spojrzenie.
-Ossu! - odpowiedzieli chórem, po czym znów cicho się zaśmiali.

                -Okazało się, że była sąsiadką Yuji'ego. - Westchnął. -O dziwo była jedyną osobą z klasy, która nie uważała nas za pacjentów szpitala psychiatrycznego. - Wywrócił oczami, a na jego twarzy, dosłownie na sekundę, pojawił się uśmiech rozbawienia. -Ja oraz Yuji odstawaliśmy od społeczeństwa ubiorem i całkowicie wyluzowanymi postawami. To było dla nich zupełnie niezrozumiałe. - Skrzywił się, odpierając głowę o szybę i patrząc w sufit. -Dość szybko Reila zdobyła moje serce i to ze wzajemnością. Staliśmy się szczęśliwą, nierozłączną prawie parą. Byłem tak szczęśliwy, że nie potrafiłem dostrzec zagrożenia, które deptało mi po piętach. 

~W tym samym czasie

                Leżała w jego ramionach, wtulając głowę w jego obojczyk. Wdychając męski zapach ciała, uśmiechała się delikatnie. Dosiadając się do niego w kawiarni zupełnie nie spodziewała się tego, że sprawy obiorą taki tor. Jednak, o dziwo, była z tego cholernie zadowolona, a irracjonalny strach zepchnęła w otchłań podświadomości. 
                Westchnęła, gdy przejechał opuszkami palców po jej kręgosłupie. Kątem oka zauważyła delikatny uśmiech na jego twarzy, a światło błyszczało w jego oczach.
-Jeszcze ci mało? - zapytała, gdy przewrócił ją na plecy a sam znalazł się nad nią. Kosmyki czarnych włosów Aoi'ego łaskotały ją w twarz.
-Chyba zostanę seksoholikiem - stwierdził, śmiejąc się głośno. -Ale tylko i wyłącznie jeżeli chodzi o seks z tobą - sprostował szybko, rozbawiony jej groźnym spojrzeniem. -Lubię, gdy jesteś o mnie zazdrosna - wyznał, pochylając się nad nią.
-Pamiętaj, że zawsze mogę dać ci szlaban na seks - oznajmiła poważnie, patrząc mu prosto w oczy. Yuu cofnął się odrobinę, marszcząc brwi.
-Nie zrobisz mi tego. - Teatralnie chwycił się za serce.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś ze mną jedynie dla seksu? - Vixen uniosła się na łokciach, spoglądając na niego z taką powagą, że przeszła mu ochota na żarty.
-Kari-chan... - jęknął oburzony. -Uganiam się za tobą od trzech lat! Myślisz, że robiłem to tylko dlatego, że chciałem się z tobą przespać?! Do cholery, gdyby tak było to już dawno dałbym sobie spokój i znalazł jakąś dziewczynę chętną na szybki numerek! - warknął, siadając na łóżku i przecierając dłońmi twarz. -Kocham cię i dlatego nigdy nie odpuściłem. Możesz to w końcu zrozumieć?! - dodał, wstając z łóżka i kierując się w stronę łazienki.
~
                -Gdy dostaliśmy się na studia, postanowiliśmy zamieszkać razem. GazettE kwitło pomimo kilku niegroźnych upadków, mieliśmy pełne ręce roboty, ale ja zawsze znajdowałem czas dla Reili... - Pokręcił niedowierzająco głową. -Chłopaki śmiali się ze mnie, zyskałem nawet miano „Pantoflarza”, ale miałem to gdzieś. Byłem zakochany... A ona... A ona postąpiła tak okropnie. - Zamknął oczy.

                Oparty o cienką ścianę, miał wrażenie jakby cały świat nagle zawalił mu się prosto na głowę. Serce stanęło na moment, aby zacząć rozpaczliwie bić. Umysł jednak nadal próbował wytłumaczyć jakoś tę jednoznaczną sytuacje.
-Takanori. - Yuji podniósł się do pozycji siedzącej i mocno się przeciągnął. -Miałeś być jutro - dodał z wyrzutem, patrząc na przyjaciela cholernie spokojnie.

