„Urodzony
do bycia wolnym (na zawsze)
Urodzony
do bycia wolnym (teraz i na zawsze)
Nikt
nie może ukraść (ukraść wolności)
Naszego
życia z dala (nie będą przerywać)
Urodzony
do bycia wolnym (na zawsze)
Chcę
być wolny (nie poddamy się)”
X-Japan -
„Born to be free"
Niepewne, całkowicie
zamglone i zdezorientowane spojrzenie brązowych oczu Takamasy wlepione było w
sylwetkę jego byłej przyjaciółki. Stała ona teraz przy oknie, biodrem opierając
się o parapet i popijając gorącą czekoladę. Takanori wyszedł, aby sprowadzić
lekarza i tym samym zostawił wyjaśnienie całej sytuacji dziewczynie.
W
okienną szybę tłukły silne podmuchy powietrza. Śnieg sypał uparcie, zupełnie
jakby postanowił otulić całe Tokio swoimi zimnymi ramionami. Stalowe chmury
poruszały się mozolnie, sprawiając wrażenie zmęczonych i ospałych. Ludzie,
zakrywając twarze rękoma lub jakąś teczką, spiesznie pędzili przed siebie,
szukając jakiegokolwiek schronienia. Pobliskie kawiarnie, bary i restauracje
pękały w szwach.
Urumi
odetchnęła z ulgą, że nie musiała cisnąć się w takich pomieszczeniach.
Nienawidziła zbyt dużej ilości ludzi, zwłaszcza kompletnie jej nieznanych.
Ironią losu było to, że mieszkała w prefekturze, w której gęstość zaludnienia
wynosiła aż sześć tysięcy szesnaście osób na kilometr kwadratowy! Zazwyczaj
jednak starała się unikać godzin szczytu – co było trudne ze względu na pracę i
studia. Często poruszała się także tymi mniej użytkowanymi uliczkami, chociaż
miejscami było to awykonalne. Mimo tego wielkiego, wiecznie spieszącego się tłumu
Urumi kochała to miasto. Miało ono swój niezaprzeczalny urok i pociągającą,
tajemniczą nutkę magii.
Westchnęła
głęboko, siadając na parapecie. Przeniosła wzrok na solistę, który nadal
wpatrywał się w nią. Nie chcąc patrzeć mu w oczy, spojrzała na jego
przedramiona owinięte białymi bandażami. Palce kurczowo zaciskał na cholernie
białej pościeli. Ta czysta, niczym nieskalana biel oślepiała oczy i sprawiała,
że robiło się jej słabo. Nienawidziła szpitali, zazwyczaj, aby ją zaciągnąć do
takiego budynku, trzeba było posłużyć się bardzo wyrafinowanym szantażem.
Sugizo stwierdził kiedyś, że jego bratanica cierpi na nosokomefobie – strach
przed szpitalami. Była to fobia, która jednak nie miała znaczenia, gdy ktoś z
bliskich Sato trafiał do tego piekielnego miejsca. Gotowa była przezwyciężyć
ten uciążliwy strach i mimo nieustających zawrotów głowy, spędzić przy bliskiej
osobie nawet kilka dni.
Pokręciła
głową, odganiając od siebie te natrętne myśl. Pierwsza złość minęła i teraz
czuła tylko to, że została mocno zraniona. Zsunęła się z parapetu, podchodząc
do łóżka. Ku wielkiemu zdziwieniu Miyavi'ego, usiadła obok niego, wyciągając
rękę. Niepewny, patrząc na nią badawczym spojrzeniem, umieścił dłoń w jej
dłoni. Poczuł dziwną ulgę, gdy palce brunetki zacisnęły się na jego ciele.
Zachowywała się dziwnie, dlatego nadal nie tracił czujności.
-Nienawidzę cię - wyszeptała cichym, smutnym tonem głosu.
Ishihara drgnął, wyczuwając w tonie jej głosu głębokie zranienie, które jednak
nie miało w sobie nic z nienawiści. Pomimo że się zmieniła, nadal potrafił
doskonale czytać pomiędzy jej wierszami. -Uruha zadzwonił do Takanori'ego,
mówiąc mu aby przyjechał tutaj ze mną - zaczęła, przymykając powieki i
zaciskając lewą dłoń na kubku. -Nie wiedzieliśmy o co chodziło... Gdy tutaj dotarliśmy,
okazało się, że próbowałeś popełnić samobójstwo. - Poczuła jak solista drgnął,
mocniej ściskając jej dłoń. -Uruha zatamował krwotok i wezwał pogotowie.
Uratował ci życie. Obwinia się jednak o to, że cię nie dopilnował. Wygoniłam go
do domu, aby wytrzeźwiał i się trochę przespał - zakończyła, upijając ostatni
łyk czekolady. Odstawiła kubek i wzięła tacę z jedzeniem, którą ostrożnie
ułożyła na udach bruneta.
-Nie pamiętam tego... - jęknął, tępo wpatrując się w
miskę parującego ramen'u. -Wiem, że to kiepskie wytłumaczenie, ale... byłem
pijany. - Zagryzł kolczyk, przeklinając cicho.
-Jedz - zaleciła, pocieszająco muskając ustami jego
czoło. Spojrzał na nią zaskoczony, doskonale pamiętając, że czyniła taki gest
zawsze, gdy był zmartwiony lub zasmucony. -Mam wrażenie, że... - przerwała,
zauważywszy wchodzącego do sali Matsumoto i młodego lekarza.