                -Yuji uwiódł ją, aby się na mnie odegrać - wyjawił, zaciskając mocno pięści. -Stwierdził: „Skoro ona zabrała mi ciebie, to ja zabiorę ci ją. Będziemy wtedy kwita.” - prychnął, czując jak ściska go w klatce piersiowej. -Wybaczyłem jej jednak... Wiedziałem, że to była również i jego wina. A ja tak cholernie mocną ją kochałem... - Westchnął niedowierzająco. 
                Urumi siedziała na łóżku niczym zaklęta. Każde jego słowo, każdy gest czy zmiana w wyraźnie jego twarzy, była dla niej tak wyraźna, że czuła jakby przechodziły przez nią jego emocje. Westchnęła cicho, zagryzając wargę.
-Miesiąc później okazało się, że... że Yuji będzie ojcem. - Drgnęła, słysząc to zdanie i spojrzała na niego ze zdziwieniem. -Nie opuściłem jej wtedy... Yuji zapadł się dosłownie pod ziemię... Rodzice Reili przestali się do niej odzywać, gdy tylko się wyprowadziła. Miała tylko mnie i starszego brata, który studiował wtedy w USA - przerwał, podchodząc do łóżka i siadając naprzeciwko kobiety. Spojrzał jej głęboko w oczy, po czym złapał ją za dłoń. -Wiesz jak umarła? - zapytał. Urumi była zdolna zaprzeczyć jedynie ruchem głowy. Mocno zacisnęła palce na jego dłoni. -Umarła wydając na świat śliczną córeczkę... Zdążyła poprosić mnie jedynie o to, aby zaopiekował się Małą. - Takanori przysunął się bliżej basistki, pozwalając sobie wtulić głowę w jej szyję. Gdy poczuł jak bawi się jego włosami, kontynuował. -Yumi to śliczna, energiczna i niezwykle optymistyczna dziewczynka. - Ruki ożywił się nieco, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Wymawiał imię dziewczynki z dziwną czułością. -W sierpniu skończy osiem lat. Musisz jednak wiedzieć o tym, że cała moja rodzina, łącznie z Yumi, jest święcie przekonana, że to ja jestem jej ojcem. - Zmarszczyła brwi, jednak czekała na dalsze wyjaśnienia. -W sumie... Czuję się jej ojcem, nie... ja nim jestem. Rozumiesz? 
-To wszystko jest takie... przytłaczające. - Westchnęła cicho, nadal przeczesując palcami jego włosy. - Gdzie jest teraz Yumi? - zapytała, marszcząc czoło.
-U mojej siostry. Tomoko pomagała mi od początku, chociaż nawet ona nie zna prawdy. Zajmuje się Yumi, gdy jestem w trasie lub gdy nagrywamy płyty, więc Mała spędza u niej większość czasu. - Wyczuła w jego głosie niezadowolenie z tego faktu. -Ale po koncercie z twoim zespołem mam pojechać do Tomoko, aby zabrać Małą tutaj.

~Trzynaście dni przed koncertem SN, Godzina 3:46, mieszkanie Ruki'ego

                Nie potrafiła zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykała powieki w jej uszach na nowo rozbrzmiewała opowieść Ruki'ego. Każdy, nawet najdrobniejszy szczegół został przez nią przeanalizowany. Wiedziała, że cholernie kochał Reile... Mała Yumi zupełnie jej nie przeszkadzała. Miała jednak świadomość, że w sercu Takanori'ego na pierwszym miejscu zawsze będzie matka dziecka, a to dziwnie bolało. Oparła się dłońmi o blat kredensu, przymykając oczy.
                -Nie chciałem abyś aż tak się tym przejęła. - Drgnęła, słysząc spokojny, jednak zaspany głos Takanori'ego. Zerknęła w jego stronę, widząc jedynie zarys sylwetki.
                Ruki, zupełnie nie przejmując się panującym tu mrokiem, skierował się w stronę kobiety. Stanął bezpośrednio za nią, kładąc prawą dłoń na jej nagim udzie, a lewą na brzuchu. Przyciągnął jej ciało do swojego, głowę opierając na jej ramieniu.
-Chcę abyś poznała Yumi - wyszeptał jej prosto do ucha, aby chwilę później musnąć ustami jej szyję. Doskonale czuł jak drgnęła. -Zapomnij o Reili... Ja też to zrobię. - Odwrócił ją przodem do siebie, jednak nadal nie wypuścił jej z objęć. -Zrozumiałem to dopiero dzisiaj... Jej nie ma... A ja nadal istnieje. - Posłał jej delikatny, czuł uśmiech, a jego oczy tylko na chwilę ujawniły smutek.
-Takanori... - szepnęła.
-Nie... proszę. Nic nie mów. - Uśmiechnął się szerzej, po czym musnął swoimi ustami jej. Urumi westchnęła cicho, mocno łapiąc go za ramiona.