-Witamy w świecie żywych, Ishihara-san. -Doktor posłał pacjentowi zmęczony, ale pełen dobrego humoru
uśmiech. -Państwa proszę o opuszczenie szpitala, czas odwiedzin się skończył -
dodał, podchodząc do leżącego.
-Przyjdę jutro, a ty... nic już nie kombinuj Ishihara. -
Urumi posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, mówiące, że pokłady jej cierpliwości
i uprzejmości, w stosunku do niego nieubłaganie się kończą. Takanori zmarszczył
brwi, wyczuwając inną, mniej wrogą atmosferę.
-Urumi-chan. -
Odwróciła głowę w kierunku Takamasy. -Arigato
- szepnął. Kobieta skinęła głową, a Miyavi spostrzegł jak zmrużyła oczy i
uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze robiła tak, gdy była z czegoś dumna lub gdy
coś ją rozczuliło. Odwróciła się, podchodząc do Ruki'ego, który objął ją w tali
i wyszli z pomieszczenia. Takamasa westchnął głucho, zauważywszy ten gest, tak
samo jak zobaczył czułe, dziwne spojrzenie Matsumoto skierowane na brunetkę.
~W tym samym czasie
Oparta o ścianę, tępo wpatrywała się w sufit.
Do jej uszu nadal dochodziły wzburzone głosy dziennikarzy, którzy niczym
krwiopijcy, pragnęli wydusić z nich ostatnią kroplę krwi. Westchnęła,
odchylając głowę i przymykając powieki. Nadmierna ilość pracy dawała jej znać
na każdym kroku. Również dziś, w korytarzu prowadzącym do sali konferencyjnej,
czuła jak ogarnia ją ogromne zmęczenie. Z trudem oderwała się od ściany,
kierując się w stronę garderoby.
Stanęła
na progu pomieszczenia, z niedowierzaniem przypatrując się zaistniałej scenie.
Na widok dwóch osób, namiętnie się całujących, odezwały się w niej ambiwalentne
uczucia. Dziwiła się sobie, że do tej pory dosłownie nic nie zauważyła! Musiała
przyznać, że świetnie się ukrywali.
-Oi Vixen -
odezwał się szatyn, posyłając jej swój firmowy, szeroki uśmiech. Odsunął się od
bruneta, który skinął jedynie głową, zasiadając na wygodnym fotelu. -Wybacz
nam. - Zaśmiał się cicho. - I proszę, zachowaj dyskrecję - dodał, spoglądając
na nią znacząco. Liderka Piekła skinęła
głową, po czym opadła na kanapę.
-Od kiedy wy tak? - Uniosła brew, przenosząc wzrok na
podłogę.
-Hmm... - Gackt przekrzywił głowę w bok i uśmiechnął się
delikatnie. - Szczerze powiedziawszy nie pamiętam. A ty? - zapytał, patrząc na
gitarzystę, który nonszalancko opierał się o komodę.
-Jeżeli pytasz o hmm... oficjalny związek to jakieś dwa lata
i sześć miesięcy z drobnymi przerwami. - Sugizo wzruszył ramionami, a kącik
jego ust uniósł się znacznie.
-Dwa lata?! - Vixen spojrzała na nich, nie kryjąc swojego
zdziwienia. - Przecież jeszcze niedawno byłeś z Aiko...
-Byłem... Mieliśmy wtedy mały... kryzys. No co? - Yune z
rozbawieniem zagryzł wargę.
-Urumi wie?
-Wie, wie. I jest zadowolona z takiego obrotu sytuacji. -
Gitarzysta uśmiechnął się szeroko.
-Nic mi o tym nie mówiłeś - stwierdził w zamyśleniu
Satoru, kładąc głową na dłoni.
-Zapomniałem. - Wzruszył ramionami. -A... Hikari. Arigato za pomoc. - Ukłonił się jej,
posyłając pełen wdzięczności uśmiech.
-Proszę. W końcu to moja basistka. - Zaśmiała się cicho.
-Zdziwił ich fakt, że masz bratanice. - Wywróciła oczami, prychając cicho.
Sugizo roześmiał się głośno.
-Ich zdziwiłby nawet fakt, że piję słodzoną herbatę.
~Następny dzień, sala prób w PSC, godzina
18:28
Ukłoniła
się nisko, dziękując wszystkim, którzy pracowali przy próbie. Musiała przyznać,
że jedenastogodzinna próba Piekła
odniosła oczekiwane skutki. Jednak była tak męcząca, że wszyscy członkowie
zespołu dosłownie słaniali się na nogach. GazettE,
będące świadkiem tego okrutnego wydarzenia, wspólnie okrzyknęło Vixen sadystką
gorszą niż Kai. Perkusista z trudem zniósł przekazanie swojego tytułu kobiecie,
ale wolał siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Oberwanie w głowę gitarą albo
statywem mogło skończyć się dla niego tragicznie.
Przetarła
palcami oczy, powoli wychodząc z gorącego pomieszczenia. Kątem oka zerknęła na
zegarek i stwierdziła, że zdąży napić się przed przyjazdem metra. Tak więc
skierowała się w stronę bogato zaopatrzonej kawiarenki, należącej bezpośrednio
do wytwórni.