~Ten sam dzień, godzina 06:36, mieszkanie Reity i Kai'a

                Cicho wsunął się do przedpokoju, czując jak zmęczenie powoli nad nim wygrywa. Pozostało jedynie rozebrać się, władować się pod zimny prysznic, wypić litr kawy i pójść do pracy.
                Praca... Ostatnio czuł się tak, jakby praca traciła dla niego znaczenie. A przecież muzyka była dla niego wszystkim! Tworzenie, granie z chłopakami to sens jego życia, to coś, co niejednokrotnie wyciągało go z dołka. A teraz najchętniej zaszyłby się w swoim pokoju i przespał całą zimę... Nie, najlepiej cały rok. Chociaż... Piękną perspektywą byłyby również długie wakacje u boku ukochanego.
                Zupełnie nie rozumiał o co chodziło Reicie i Aoi'emu. Niby się o niego martwili! O niego?! Przecież był liderem i o niego nie trzeba się martwić! Potrafił o siebie zadbać. Poza tym nikt nie będzie mu rozkazywał!
                Wszedł do kuchni i zmarszczył brwi, widząc Reitę siedzącego przy stole. Na blacie stały spokojnie dwa kubki gorącej kawy a jej zapach roznosił się w całym pomieszczeniu.
-Musimy pogadać Kai... Tak poważnie pogadać - oznajmił basista, wskazując mu miejsce naprzeciwko. Yutaka opadł na krzesło z głośnym westchnięciem.
-Teraz? - uniósł brew. -Jestem padnięty... Chciałem przespać się trochę przed próbą - jęknął, kładąc łokcie na stół.
-Ech... - blondyn wstał, podchodząc do perkusisty i kładąc dłoń na jego ramieniu. -Ale obiecaj mi, że porozmawiamy zaraz po próbie.
-Ossu! - uśmiechnął się pocieszająco. -Akira... Nie martw się o mnie, proszę - dodał, gdy Suzuki kierował się w stronę salonu. Basista przystanął i westchnął głęboko.
-Nie mogę Tanabe... Po prostu nie mogę - szepnął.
___________________________

Tym rozdziałem zakończyła się edycja :) Zostały mi tylko 4 strony tekstu, który kiedyś był rozdziałem, ale teraz zanim go opublikuję muszę napisać przynajmniej dwie notki.
Tak więc kolejne odcinki będą pojawiały się nieco później :) Postaram się publikować minimum dwa rozdziały na miesiąc.

Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Vixen jest cholernie ostra. Biedne to "Piekło"
    Coraz bardziej mi się nie podoba ten tajemniczy facet. Reita coś przeczuwa, oby udało się mu wyrwać leadera ze szpon tamtego gościa.
    Mam nadzieję, że Vix i Aoi będą w końcu razem.
    Ta historia o Reili jest bardzo smutna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Vixen mnie przeraża. Nazwa zespołu idealnie pasuje do tego, co im urządza :D
    Argggg, co to za gość?! I czego chce od Kaia?!
    Wyrwę mu jaja, jak go skrzywdzi.
    A Reirei mi w tym pomoże :D Ja to wiem :D
    Biedny Taka... najgorsze jest chyba to, że nie miał komu o tym powiedzieć. Wszystkie te emocje dusił w sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodziło w nazwie zespołu :D Specjalnie też używam polskiego tłumaczenia :)
      Aż mam ochotę umieścić Twoją postać, która skopałaby tyłek blondynowi :D
      Z tym się zgodzę, duszenie w sobie emocji często truje nam życie.

      Usuń
  3. Ej, nie skomentowałam jescze? :C.
    Ty, ja chcę rozdział szybko :C.
    Vixen to Akuma, nie znam dziewczyny, ale się jej boję XD. Chociaż laska potrafi zgasić niejednego ogiera XD.
    Ojojo, Ruks tatusiem :3. Smutna historia, ciekawe, czy będą tego jakieś konsekwencje XD.
    W sumie to BIEDNY KAI :C.
    CZEKAM NA ROZDZIALIK :C ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha "nie znam dziewczyny", "zgasi niejednego opiera" <- *leży i ryczy ze śmiechu* uwielbiam Cię :3
    Twój smutek i współczucie jest tak wielkie jak zasoby talerzy w domu Uruhy xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, Ciebie rozśmieszy nawet, gdy mówię "budyń", więc się nie dziwię, że już siedzisz w pampersie XD.
      No dla Kajutka to taki smutek, jak zasób butelek i kieliszków w domu Uruhy XD

      Usuń