Przeczesała
palcami włosy, zauważywszy bruneta siedzącego przy stoliku pod oknem. Skupiony,
pochylał się nad jakimś zeszytem, uważnie nanosząc poprawki.
Podeszła
bezszelestnie do stolika, po czym zasiadłszy naprzeciwko Yuu, przyglądała mu
się uważnie. Czarne, długie włosy związał w niedbałego kucyka, a krótsze
pasemka uroczo opadały na jego twarz. Co chwilę zaczesywał je do tyłu, jednak
one uparcie wracały na swoje miejsce. Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc jak
marszczył brwi, przysuwając długopis do wargi. Nagle wyraz jego twarzy znacznie
się rozjaśnił, dopisał kilka słów, po czym westchnął z wyraźną ulgą.
-Tak... To będzie hit. - Zaśmiał się pod nosem, zamykając
oczy i odchylając głowę do tyłu. Dłoń położył na karku, masując go lekko.
-Zapewne. - Drgnął, słysząc kobiecy, rozbawiony głos.
Otworzywszy szeroko oczy, spojrzał na kobietę z niedowierzaniem.
-Kari-chan... -
Uśmiechnął się szeroko. -Długo tak siedzisz? -zapytał zakłopotany. Liderka
roześmiała się ponownie, pochylając się nad blatem.
-Lubię patrzeć jak tworzysz - wyznawszy to, uśmiechnęła
się tajemniczo. Wstała z krzesła i odwróciła się z zamiarem opuszczenia
kawiarenki.
-Kari-chan! -
Yuu zerwał się do pozycji stojącej, łapiąc ją za nadgarstek. -Odwiozę cię.
-Nie trzeba - stwierdziła, czując dziwne dreszcze, jednak
czekała aż brunet zapłaci i weźmie wszystkie swoje rzeczy.
-To było stwierdzenie. - Posłał jej łobuzerski uśmieszek,
od którego rozbłysły mu oczy. - Widziałem twoją wczorajszą konferencje.
Mistrzowsko sobie poradziłaś - zmienił temat.
-Przesadzasz - prychnęła.
~W tym samym czasie
-Umieram
- jęknęła, rzucając się na kanapę i wtuliwszy głowę w miękką poduszkę,
zamruczała cicho. Takanori oparty o ścianę, obserwował jak dziewczyna kręci się
na posłaniu, aby ponownie zamruczeć i rozluźnić wszystkie mięśnie. -Będę miała
zakwasy... Vixen nie może być człowiekiem... Ona w ogóle nie wyglądała na
zmęczoną! - warknęła, przeczesując palcami poplątane włosy.
-Pozory - stwierdził blondyn, podchodząc do kanapy.
-Chcesz coś do picia? - zapytał, zaczesując jej włosy na bok.
-Pić? - uniosła brew. - Coś zimnego... A potem zimny
prysznic...
-Jak sobie życzysz. - Uśmiechnął się rozbawiony. -Mam
nadzieję, że wytrzymasz ze mną te kilka dni - dodał, patrząc na nią uważnie.
-Chyba. - Zaśmiała się, podnosząc się do pozycji
siedzącej. -W sumie głupio mi, że siedzę ci tak na głowie...
-Daj spokój. - Machnął lekceważąco ręką. -Mieszkanie
Sugizo nadal jest oblężone, ba! Po tej konferencji hien jest więcej... Moja
mama i tak wróciła do domu, więc jestem tutaj sam.
-Wiem - jęknęła. -Jeszcze nie zaczęłam oficjalnie kariery
jako basistka a już jest wokół mnie tyle szumu! - warknęła. - Jeżeli jednak
wolisz, abym zniknęła to daj znać... Zawsze mogę przenocować u Gackt'o, tak jak
Sugizo.
-Daj im trochę pobyć sam na sam. - Uśmiechnął się lekko,
posyłając jej wymowne spojrzenie. -Oni mają własne potrzeby.
-Eetto... -
zarumieniła się lekko, odwracając twarz w stronę okna. Ruki widząc jej
zakłopotanie, zaśmiał się cicho. -Masz racje.
-Widzisz? - uniósł brew, pieszczotliwie czochrając jej
włosy. Zauważywszy jej pełen oburzenia wzrok, uniósł dłonie w obronnym geście,
po czym oddalił się w stronę kuchni.
-Wariat - wyszeptała, uśmiechając się delikatnie.
Leżąc
na brzuchu w sypialni Ruki'ego, twarz wtulała w jego poduszkę. Lekki uśmiech
nie schodził z jej ust. Owa poduszka przesiąknięta była nieskazitelnym zapachem
wokalisty, męskim, charakterystycznym dla jego osoby. Przez ostatnie kilka dni
ten szalony, jednak wrażliwy blondyn, stał się dla niej bliską osobą, której
zaufała.
Westchnęła
głęboko, przymykając oczy.
-Jakbyś czegoś potrzebowała to będę w salonie. - Drgnęła,
słysząc jego głos. Uniosła się na łokciach, posyłając mu lekko zdezorientowane
spojrzenie.
-Będziesz spał na kanapie? - Uniosła brew.
-Ossu. - Wzruszył
ramionami. -Jakoś przeżyję.
-Nie ma mowy! - podniosła głos. - Słuchaj... Nie pozwolę
na to, abyś przeze mnie spał na kanapie - mówiąc to zeszła z łóżka i stanęła
naprzeciwko wokalisty. -To twoja sypialnia, jesteś zmęczony po próbie zespołu,
więc śpisz na swoim łóżku, a ja prześpię się na kanapie.
-Jesteś bardziej zmęczona niż ja... - oparł się bokiem o
framugę. - Poza tym gdybyś spała na kanapie, to uraziłabyś moją męską dumę -
dodał poważnie.
-Męską dumę? No tak... - westchnąwszy, wywróciła oczyma.
-Pójdźmy na kompromis.
-Oboje prześpimy się na kanapie? - zaśmiał się, marszcząc
czoło.
-Prawie. Oboje śpijmy tutaj. W sumie... już raz ze sobą
spaliśmy. Ej! - warknęła, widząc jak mężczyzna próbuje ukryć rozbawienie. -Bez
żadnych podtekstów!
-Ja mam czyste myśli, to ty jesteś zboczona.
-Baka yaro -
mruknęła do siebie, jednak w jej oczach dało się dostrzec czyste rozbawienie.
~Ten sam dzień, godzina 23:54, apartament w
centrum Tokio
-Tak...
Idealnie - zamruczał do siebie, a na jego usta wpełznął przepełniony ironią
uśmiech. Oparty bokiem o szklaną ścianę apartamentu, wpatrywał się kątem oka w
konferencje prasową. -Tak... Bądźcie
zajęci sobą, moje kochane marionetki. Współgracie idealnie z doczepionymi do
was sznureczkami, które mocno trzymam w dłoni. - Parsknął śmiechem. -Zajmujcie się swoimi drobnymi kłopotami,
podczas gdy ja, pan życia i śmierci, będę tępił was od środka. O tak... -
jęknął, przymykając powieki. -Przygotuję
sobie najwspanialszą z możliwych kąpieli. Będę pływał w waszym cierpieniu, bólu
a na końcu zanurzę się w waszej krwi. Mmmm... Utopia - zamruczał,
przechadzając się po obszernym pokoju. Hałas tętniących życiem ulic docierał do
jego uszu, nakręcając go jeszcze bardziej. Powoli zaczął rozpinać guziki swojej
koszuli. -Chodź tu do mnie, moja wierna,
zmanipulowana marionetko. Dziś znów udowodnię ci, że należysz tylko i wyłącznie
do mnie... Uzależnisz się ode mnie... Nie będziesz mógł beze mnie żyć... -
ironiczny uśmiech ani na chwilę nie chciał zniknąć z jego twarzy. Nadawał mu
szaleńczego wyglądu, a iskierki niepoczytalności świeciły jasno w jego matowych
oczach. -Chodź... Zaznaj rozkoszy, a
potem wróć po więcej, mój Kwiecie Przykazania - powiedziawszy to, ściągnął
koszulę, rzucając ją niedbale na podłogę. -Jesteś
kolejnym punktem mojego idealnego planu, mojej idealnej zemsty. Mam nadzieję,
mój Kwiecie, że będziesz cierpiał wystarczając mocno... Och! Jesteś marionetką,
która przynosi mi wiele satysfakcji, ale... - przerwał swój monolog,
słysząc pukanie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i zasiadł na łóżku, rozpinając
pasek od spodni. Ironiczny wyraz twarzy zastąpiony został idealną maską
szczęścia. -Proszę! - oparł się dłońmi za sobą, patrząc jak przez próg
przechodzi doskonale znany mu brunet. -Czekałem na ciebie, Kai-chan...
~Dwa tygodnie przed koncertem SN, mieszkanie
Ruki'ego, godzina 07:04
-Urumi-chan...
- szeptał Takanori, potrząsając delikatnie jej ramieniem. Dziewczyna
zmarszczyła jedynie czoło, mrucząc coś niewyraźnie. -Wstawaj.
-Nie mam siły - jęknęła, powoli otwierając powieki.
Leżała na brzuchu, dlatego musiała obrócić głowę, aby móc na niego spojrzeć.
-Mój kark woła o pomstę do wszystkich japońskich bogów, nie wspominając już o
kręgosłupie - wyznała, krzywiąc się i ponownie przymykając oczy. Matsumoto
westchnął cicho, po czym okrakiem usiadł na jej biodrach. -Ej! - warknęła i
zaczęła się szamotać. Ruki przytrzymał ją za ramiona.
-Spokojnie. Rozmasuję ci kark i kręgosłup. Znam się na
tym. - Uśmiechnął się do siebie. Urumi znieruchomiała, propozycja masażu
wydawała jej się zbyt kusząca, aby z niej zrezygnować. -Odpręż się - wyszeptał
jej do ucha. Sato zamknęła oczy, próbując się rozluźnić. Było to nieco trudne
zadanie.
Dłonie
Takanori'ego z wyczuciem uciskały jej ciało, miejscami było to bolesne
doświadczenie, jednak w większość sprawiało niemałą ulgę. Każdy mięsień jej
pleców zapragnął nagle dotyku jego rąk. Urumi leżała spokojnie, zrelaksowana,
od czasu do czasu mrucząc cicho.
Matsumoto
doskonale słyszał każdy, nawet jej najcichszy pomruk. Za każdym razem uśmiechał
się szeroko, zadowolony ze swoich umiejętności. Czuł się dziwnie, mając pod
sobą kobiece, delikatne ciało, podatne na jego ruchy. Ciało, które wręcz rwało
się, aby mógł je dotykać. Wiedział, że to zwykły masaż... Ale ta świadomość
sprawiła, że po jego ciele przeszedł dreszcz.
Urumi
odwróciła się na plecy, gdy Ruki przerwał swoją czynność, jednak nadal z niej
nie zszedł. Znaleźli się w dość dziwnej pozycji, która wydała im się cholernie
odpowiednia. Ręce wokalisty samoczynnie powędrowały na nadgarstki brunetki, aby
mógł przytrzymać je nad jej głową. Prawą dłoń zsunął na jej policzek i szyję.
Patrząc jej prosto w oczy, pochylił się i musnął jej usta swoimi.
Basistka
drgnęła dość silnie, próbując wyrwać ręce, jednak uścisk Matsumoto był o wiele
mocniejszy. Podniosła jednak głowę, wpijając się w jego usta z namiętnością o jakiej
samej siebie nigdy by nie posądziła. Zaskoczony mężczyzna poluzował uścisk,
więc korzystając z okazji uwolniła swoje dłonie, wplątując długie palce w blond
włosy wokalisty.
Czuł
jak jego ciało drży, pragnąc jej dotyku, jej ciała. Od lat nie czuł czegoś tak
intensywnego, tak wspaniałego. Na wpół zdezorientowany, na wpół oszołomiony tym
uczuciem, rozchylił językiem jej wargi, aby móc pogłębić pocałunek. Dłonie
nagle, bez jego wiedzy, znalazły się pod koszulką dziewczyny, gładząc jej
płaski brzuch.
-Taka-chan... -
jęknęła, gdy na moment oderwał się od jej ust. Zupełnie niespodziewanie
znieruchomiał, wpatrując się w nią niedowierzającym wzrokiem. Zsunął się z jej
ciała, po czym usiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
-Gomene... Gomene... - wyszeptał.
-Takanori? - zapytała niepewnie, podnosząc się do pozycji
siedzącej.
-Gomene...
-Przestań! Taka-chan! To
łaskocze! - zaśmiała się głośno, próbując zrzucić z siebie bruneta. Jednak on
uparcie siedział na niej okrakiem, łaskocząc ją ptasim piórem. Jej śmiech
dźwięczał w jego uszach, niczym najpiękniejsza melodia jaką kiedykolwiek
słyszał. Jej piękne, zielone oczy spoglądały na niego z miłością, ciepłem i
niezaprzeczalnym szczęściem. Piękne, długie brązowe włosy rozrzucone były na
białej pościeli.
Odłożył piórko, łapiąc w lewą
dłoń jej nadgarstki, które przytrzymał nad jej głową.
-Aishiteru yo
Reila-chan - wyszeptał, pochylając się nad nią i składając na jej ustach
namiętny, wyrażający całą jego miłość, pocałunek.
-Urumi...
- wyszeptał, czując jej dłoń na swoim ramieniu. -Chcesz poznać genezę powstania
piosenki Nakigahara i Reila? - zapytał cicho, podnosząc głowę
i spoglądając na dziewczynę dziwnym, niewidzącym wzrokiem. Sato miała wrażenie
jakby historia ta wyżerała go od środka. -Zacznę od tego, że Reila istniała
naprawdę.
Ruki
odchylił głowę do tyłu, opierając się o ścianę i przymykając powieki. Jego oczy
zaszły dziwną mgłą, a lewa dłoń kurczowo zacisnęła się na pościeli. Urumi cicho
siedziała obok, wpatrując się w niego z ambiwalentnymi uczuciami. Miała
wrażenie, że w tej chwili blondyn dosłownie cofnął się do przeszłości, że
wspominał wszystko szczególnie dokładnie. I że sprawiało mu to straszliwy,
niemal fizyczny ból.
Chciała
powiedzieć coś pocieszającego, coś mądrego, ale nagle wszystkie słowa jakie
znała wydały jej się cholernie nieodpowiednie. Spuściła głowę, wpatrując się w
jego dłoń.
-Wszystkim
wydaje się, że popełniła samobójstwo. - Westchnął głęboko, uśmiechając się
gorzko. Urumi podniosła głowę, spoglądając na jego pogrążoną w bólu twarz.
-Wiesz co? Chyba wolałbym aby było tak naprawdę...
-Czyli ona nie...? - brunetka zmarszczyła czoło, patrząc
jak Takanori kręcił głową. Podniósł się z łóżka, po czym powoli podszedł do
okna. Przez dłuższą chwilę milczał, lecz gdy wreszcie przemówił jego głos
zabrzmiał dziwnie sucho.
-Nie, nie popełniła samobójstwa. Jednak to co ją... co
nas spotkało... było gorsze.
-Rei... la? - szepnął,
zatrzymując się w pół kroku. Mięśnie nagle odmówiły mu współpracy, a oczy, te
szeroko otwarte, wypełnione niedowierzaniem, brązowe oczy patrzyły tępo w jeden
punkt, szukając zaprzeczenia. Przecież... -Masaka... masaka... - szepnął, w
transie cofając się, dopóki nie przeszkodziła mu w tym ściana. Jednak
spojrzenie nadal wlepione było w ten tragiczny obrazek, malujący się na tle
jego białej, zmiętej pościeli. Piękne, zupełnie nagie ciało jego bogini
wzbudziłoby podniecenie u każdego mężczyzny. Gdyby tylko nie pewien tak ważny
„szczegół”.
-Takanori...
-Najlepiej
będzie jak zacznę od początku - stwierdził, opierając się tyłem o parapet.
Splótł ręce na piersi i skierował swoje spojrzenie na Urumi. Miał nadzieję, że
patrząc właśnie na nią, nie da zbytnio ponieść się fali bolesnych wspomnień.
-Poznaliśmy się w drugiej klasie liceum. - Uśmiechnął się delikatnie.
Yuji parsknął śmiechem, rzucając
się na swojego kumpla z głośnym okrzykiem „Udało się! Udało!”. Zupełnie nie
przejmując się tym, że to do niego niepodobne, objął zszokowanego Ruki'ego.
-Rozumiesz?!
Rozumiesz?! Udało się nam Takanori! Naprawdę nam się udało! - wykrzyczał
ponownie, potrząsając brunetem. Ruki nadal stał jak słup soli, wpatrując się w
kumpla takim spojrzeniem jakby ten nagle stał się prawdziwym Shinigami.
-Pierdolisz?! -
warknął nagle, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
-Nie! - Yuji
parsknął głośnym, niepohamowanym śmiechem. -Mamy pierdolone szczęście!
-Yatta! - Ruki
wydał z siebie głośny okrzyk szczęścia i uśmiechnął się szeroko, aby po chwili
zacząć się śmiać. Cała klasa spojrzała na dwójkę radosnych przyjaciół jakby
byli co najmniej naćpani.
-Urusai! - krzyk
wychowawcy skutecznie ostudził wybuch śmiechu, jednak szerokie uśmiech na
twarzach nierozłącznej dwójki, nie chciały zniknąć za żadne skarby świata.
Matsumoto poczuł napływ nowej, silnej energii, jednak opadł na krzesło, nawet
nie skupiając się na nauczycielu.
-Uwaga! Mamy w
klasie nową uczennicę. Jest nią Matsuzawa Reila - słysząc te słowa, Ruki z
czystej ciekawości spojrzał na Nową. Okazała się być nią ładna brązowowłosa
Japonka o dziwnych, zielonych oczach. -A skoro Matsumoto-san i Kuroki-san mają
dzisiaj tyle energii to oprowadzą cię po szkole. Zrozumiano? - Sensei posłał im
stanowcze, wbijające w krzesło spojrzenie.
-Ossu! -
odpowiedzieli chórem, po czym znów cicho się zaśmiali.
-Okazało
się, że była sąsiadką Yuji'ego. - Westchnął. -O dziwo była jedyną osobą z
klasy, która nie uważała nas za pacjentów szpitala psychiatrycznego. - Wywrócił
oczami, a na jego twarzy, dosłownie na sekundę, pojawił się uśmiech
rozbawienia. -Ja oraz Yuji odstawaliśmy od społeczeństwa ubiorem i całkowicie
wyluzowanymi postawami. To było dla nich zupełnie niezrozumiałe. - Skrzywił
się, odpierając głowę o szybę i patrząc w sufit. -Dość szybko Reila zdobyła
moje serce i to ze wzajemnością. Staliśmy się szczęśliwą, nierozłączną prawie
parą. Byłem tak szczęśliwy, że nie potrafiłem dostrzec zagrożenia, które
deptało mi po piętach.
~W tym samym czasie
Leżała
w jego ramionach, wtulając głowę w jego obojczyk. Wdychając męski zapach ciała,
uśmiechała się delikatnie. Dosiadając się do niego w kawiarni zupełnie nie
spodziewała się tego, że sprawy obiorą taki tor. Jednak, o dziwo, była z tego
cholernie zadowolona, a irracjonalny strach zepchnęła w otchłań
podświadomości.
Westchnęła,
gdy przejechał opuszkami palców po jej kręgosłupie. Kątem oka zauważyła
delikatny uśmiech na jego twarzy, a światło błyszczało w jego oczach.
-Jeszcze ci mało? - zapytała, gdy przewrócił ją na plecy
a sam znalazł się nad nią. Kosmyki czarnych włosów Aoi'ego łaskotały ją w
twarz.
-Chyba zostanę seksoholikiem - stwierdził, śmiejąc się
głośno. -Ale tylko i wyłącznie jeżeli chodzi o seks z tobą - sprostował szybko,
rozbawiony jej groźnym spojrzeniem. -Lubię, gdy jesteś o mnie zazdrosna -
wyznał, pochylając się nad nią.
-Pamiętaj, że zawsze mogę dać ci szlaban na seks -
oznajmiła poważnie, patrząc mu prosto w oczy. Yuu cofnął się odrobinę,
marszcząc brwi.
-Nie zrobisz mi tego. - Teatralnie chwycił się za serce.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś ze mną jedynie
dla seksu? - Vixen uniosła się na łokciach, spoglądając na niego z taką powagą,
że przeszła mu ochota na żarty.
-Kari-chan... -
jęknął oburzony. -Uganiam się za tobą od trzech lat! Myślisz, że robiłem to
tylko dlatego, że chciałem się z tobą przespać?! Do cholery, gdyby tak było to
już dawno dałbym sobie spokój i znalazł jakąś dziewczynę chętną na szybki
numerek! - warknął, siadając na łóżku i przecierając dłońmi twarz. -Kocham cię
i dlatego nigdy nie odpuściłem. Możesz to w końcu zrozumieć?! - dodał, wstając
z łóżka i kierując się w stronę łazienki.
~
-Gdy
dostaliśmy się na studia, postanowiliśmy zamieszkać razem. GazettE kwitło pomimo kilku niegroźnych upadków, mieliśmy pełne
ręce roboty, ale ja zawsze znajdowałem czas dla Reili... - Pokręcił
niedowierzająco głową. -Chłopaki śmiali się ze mnie, zyskałem nawet miano
„Pantoflarza”, ale miałem to gdzieś. Byłem zakochany... A ona... A ona
postąpiła tak okropnie. - Zamknął oczy.
Oparty o cienką ścianę, miał
wrażenie jakby cały świat nagle zawalił mu się prosto na głowę. Serce stanęło
na moment, aby zacząć rozpaczliwie bić. Umysł jednak nadal próbował wytłumaczyć
jakoś tę jednoznaczną sytuacje.
-Takanori. - Yuji
podniósł się do pozycji siedzącej i mocno się przeciągnął. -Miałeś być jutro -
dodał z wyrzutem, patrząc na przyjaciela cholernie spokojnie.
-Yuji
uwiódł ją, aby się na mnie odegrać - wyjawił, zaciskając mocno pięści.
-Stwierdził: „Skoro ona zabrała mi ciebie, to ja zabiorę ci ją. Będziemy wtedy
kwita.” - prychnął, czując jak ściska go w klatce piersiowej. -Wybaczyłem jej
jednak... Wiedziałem, że to była również i jego wina. A ja tak cholernie mocną
ją kochałem... - Westchnął niedowierzająco.
Urumi
siedziała na łóżku niczym zaklęta. Każde jego słowo, każdy gest czy zmiana w
wyraźnie jego twarzy, była dla niej tak wyraźna, że czuła jakby przechodziły
przez nią jego emocje. Westchnęła cicho, zagryzając wargę.
-Miesiąc później okazało się, że... że Yuji będzie ojcem.
- Drgnęła, słysząc to zdanie i spojrzała na niego ze zdziwieniem. -Nie
opuściłem jej wtedy... Yuji zapadł się dosłownie pod ziemię... Rodzice Reili
przestali się do niej odzywać, gdy tylko się wyprowadziła. Miała tylko mnie i
starszego brata, który studiował wtedy w USA - przerwał, podchodząc do łóżka i
siadając naprzeciwko kobiety. Spojrzał jej głęboko w oczy, po czym złapał ją za
dłoń. -Wiesz jak umarła? - zapytał. Urumi była zdolna zaprzeczyć jedynie ruchem
głowy. Mocno zacisnęła palce na jego dłoni. -Umarła wydając na świat śliczną
córeczkę... Zdążyła poprosić mnie jedynie o to, aby zaopiekował się Małą. -
Takanori przysunął się bliżej basistki, pozwalając sobie wtulić głowę w jej
szyję. Gdy poczuł jak bawi się jego włosami, kontynuował. -Yumi to śliczna,
energiczna i niezwykle optymistyczna dziewczynka. - Ruki ożywił się nieco, a na
jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Wymawiał imię dziewczynki z dziwną
czułością. -W sierpniu skończy osiem lat. Musisz jednak wiedzieć o tym, że cała
moja rodzina, łącznie z Yumi, jest święcie przekonana, że to ja jestem jej
ojcem. - Zmarszczyła brwi, jednak czekała na dalsze wyjaśnienia. -W sumie...
Czuję się jej ojcem, nie... ja nim jestem. Rozumiesz?
-To wszystko jest takie... przytłaczające. - Westchnęła
cicho, nadal przeczesując palcami jego włosy. - Gdzie jest teraz Yumi? -
zapytała, marszcząc czoło.
-U mojej siostry. Tomoko pomagała mi od początku, chociaż
nawet ona nie zna prawdy. Zajmuje się Yumi, gdy jestem w trasie lub gdy
nagrywamy płyty, więc Mała spędza u niej większość czasu. - Wyczuła w jego
głosie niezadowolenie z tego faktu. -Ale po koncercie z twoim zespołem mam
pojechać do Tomoko, aby zabrać Małą tutaj.
~Trzynaście dni przed koncertem SN, Godzina
3:46, mieszkanie Ruki'ego
Nie
potrafiła zasnąć. Za każdym razem, gdy zamykała powieki w jej uszach na nowo
rozbrzmiewała opowieść Ruki'ego. Każdy, nawet najdrobniejszy szczegół został
przez nią przeanalizowany. Wiedziała, że cholernie kochał Reile... Mała Yumi
zupełnie jej nie przeszkadzała. Miała jednak świadomość, że w sercu
Takanori'ego na pierwszym miejscu zawsze będzie matka dziecka, a to dziwnie
bolało. Oparła się dłońmi o blat kredensu, przymykając oczy.
-Nie
chciałem abyś aż tak się tym przejęła. - Drgnęła, słysząc spokojny, jednak
zaspany głos Takanori'ego. Zerknęła w jego stronę, widząc jedynie zarys
sylwetki.
Ruki,
zupełnie nie przejmując się panującym tu mrokiem, skierował się w stronę
kobiety. Stanął bezpośrednio za nią, kładąc prawą dłoń na jej nagim udzie, a
lewą na brzuchu. Przyciągnął jej ciało do swojego, głowę opierając na jej
ramieniu.
-Chcę abyś poznała Yumi - wyszeptał jej prosto do ucha,
aby chwilę później musnąć ustami jej szyję. Doskonale czuł jak drgnęła.
-Zapomnij o Reili... Ja też to zrobię. - Odwrócił ją przodem do siebie, jednak
nadal nie wypuścił jej z objęć. -Zrozumiałem to dopiero dzisiaj... Jej nie
ma... A ja nadal istnieje. - Posłał jej delikatny, czuł uśmiech, a jego oczy
tylko na chwilę ujawniły smutek.
-Takanori... - szepnęła.
-Nie... proszę. Nic nie mów. - Uśmiechnął się szerzej, po
czym musnął swoimi ustami jej. Urumi westchnęła cicho, mocno łapiąc go za
ramiona.
~Ten sam dzień, godzina 06:36, mieszkanie
Reity i Kai'a
Cicho
wsunął się do przedpokoju, czując jak zmęczenie powoli nad nim wygrywa.
Pozostało jedynie rozebrać się, władować się pod zimny prysznic, wypić litr
kawy i pójść do pracy.
Praca...
Ostatnio czuł się tak, jakby praca traciła dla niego znaczenie. A przecież
muzyka była dla niego wszystkim! Tworzenie, granie z chłopakami to sens jego
życia, to coś, co niejednokrotnie wyciągało go z dołka. A teraz najchętniej
zaszyłby się w swoim pokoju i przespał całą zimę... Nie, najlepiej cały rok.
Chociaż... Piękną perspektywą byłyby również długie wakacje u boku ukochanego.
Zupełnie
nie rozumiał o co chodziło Reicie i Aoi'emu. Niby się o niego martwili! O niego?!
Przecież był liderem i o niego nie trzeba się martwić! Potrafił o siebie
zadbać. Poza tym nikt nie będzie mu rozkazywał!
Wszedł
do kuchni i zmarszczył brwi, widząc Reitę siedzącego przy stole. Na blacie
stały spokojnie dwa kubki gorącej kawy a jej zapach roznosił się w całym
pomieszczeniu.
-Musimy pogadać Kai... Tak poważnie pogadać - oznajmił
basista, wskazując mu miejsce naprzeciwko. Yutaka opadł na krzesło z głośnym
westchnięciem.
-Teraz? - uniósł brew. -Jestem padnięty... Chciałem
przespać się trochę przed próbą - jęknął, kładąc łokcie na stół.
-Ech... - blondyn wstał, podchodząc do perkusisty i
kładąc dłoń na jego ramieniu. -Ale obiecaj mi, że porozmawiamy zaraz po próbie.
-Ossu! -
uśmiechnął się pocieszająco. -Akira... Nie martw się o mnie, proszę - dodał,
gdy Suzuki kierował się w stronę salonu. Basista przystanął i westchnął
głęboko.
-Nie mogę Tanabe... Po prostu nie mogę - szepnął.
___________________________
Tym rozdziałem zakończyła się edycja :) Zostały mi tylko
4 strony tekstu, który kiedyś był rozdziałem, ale teraz zanim go opublikuję
muszę napisać przynajmniej dwie notki.
Tak więc kolejne odcinki będą pojawiały się nieco później
:) Postaram się publikować minimum dwa rozdziały na miesiąc.
Pozdrawiam!
Vixen jest cholernie ostra. Biedne to "Piekło"
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mi się nie podoba ten tajemniczy facet. Reita coś przeczuwa, oby udało się mu wyrwać leadera ze szpon tamtego gościa.
Mam nadzieję, że Vix i Aoi będą w końcu razem.
Ta historia o Reili jest bardzo smutna.
Vixen to demon wcielony :3
UsuńVixen mnie przeraża. Nazwa zespołu idealnie pasuje do tego, co im urządza :D
OdpowiedzUsuńArgggg, co to za gość?! I czego chce od Kaia?!
Wyrwę mu jaja, jak go skrzywdzi.
A Reirei mi w tym pomoże :D Ja to wiem :D
Biedny Taka... najgorsze jest chyba to, że nie miał komu o tym powiedzieć. Wszystkie te emocje dusił w sobie.
Właśnie o to chodziło w nazwie zespołu :D Specjalnie też używam polskiego tłumaczenia :)
UsuńAż mam ochotę umieścić Twoją postać, która skopałaby tyłek blondynowi :D
Z tym się zgodzę, duszenie w sobie emocji często truje nam życie.
Ej, nie skomentowałam jescze? :C.
OdpowiedzUsuńTy, ja chcę rozdział szybko :C.
Vixen to Akuma, nie znam dziewczyny, ale się jej boję XD. Chociaż laska potrafi zgasić niejednego ogiera XD.
Ojojo, Ruks tatusiem :3. Smutna historia, ciekawe, czy będą tego jakieś konsekwencje XD.
W sumie to BIEDNY KAI :C.
CZEKAM NA ROZDZIALIK :C ♥
Hahahaha "nie znam dziewczyny", "zgasi niejednego opiera" <- *leży i ryczy ze śmiechu* uwielbiam Cię :3
OdpowiedzUsuńTwój smutek i współczucie jest tak wielkie jak zasoby talerzy w domu Uruhy xD
Ej, Ciebie rozśmieszy nawet, gdy mówię "budyń", więc się nie dziwię, że już siedzisz w pampersie XD.
UsuńNo dla Kajutka to taki smutek, jak zasób butelek i kieliszków w domu Uruhy XD